Protestują przeciwko Grand Prix Bahrajnu

Działacze organizacji ochrony praw człowieka protestują przeciwko decyzji Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) o rozegraniu w przyszły weekend 22 kwietnia wyścigu o Grand Prix Bahrajnu, czwartej tegorocznej eliminacji mistrzostw świata Formuły 1.

Wciąż nie można mówić o stabilizacji sytuacji politycznej i ustaniu niepokojów  społecznych, wymierzonych przeciw rodzinie  panującej.    W sobotnim komunikacie wydanym przez organizację Human Rights Watch (HRW) można  przeczytać: "Decyzja FIA daje miejscowym władzom okazję do ukrycia problemu, jakim jest  łamanie praw człowieka. Wykorzystają okazję do tego, żeby udawać przed światem, że kryzys  już minął. Rozegranie wyścigu rodzina panująca przedstawi jako udzielenie jej poparcia w  dotychczasowych działaniach, natrafiających na opór społeczny. FIA powinna raczej  namawiać do natychmiastowego uwolnienia więźniów  politycznych".  

Reklama

Dzień wcześniej FIA ogłosiła, że "organizatorzy w stu procentach zrealizowali nasze  zalecenia i nie ma obecnie żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa dla uczestników zawodów  i kibiców. Dlatego nie istnieją przeszkody, by GP Bahrajnu odbyła się zgodnie z  planem".  

 Kilka godzin później doszło w jednej z głównych dzielnic Manamy do zamieszek ulicznych z  udziałem przedstawicieli szyickiej opozycji. W wyniku starć z oddziałami prewencyjnymi  policji poważnie ranny został 15-latek, niegroźnych obrażeń doznało kilka innych osób.    

 

Przed rokiem, w marcu, liczne protesty i manifestacje w stolicy przyniosły 35 ofiar  śmiertelnych po stronie opozycji i pięciu zabitych funkcjonariuszy. Niezależna  międzynarodowa komisja badająca tę sprawę uznała, iż "użyto nadmiernej siły podczas  demonstracji, niewspółmiernej do zaistniałych  okoliczności".   Te zawirowania polityczne, grożące w pewnym momencie nawet wybuchem wojny domowej,  spowodowały, że ubiegłoroczny wyścig się nie odbył. Zanim go oficjalnie odwołano,  odroczono na bliżej nieokreślony termin, "do czasu normalizacji sytuacji w regionie".    

 Do niej jednak wciąż daleko. Amnesty International szacuje, że w zajściach śmierć poniosło  już 60 osób, a co najmniej setki opozycjonistów przebywa w więzieniach.

 


PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy