Ecclestone zamiast Melbourne wybrał Nowy Jork

Bernie Ecclestone, właściciel praw do Formuły 1, nie pojawi się na inauguracyjnym wyścigu sezonu o GP Australii. Anglik wcześniej awizował swój przyjazd, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.

Od kilku miesięcy trwa zamieszanie wokół przyszłości GP Australii, którego nie chce część radnych miasta Melbourne, bowiem wiąże się to z kosztami dofinansowywania wyścigu. Innego zdania są organizatorzy ścigania na Albert Park, którzy wszystkimi siłami starają się utrzymać GP Australii w kalendarzu F1.

Właściciel praw do Formuły 1 Bernie Ecclestone wcześniej występował w roli mediatora pomiędzy stronami, ale kilka tygodni temu powiedział otwarcie, że jeżeli Australia nie chce F1, to nikt nie będzie o to zabiegał, bowiem są inne państwa chętne do organizacji wyścigów. Od słów 80-letni Anglik przechodzi do czynów. Jak podaje dziennik z antypodów "Herald Sun" Ecclestone zamiast pojawić się na GP Australii, poleci do Nowego Jorku, aby rozmawiać z burmistrzem miasta Michaelem Blombergiem w sprawie przyszłości wyścigu w tym mieście. Tym faktem mocno zaniepokojony jest Ron Walker, szef Grand Prix Australii.

Reklama

"Burmistrz Nowego Jorku zaprosił Berniego Ecclestone'a do USA, by ocenić jego przychylność wobec ewentualnego wyścigu na Staten Island. W wyniku wydarzeń ostatnich tygodni, szef F1 był w stałym kontakcie z panem Blombergiem. Walka nie toczy się tylko z Nowym Jorkiem, ale z wszystkimi, którzy są zainteresowani organizacją wyścigów F1. Otwierany jest obiekt w Delhi, kolejny pojawi w Rosji, również Korea weszła do gry... Inne arabskie państwa też chcą, tak, więc zawsze będzie bój" - wyznał Ron Walker.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama