Auto służbowe z kartą paliwową. Ale nie ma róży bez kolców
Prezesa korporacji, który w ramach pakietu menedżerskiego otrzymuje do dyspozycji bmw X6 w tzw. full opcji, a do tego prawo do korzystnego leasingu drugiego auta, na przykład dla żony, oraz przedstawiciela handlowego, tłukącego się po polskich drogach skodą fabią oklejoną reklamami składu budowlanego, dzieli przepaść. Inne pieniądze, inne przywileje, inna pozycja społeczna.
Nie zmienia to faktu, że jakikolwiek "służbowy" pozostaje wymarzonym modelem samochodu wielu Polaków, a karta paliwowa, najlepiej bez limitu wydatków, stanowi najcenniejszy element jego wyposażenia. Jeździsz, a nie musisz martwić się cenami benzyny, kosztami napraw, przeglądów, ubezpieczenia... Żyć nie umierać.
Niestety, nie ma róży bez kolców. Na użytkowników samochodów służbowych pożądliwie patrzy Ministerstwo Finansów, które chcąc głębiej sięgnąć im do kieszeni, zamierza wprowadzić zryczałtowany podatek dochodowy za wykorzystywanie takich aut do celów prywatnych.
"W Polsce użytkowanych jest ok. 800 000 samochodów służbowych - czytamy w oficjalnym uzasadnieniu wspomnianego planu - Obecnie kwestia wykorzystywania samochodów służbowych do celów prywatnych nie jest precyzyjnie uregulowana, co sprawia, że rozliczenie podatkowe takiego użytkowania nastręcza wielu trudności. Często przyjmuje się, że wartość świadczenia, jakie otrzymuje pracownik z tytułu użytkowania samochodu służbowego w celach prywatnych, powinna bazować na koszcie wynajmu takiego samego pojazdu w wypożyczalni samochodów i taka wartość powinna stanowić podstawę do opodatkowania.
W wyniku braku precyzyjnych i prostych przepisów w tym zakresie wiele osób nie ujawnia organom podatkowym faktu użytkowania samochodu służbowego do celów prywatnych. Tym samym tworzy się szara strefa (...) Jednocześnie w sposób przystępny uregulowano odwrotną sytuację tj. użytkowanie samochodu prywatnego do celów służbowych (ryczałt).
Wzorem tego rozwiązania należałoby w formie ryczałtu uregulować również kwestię użytkowania samochodu służbowego do celów prywatnych. Ryczałt jest rozwiązaniem prostym, co przełożyłoby się z pewnością na większą legalizację takiego użytkowania dla celów podatkowych. Korzyści z takiego rozwiązania osiągnąłby zatem również budżet państwa".
Resort finansów założył, że przeciętny użytkownik służbowego auta w celach prywatnych przejeżdża miesięcznie 300 km. Proponuje, by do obliczenia ryczałtu zastosować stawkę tzw. kilometrówki. Wynosi ona obecnie 0,8358 zł/km (dla aut osobowych o pojemności skokowej silnika ponad 900 ccm). Po przemnożeniu tej stawki przez 300 km otrzymujemy kwotę 250,74 zł. Podatek od niej wyniósłby miesięcznie 45 zł, w rozliczeniu rocznym - 540 zł. Tyle płaciliby użytkownicy samochodów z silnikami o pojemności do 2000 ccm. Tych, którzy jeżdżą autami napędzanymi większymi jednostkami, obciążałby podatek dwukrotnie wyższy, czyli 1080 zł rocznie. Dlaczego akurat tyle? Tego nie wyjaśniono.
Co ciekawe, koncepcja wprowadzenia "ryczałtowego rozliczenia użytkowania samochodu służbowego do celów prywatnych" jest jednym z punktów projektu "Ustawy o ułatwieniu warunków wykonywania działalności gospodarczej". Któż nie chciałby ułatwiać życia przedsiębiorcom, jest więc duża szansa, że taki kamuflaż pozwoli uniknąć pomysłodawcom trudnych pytań w procesie legislacyjnym.
Czy ktoś zainteresuje się, skąd właściwie wzięło się owe "prywatne" 300 kilometrów miesięcznie? Czy ktoś powie z trybuny sejmowej, że 540 zł dla handlowca z fabią to znacznie większe obciążenie niż 1080 zł dla prezesa z wypasioną beemką, który zresztą i tak pewnie może liczyć na zrekompensowanie mu tego dodatkowego wydatku przez pracodawcę? Czy ktoś zwróci uwagę na sformułowanie "zatem również" z ostatniego zdania cytowanego wyżej uzasadnienia i zapyta, kto jeszcze, poza budżetem państwa, skorzysta na wspomnianym podatku? Czy ktoś dostrzeże sprytny zabieg, polegający na związaniu owego haraczu z kilometrówką? Dzięki temu fiskus odbije sobie ewentualną, postulowaną od dawna podwyżkę jej stawek (nie były zmieniane od 2007 r., przypomnijmy sobie, ile wtedy kosztowało paliwo...).
Wprowadzenie podatku od służbowych aut otwiera drogę dla kolejnych nowych danin. Na przykład "od użytkowania w celach prywatnych odzieży służbowej". Zapłaci ją, "również z korzyścią dla budżetu państwa", żołnierz, który zechce w pełnej gali pójść na ślub kolegi z jednostki i strażak, który pojawi się w mundurze na imprezie w remizie.