Wraca system, który lubi Kubica

Na skutek protestów teamów, rewolucja w F1 polegająca na zmianie zasad wyłaniania mistrza świata (według liczby zwycięst, a nie punktów) została odłożona do przyszłego roku!

Jeszcze nie ruszył pierwszy wyścig sezonu 2009, jak FIA (Międzynarodowa Federacja Samochodowa) musiała wycofać się rakiem z ogłoszonych 17 marca zmian. FIA zweryfikowała swoje plany pod wpływem protestów zespołów startujących w mistrzostwach świata. Z takiego obrotu sprawy cieszy się Felipe Massa z Ferrari, a stosowanie tradycyjnego systemu punktowego na pewno będzie też na rękę Robertowi Kubicy. Polski kierowca BMW-Sauber jest bowiem bardzo regularnym zawodnikiem, ale w swojej karierze odniósł tylko jedno zwycięstwo w wyścigu Formuły 1.

Reklama

- Przyznanie tytułu kierowcy, który wygra więcej wyścigów nie jest prawidłowe. Mamy bowiem przed sobą 17 startów. To nie jest finał 100 metrów na igrzyskach olimpijskich - powiedział Brazylijczyk, który nie zmienił zdania nawet mimo faktu, że gdyby nowy system obowiązywał w zeszłym roku, to on, a nie Lewis Hamilton z McLarena-Mercedesa zostałby mistrzem świata. Zanotował bowiem sześć wygranych, przy pięciu Brytyjczyka.

- Nie interesuje mnie fakt, że dzięki nowemu systemowi mógłbym wywalczyć tytuł. Interesuje mnie to, co jest dobre dla naszego sportu - stwierdził Massa. Według niego najważniejsza w Formule 1 jest regularność. - Kierowca może wygrać więcej wyścigów, ale z powodu nieregularności w swoich występach, nie zdobędzie dużej liczby punktów. W takim wypadku nie zasługuje na tytuł - dodał Brazylijczyk.

Z przedmówcą zgadza się Mark Webber z Red Bulla. Australijczyk uważa, że należy nagradzać kierowców, którzy dobrze się spisują przez cały sezon, a jako przykład wskazuje Kubicę. Polak, mimo tylko jednego zwycięstwa w 2008 roku, prawie do samego końca był jednym z kandydatów do mistrzostwa świata. - Robert świetnie się prezentował w zeszłym roku, ale gdyby obowiązywał nowy system nie liczyłby się w walce - powiedział Webber. - Nowe zasady mogłyby doprowadzić do sytuacji, że mielibyśmy mistrza świata robiącego więcej błędów niż drugi w klasyfikacji. Poza tym to kwestia opinii, kto jest lepszym kierowcą, ten który wygrywa więcej wyścigów, czy ten, który jest bardziej regularny - stwierdził Australijczyk.

System punktowy będzie obowiązywał jednak tylko jeszcze w tym roku. Zapowiedział to już Bernie Ecclestone, szef F1. - Zasada "zwycięzca bierze wszystko" będzie popierana przez FIA, znajdzie się w regulaminie, więc wejdzie w życie - powiedział.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama