Od dziecka przyzwyczajony jest do zwycięstw. Tymczasem teraz...

Co się dzieje z Jensonem Buttonem? Początek tegorocznego sezonu miał fenomenalny. Nie chodzi tylko o samą wygraną na torze w Melbourne, ale również o styl tego zwycięstwa.

 W zgodnej opinii obserwatorów, australijski wyścig w wykonaniu 32-letniego Brytyjczyka był absolutnie perfekcyjny. Od startu do mety. Tydzień później, 25 marca w Malezji, było już jednak nieporównanie gorzej. Co prawda dzięki udanym kwalifikacjom Button ruszał z pierwszej linii, ale po kolizji z bolidem zespołu HRT został zepchnięty na koniec stawki. Ostatecznie zakończył Malaysia GP na 14 miejscu. Cóż, pech...

Mistrzowska forma wróciła na chwilę w kolejnym wyścigu, w Szanghaju, co zaowocowało miejscem na podium. Mogło być jeszcze lepiej, gdyby mechanicy McLarena-Mercedesa nie marudzili zbyt długo na ostatnim pit stopie, pozbawiając swego kierowcy szansy na nawiązanie walki z nieoczekiwanym zwycięzcą Grand Prix Chin, Nico Rosbergiem.

Reklama

Jak się okazało, był to pierwszy poważny sygnał, że Button nie może liczyć w tym roku na sympatię Fortuny. Bahrajn - miejsce 18, Katalonia - 9, Monako - 16, Kanada - 16. Słabo, jak na mistrza świata Formuły 1 z 2009 roku i człowieka, który ma na swym koncie 13 wygranych wyścigów F1.

Komentatorzy mówili o błędach taktycznych, Button narzekał na pecha, opony i słabości samochodu. Ten ostatni argument jest jednak mało przekonujący, bowiem dysponujący takim samym bolidem partner Jensona z zespołu, Lewis Hamilton, radzi sobie o wiele lepiej. Zgromadził dotychczas 88 punktów i w klasyfikacji kierowców zajmuje wysokie, trzecie miejsce. Na tym tle dorobek Buttona wygląda skromnie: 49 "oczek" i zaledwie ósma pozycja.

Po GP Kanady kierowca odwiedził McLaren Technology Centre, gdzie wraz z inżynierami z zespołu dokładnie przeanalizował swój start w Montrealu. Bardzo wnikliwie zweryfikowano również wszystkie ustawienia bolidu.  Nie znaleziono w nich żadnych poważniejszych błędów i nie dokonano jakichkolwiek rewolucyjnych zmian, aczkolwiek szefostwo McLarena zapewniało, że bolid przygotowany na GP Europy jest lepszy niż poprzednio. Rezultat osiągnięty w Walencji przez Buttona też okazał się lepszy - ósme miejsce, cztery punkty.

Na pewno nie zadowala to jednak człowieka, który od dziecka, tak jak Robert Kubica,  przyzwyczajony jest do zwycięstw. Jenson Button już jako ośmiolatek wygrał kartingowe mistrzostwa Wielkiej Brytanii. W wieku 17 lat został najmłodszym mistrzem Europy w klasie Super A. Potem były sukcesy w Formule 3. W 1999 r. brytyjski nastolatek podpisał umowę z zespołem Williamsa, wkraczając w świat Formuły 1. W drugim swoim wyścigu, na brazylijskim torze Interlagos finiszował na szóstym miejscu i został najmłodszym w historii F1 kierowcą, któremu udało się zdobyć punkty. Miał wówczas 20 lat.

W następnych latach Button startował w barwach stajni Benetton-Renault i BAR, teamie kupionym następnie przez Hondę. Pierwsze swoje zwycięstwo w Formule 1 odniósł w 2006 r., podczas deszczowego Grand Prix Węgier. Największe jednak sukcesy osiągnął w barwach zespołu Brawn GP, powstałego na bazie Hondy, która w 2008 r. wycofała się z F1. W 2009 r. w znakomitym, jak się okazało, bolidzie, wygrał 6 z 7 pierwszych wyścigów i został mistrzem świata Formuły 1. Z tym większym zaskoczeniem przyjęto jego przejście do zespołu McLaren-Mercedes, gdzie stał się partnerem Lewisa Hamiltona. W 2010 r. zajął piąte miejsce w klasyfikacji kierowców. W 2011 r. po zwycięstwach w trzech wyścigach był drugi, trzy pozycje wyżej od Hamiltona, któremu po raz pierwszy w karierze zdarzyło się przegrać w ostatecznym rozrachunku z kolegą z zespołu.

Rok 2012, 8 wyścigów, 49 punktów, ósme miejsce... I jak na razie spore rozczarowanie. Fani Jensona Buttona nie tracą jednak nadziei, licząc, że w tak nieprzewidywalnym sezonie, jak obecny, wszystko jeszcze może się zdarzyć...

            

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy