"Po to są ścigacze, aby zapieprzać... "

Pomimo zbliżającej się zimy każdy temat związany z motocyklami budzi spore emocje.

Nie inaczej było z tekstem opublikowanym na stronach serwisu Poboczem pt." Ginąć trzeba jak mężczyzna!". Sprowokował on Czytelników do dyskusji. Poniżej kilka wypowiedzi na temat tego tekstu...

Jestem motocyklistą już wiele lat. Po treści artykułu wnioskuję że autor siedział na motorze raz, może dwa razy i do tego na tylnym siedzeniu na targach samochodowych.

Po pierwsze - spojrzenie w lusterko w motocyklu nie wymaga jak w samochodzie skrętu głowy, gdyż lusterka są oddalone od osi motocykla o około 40 cm (w samochodzie 70 cm i 150 cm - w tej chwili szacuję) więc argument, że nie widać jak motocyklista patrzy w lusterko jest idiotyczny gdyż wymaga to tylko ruchu oczami (proszę popatrzeć na głośniki stojące po bokach monitora jeśli ktoś posiada - to jest taki ruch).

Reklama

Po drugie - prawdą jest, że większą część wypadków jest z udziałem samochodów i zrzucanie tego argumentu jako bujdę "nakręconych adrenaliną małolatów" jest typowym wybiegiem literacko - politycznym mającym na celu zrażenie czytelnika do motocyklisty.

Samochodów jest więcej i są używane 12 miesięcy w roku. Motocykle kończą sezon około października i wracają na drogi około marca. Składając razem te dwa fakty i dodatkowo uświadamiając sobie że zimą (o zgrozo) jest ślisko powinniśmy jednak uwierzyć że jednak większość wypadków i kolizji drogowych jest z udziałem samochodów.

Szczerze to słyszałem o kilku tylko wypadkach z udziałem dwóch motocykli - inne kolizje / wypadki były zazwyczaj z udziałem motocykla i samochodu więc "pula" jest dzielona.

Pomijam oczywiście typowe wypadki / kolizje samochodowe. Przykro czyta się artykuł, który można by napisać w sposób nie tak wrogo nastawiony do użytkowników naszych dróg.

Autorowi życzę zdrowia i auta z ograniczeniem do 50km/h w mieście - bo nie wierzę że jest idealnym kierowcą.

Pozdrawiam Jan

***

Najbardziej niebezpieczna jest, jak chyba wszystkim wiadomo, różnica prędkości. Jeżeli motocykliści będą jeździć z w miarę rozsądną prędkością, to i wypadków będzie mniej. A tak przy okazji.

Autor zwraca uwagę, że motocyklista jest niewidoczny, bo szybko jedzie, bo kierowca samochodu za rzadko zerka w lusterko... A przecież po to były wprowadzone obowiązkowe światła motocyklistów aby zwracać na siebie uwagę. Z chwilą obowiązku takiego dla wszystkich, sytuacja znów wróciła do punktu wyjścia.

Może wiec teraz motocykliści z kogutem na kasku? A może zrezygnować z obowiązkowych świateł w samochodach? Bo coś poprawy bezpieczeństwa nie widać, a nawet jest chyba jeszcze gorzej...

***

Fakt jest bezsporny - autem osobowym nie da się wjechać na drugiego na jeden pas jezdni (nawet jeśli to będą 2 smarty postawione w poprzek) a motocyklem owszem. Mało tego kierowcy ścigaczy tak właśnie robią (z drugiej strony po to mają ścigacze, żeby na nich zapieprzać ile fabryka dała).

Gdyby nie mieli możliwości wpychania się na pas z prędkością 180 km/h obok auta "pędzącego" 70 km/h to nie byłoby tylu wypadków. Ja osobiście uważam, że wina leży wyłącznie po stronie motocyklistów - wariatów choć w pewnym stopniu rozumiem przyjemność z pędzenia po szosie i zazdroszczę odwagi, bezmyślności i braku wyrzutów sumienia po zrobieniu komuś krzywdy...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama