Volvo, chińskie badziewie?

No i stało się to, co kiedyś uznalibyśmy za początek końca świata, a dziś... cóż, dziwimy się, aczkolwiek umiarkowanie. Chińska firmy Geely przejmuje od koncernu Ford produkcję samochodów osobowych Volvo.

Jeden z symboli solidności i troski o bezpieczeństwo, potentat, o którym mawiano, że "to, co jest dobre dla Volvo, jest dobre dla Szwecji", trafia w ręce dawnego producenta pralek.

Eksport wciąż pozostaje podstawą bytu i sensem istnienia wielu chińskich przedsiębiorstw. Dla Chin, jako państwa, jest głównym źródłem wzrostu gospodarczego. Daje pracę milionom robotników. Odzież, obuwie, elektronika, zabawki, sprzęt gospodarstwa domowego...

Przyzwyczailiśmy się, że prawie wszystkie wyroby przemysłowe, które kupujemy, mają dziś metkę z informacją: "Made in P.R.C.", People's Republic of China.

Do wyjątków należą samochody osobowe. Dotychczasowe próby opanowania przez producentów z ChRL tego akurat segmentu globalnego rynku zakończyły się niepowodzeniem.

Auta czysto chińskiej konstrukcji kompromitują się podczas testów bezpieczeństwa, rażą przestarzałością i fatalną jakością. Z kolei sprzedaż podróbek popularnych w Europie czy w USA modeli, wywołuje natychmiastowe protesty i lawinę procesów sądowych.

Reklama

Skoro tradycyjne, sprawdzone sposoby ekspansji zawodzą, Chińczycy postanowili sięgnąć po trzecią metodę: zakup prestiżowych, zagranicznych samochodowych "brendów" i wślizgnięcie się na światowe salony pod znanymi, powszechnie szanowanymi sztandarami. Licząc, że klienci nie zorientują się, co się stało, i nie stracą zaufania do marki. Forpocztą tej nowej strategii stało się właśnie przejęcie Volvo.

O co grają Chińczycy - wiadomo. A jakie korzyści ten niecodzienny mariaż może przynieść koncernowi Volvo? Dopływ nowoczesnych technologii? Proszę nas nie rozśmieszać. Lepsze zarządzanie? Trudno przypuszczać, aby nowy właściciel miał wyższe kwalifikacje niż menedżerowie Forda. Zastrzyk finansowy? Zapewne, ale pamiętajmy, że same pieniądze szczęścia jeszcze nie dają...

Odpowiedzią na pytanie o sens sensacyjnej transakcji mogą być słowa szefa firmy Geely, Li Shufu, który stwierdził, że "Volvo skorzysta z ogromnej wiedzy Geely na temat chińskiego rynku". Dodajmy - już teraz największego na świecie i dlatego budzącego ekscytację wszystkich bodaj motoryzacyjnych koncernów, które za wszelką cenę starają się jak najszybciej i jak najmocniej na nim usadowić.

Gra toczy się zatem o dużą stawkę, ale jest niewątpliwie ryzykowna. Nikt nie zagwarantuje przecież, że za parę lat samochody Volvo, owszem, nadal będą symbolem, ale już tylko tzw. chińskiego badziewia.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Geely | firmy | Volvo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy