Tak było dwa lata temu w Montrealu

Dwa lata temu Robert Kubica odniósł w Montrealu największy sukces w karierze, wygrał wyścig Formuły 1 o Grand Prix Kanady. Rok wcześniej na tym samym obiekcie Polak miał groźny wypadek, ale na szczęście, nie odniósł żadnych poważnych obrażeń.

W 2009 roku GP Kanady nie zostało rozegrane, gdyż organizatorzy nie doszli do porozumienia w kwestiach finansowych z Bernie Ecclestone. W ostatnich dniach listopada 2008 roku szef F1 zażądał od Kanadyjczyków kwoty 175 mln dolarów za podpisanie pięcioletniej umowy. Do porozumienia nie doszło, rywalizacja na torze w Montrealu wypadła z kalendarza na 2009 rok.

Dopiero po kilku miesiącach negocjacji, jesienią 2009 zawarto ugodę, którą podpisał m.in. burmistrz Montrealu Gerald Tremblay. Kwota wpisowego została znacznie obniżona - do poziomu 75 mln dolarów, zaś przewidywane całkowite zyski mają dojść do poziomu 90 mln.

Reklama

W 2008 roku Kubica startował do wyścigu z drugiego pola, za Hamiltonem, liderem klasyfikacji generalnej GP. Przez pierwsze 15 okrążeń sytuacja w czołówce nie zmieniała się, prowadził Hamilton, Kubica jechał jako drugi ze stratą około 3 s. Później przewaga Brytyjczyka zaczęła minimalnie rosnąć. Trzeci był Fin Kimi Raikkonen (Ferrari), czwarty Niemiec Nico Rosberg (Williams), piąty Hiszpan Fernando Alonso (Renault), szósty Brazylijczyk Felipe Massa (Ferrari).

Na 17. okrążeniu na torze pojawił się safety car po wypadku, jakiemu uległ Niemiec Adrian Sutil (Force India). Jego uszkodzony bolid trzeba było usunąć z toru. Gdy samochód bezpieczeństwa opuścił tor, pięciu kierowców prowadzących w wyścigu zjechało, aby zatankować samochody.

Jako pierwsi boksy techniczne opuścili Kubica i Raikkonen, ale nie mogli od razu wyjechać na tor i włączyć się do walki, gdyż przy wyjeździe ze strefy serwisowej było zapalone czerwone światło.

W momencie, gdy Polak i Fin zatrzymali swoje bolidy, wyjeżdżający z boksu jako trzeci Hamilton nie wyhamował i uderzył w tył samochodu Raikkonena, a w chwilę później w Hamiltona jeszcze lekko uderzył Niemiec Nico Rosberg (Williams). Oba bolidy Hamiltona i Raikkonena zostały poważnie uszkodzone, kierowcy musieli zrezygnować z jazdy.

Po wyjeździe na tor Kubica był dziewiąty, ale na czele jechali zawodnicy, którzy jeszcze nie tankowali samochodów. Gdy oni zaczęli zjeżdżać, Polak powoli awansował, a na 41. okrążeniu wyprzedził swojego partnera z zespołu Nicka Heidfelda, który miał już do pełna zatankowany samochód i wymienione opony. Było zatem pewne, że już nie będzie do boksu zjeżdżał.

Kubica natomiast musiał jeszcze raz pojawić się u swoich mechaników. Polak po wyprzedzeniu Heidfelda początkowo nie mógł jechać z maksymalną prędkością, gdyż przed nim był na torze Niemiec Timo Glock (Toyota), którego trudno było wyprzedzić.

Dopiero gdy Glock zjechał na tankowanie, Kubica mógł zdecydowanie przyśpieszyć. Praktycznie na każdym okrążeniu toru nadrabiał po dwie sekundy, w efekcie zjeżdżając na tankowanie na 48. okrążeniu miał nad Heidfeldem ponad 25 s przewagi. To wystarczyło, aby po zatankowaniu i zmianie opon wyjechać na tor przed drugim kierowcą BWM-Sauber i utrzymać pierwsze miejsce do mety.

Dzięki wygranej w GP Kanady Robert Kubica objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Polak był liderem przez dwa tygodnie, do GP Francji, w którym uplasował się na 5. pozycji i spadł na drugie miejsce. Liderem został Brazylijczyk Felipe Massa (Ferrari), który wygrał wyścig na torze Magny-Cours.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy