Król szos i popkultury - legendarny chevrolet camaro

Precz z downsizingiem, precz z ecodrivingiem. Panie i panowie, po 10 latach nieobecności na scenę powraca król szos i bohater zaoceanicznej popkultury - legendarny chevrolet camaro.

Powitajmy go tym goręcej, że jest dostępny również w Polsce, w oficjalnej sieci sprzedaży, za złotówki.

Rozłożysta, niska sylwetka z charakterystycznym "nosem" w kształcie litery V. Reflektory przypominające oczy drapieżnika (nie bez powodu w USA camaro bywa nazywany "pożeraczem mustangów", co jest oczywiście aluzją do konkurencyjnego pojazdu Forda). Szeroko otwierające się, bezramkowe drzwi. 20-calowe obręcze kół. Czarny pas, biegnący wzdłuż polakierowanego na czerwono, prawie pięciometrowej długości nadwozia...

Cóż, jeżeli marzysz o sportowym samochodzie, a jednocześnie nie chciałbyś specjalnie zwracać na siebie uwagi na ulicy i parkingach - kup sobie porsche. Camaro z pewnością nie zapewni ci anonimowości. Przekonaliśmy się o tym, testując ów niezwykły wóz na drogach Małopolski.

Reklama

Wnętrze chevroleta sprawia mieszane wrażenia. Fotele są wygodne i dobrze wyprofilowane. Kierowca i siedzący obok niego pasażer nie mogą narzekać na brak miejsca, za to z tyłu... szkoda gadać. Zamiast naszego zwyczajowego "testu dryblasa", przeprowadziliśmy "test liliputa". Niestety, i ten camaro oblał z kretesem. Jeżeli ktoś zaproponuje wam przejażdżkę na tylnej kanapie tego samochodu, możecie śmiało uznać go za swojego najgorszego wroga. Prawdopodobnie wygodniej podróżowałoby się już bagażniku, zaskakująco pojemnym (364 l) jak na ten typ auta, aczkolwiek z niewielkim otworem załadunkowym, mocno utrudniającym ewentualne wsiadanie i wysiadanie.

Część kabiny, łącznie z fotelami i wielofunkcyjną kierownicą, jest pokryta skórą, jednak nie brakuje również elementów (boczki drzwi), wykonanych z plastiku.

Ciekawie prezentuje się prędkościomierz (wyskalowany do 300 km/godz.) i obrotomierz (kończy się na 9000 obr./min., z czerwonym polem od 6000), podobnie jak zestaw czterech wskaźników, umieszczonych na konsoli środkowej. Informują one o ciśnieniu i temperaturze oleju w silniku, napięciu akumulatora i temperaturze oleju przekładniowego. Pomyślcie, jaką minę zrobi właściciele jakiegoś miejskiego wozidełka, gdy będziecie wyjaśniać mu ich przeznaczenie...

Duży plus za polskojęzyczne komunikaty komputera pokładowego. Ważne dla kierowcy informacje - na przykład o aktualnej prędkości i... nazwie słuchanej właśnie rozgłośni radiowej - są wyświetlane również na przedniej szybie (położeniem obrazu HUD można sterować specjalnym przyciskiem). Pochwalić też trzeba efektowne, niebiesko-biało-czerwone podświetlenie wnętrza.

Przyzwyczailiśmy się, że cechą większości współczesnych samochodów jest słaba widoczność do tyłu. Otóż w camaro źle widać również w pozostałych kierunkach, a to wskutek niewielkich rozmiarów i usytuowania szyb bocznych i przedniej. Cierpi na tym funkcjonalność auta i bezpieczeństwo jazdy, ale auto wygląda bardziej stylowo. Całe szczęście, że jest ono odpowiednio "oczujnikowane" i wyposażone w kamerę cofania, z której obraz ukazuje się - ciekawostka - na lusterku wstecznym.

Przyszedł wreszcie czas na pierwsze przekręcenie kluczyka w stacyjce. Musimy przyznać, że tej prozaicznej dla kierowcy czynności towarzyszyło przyspieszone bicie serca. Wszak pod maską chevroleta drzemie ośmiocylindrowy silnik benzynowy o gigantycznej pojemności 6162 ccm, mocy 405 KM i maksymalnym momencie obrotowym 556 Nm, przekazywanym wyłącznie na tylne koła. Przywołany do życia i pobudzony mocniejszym wdepnięciem pedału gazu wydaje ryk, który musi zwrócić uwagę każdej żywej istoty w promieniu 500 metrów. Ekscytujące.

Osiągi chevroleta camaro w fabrycznym katalogu prezentują się naprawdę okazale: od zera do 100 km/godz. w 5,4 sekundy, ograniczona elektronicznie prędkość maksymalna - 250 km/godz. W "realu" wygląda to trochę gorzej. Owszem, przyspieszenie wciska w fotel, ale o znanym z niektórych innych modeli samochodów uczuciu, że jest się pasażerem windy, swobodnie spadającej w otchłań szybu wieżowca, nie ma raczej mowy. Dlaczego? Prawdopodobnie z winy automatycznej skrzyni biegów, działającej opieszale, niezbyt płynnie, jakby dławiącej energię samochodu.

Nie ukrywamy, że czuliśmy się odrobinę rozczarowani, jednak patrząc obiektywnie, camaro to naprawdę mocny, szybki i zrywny zawodnik. Wzorowo zachowujący się na drodze, pewnie pokonujący ciasne zakręty, aczkolwiek niewątpliwie wymagający od kierowcy doświadczenia i pełnej koncentracji. Jego środowiskiem naturalnym są autostrady (najlepiej niemieckie, na tych odcinkach, na których nie wprowadzono jeszcze ograniczeń prędkości), płyty zamkniętych lotnisk, rozległe, puste parkingi i tory wyścigowe. Tam może najlepiej pokazać swój dziki charakter, tam pozwala na zabawy w palenie gumy i kręcenie piruetów. Do normalnej eksploatacji na publicznych drogach nadaje się średnio, także ze względu na wysokie spalanie - testowany egzemplarz zużywał, według wskazań komputera pokładowego, 19 litrów na 100 km. Słowem - nieprzeciętny pojazd dla nieprzeciętnego użytkownika.

W Polsce bardzo bogato wyposażony chevrolet camaro coupe z sześciobiegową skrzynią manualną kosztuje niespełna 200 000 zł. Słabszy o 27 KM automat - 207 900 zł. W porównaniu z konkurencją trzeba te ceny uznać za atrakcyjne.

Portal INTERIA.PL

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chevrolet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy