Alonso może być mistrzem już w Brazylii

Hiszpan Fernando Alonso z teamu Ferrari już za dwa tygodnie - podczas Grand Prix Brazylii - może świętować tytuł mistrza świata Formuły 1. Tor Interlagos pod Sao Paulo dwukrotnie okazał się już dla niego szczęśliwy - w latach 2005-06.

Pochodzący z Oviedo kierowca dwukrotnie - jeszcze startując w barwach ekipy Renault - właśnie w Brazylii zapewniał sobie pierwsze miejsce w klasyfikacji MŚ na koniec sezonu. To miejsce może się okazać dla niego szczęśliwe również tym razem, co zawdzięcza dość nieoczekiwanym wynikom niedzielnej Grand Prix Korei.

W spowodowanych przez deszcz trudnych warunkach, na nowo wybudowanym torze Yeongam odniósł piąte zwycięstwo w tym roku i z dorobkiem 231 punktów został liderem klasyfikacji kierowców. W Korei Południowej całkowitą klęskę poniósł team Red Bull-Renault. Najpierw Australijczyk Mark Webber rozbił się o bandę po efektownym piruecie na śliskiej nawierzchni, a następnie defekt bolidu wyeliminował prowadzącego w wyścigu Niemca Sebastiana Vettela.

Reklama

W wyniku tego Webber spadł na drugie miejsce w MŚ - 220 punktów, a Vettel na czwarte - 206, wyprzedzony przez drugiego na mecie Brytyjczyka Lewisa Hamiltona z McLaren-Mercedes - 210. Nadziei na powstrzymanie Alonso nie traci szef ekipy Red Bulla Christian Horner, który stwierdził w niedzielę: - Wierzę, że kwestia mistrzostwa rozstrzygnie się dopiero w Grand Prix Abu Zabi, ale także w to, że zdobędziemy dwa tytuły.

Również kierujący Ferrari Stefano Domenicali spodziewa się ostrej walki o każdy punkt w dwóch ostatnich wyścigach: - Wygrana Fernando w Brazylii, może nie wystarczyć, choć nie ukrywam, że byłby to dla nas bardzo optymistyczny scenariusz i poważna zaliczka przed Abu Zabi. Wszyscy wiemy, jaką formę prezentuje w tym roku Red Bull-Renault i trudno oczekiwać, że znowu przydarzy mu się taki pech, jak w Korei.

11 punktów przewagi Hiszpana nad Webberem oznacza, że gdyby w Brazylii znów stanął na najwyższym stopniu podium, to tytuł mistrza świata dałoby mu piąte miejsce Australijczyka. Dystans między nimi wzrósłby wówczas do 26 punktów, a zwycięstwo w wyścigu jest warte 25.

Nad drugim z najgroźniejszych rywali - Hamiltonem, 29-letni Hiszpan ma przewagę 21 punktów, więc jego triumf na Interlagos przekreśla szanse Anglika na mistrzostwo, podobnie jak Vettela, który traci już 25 pkt. Czysto hipotetycznie na obronę tytułu może jeszcze liczyć Brytyjczyk Jenson Button z McLaren-Mercedes, ale dystans 48 punktów to faktycznie przepaść.

Aby ją przeskoczyć niepowodzenia w dwóch najbliższych wyścigach musiałaby odnotować cała czwórka zawodników sklasyfikowanych przed nim.

Obecnie scenariuszy na walkę o mistrzostwo świata jest jeszcze sporo. Jeśli nawet na Interlagos nie zostanie wyłoniony najlepszy kierowca, to przed Grand Prix Abu Zabi lista pretendentów powinna zmaleć do dwóch, najwyżej trzech nazwisk, z obecnych pięciu.

Po 17 tegorocznych eliminacjach siódmy w stawce jest Robert Kubica - 124 punkty, ale nawet jeśli odniósłby w listopadzie dwa zwycięstwa, mógłby awansować najwyżej o jedną lokatę, przed Brazylijczyka Felipe Massę w Ferrari.

Wciąż otwarta jest też kwestia tytułu mistrzowskiego wśród konstruktorów. Wskutek koreańskiego niepowodzenia prowadzącego w niej zespołu Red Bull-Renault, jego przewaga nad McLaren-Mercedes stopniała do 27 punktów, Ferrari traci 52. Do zdobycia jest jeszcze maksymalnie 86 pkt.

Szans na podium nie ma już Renault - 143 pkt, a francusko-luksemburskiemu teamowi ciężko będzie wyprzedzić Mercedes GP-Petronas - 188, co - zdaniem jego szefów - było jednym z tegorocznych celów.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy