Mój polonez. Za 1400 złotych

Polowanie na czerwony październik, czyli jak znalazłem swojego poloneza. Wielu pewnie pokiwa głową z wyraźnym politowaniem, słysząc słowo "Polonez".

Jednak mi znalezienie interesującego egzemplarza zabrało 6 miesięcy.

Wielogodzinne podróże po ościennych województwach, długie godziny spędzone na portalach aukcyjnych i forach internetowych w końcu zaowocowały tym że stałem się posiadaczem "reliktu polskiej motoryzacji".

Czy jednak na pewno auto, które powinno zejść ze sceny już 20 lat temu jest aż takie tragiczne?

Zobaczmy. Zakupiłem go prawie dwa lata temu za horrendalną kwotę 1400 zł... dużo jak na poloneza... W sumie można kupić taniej... ale czy lepiej? Autko pochodzi z 1996 roku, i jest w więcej niż dobrym stanie blacharskim w porównaniu do reszty egzemplarzy nawet z młodszych roczników. Małe purchle rdzy nie powodują, że nie mogę spać po nocach, bo przecież błotnik pod kolor w idealnym stanie kupię za 50 zł.

Reklama

Blacha to zmora tych samochodów, jednak ten egzemplarz widocznie wyszedł z tego obronną ręką. Żerańska fabryka zamontowała w moim egzemplarzu silnik Rovera, 16-zaworowa jednostka, dwa wałki rozrządu, i 103 konie mechaniczne wyciśnięte z 1.4 L pojemności... Ma to swoje wady i zalety. Nie nadaje się do ciągania przyczep z cegłami na budowę, ale skutecznie zawstydza kierowców nowszych "zachodnich" samochodów, kiedy na liczniku pierwsza setka pojawia się po około 10 sekundach.

Krótkie przełożenie mostu, spory zapas obrotów i całkiem nieźle dobrane przełożenia skrzyni sprawiają, że do 130-140 km/h podróżuje się bardzo przyjemnie i sprawnie. Prędkość maksymalna to powalające 170 km/h, ale w Polsce jazda powyżej 100 km/h to już prawie rezerwacja miejsca na cmentarzu.

Spalanie... Przy normalnej jeździe oscyluje w granicach 10 l gazu po mieście (zimą troszkę więcej - jednak silnik jest mały, lekki i szybko się nagrzewa, więc różnica między zimą a latem nie jest aż tak odczuwalna w portfelu).

Nawet benzyna nie jest do tego autka droga - 6-7 l w trasie to dobry wynik jak na samochód ważący 1050 kg. Silnik wykonany w całości z aluminium razem z kompletnym osprzętem i skrzynią biegów waży tylko 105 kg. Silnik był produkowany na licencji Hondy - i jak na Hondę przystało powyżej 4 tysięcy obrotów zaczyna się zabawa... a kończy gdzieś w okolicach 7 tysięcy. Czyli tam gdzie inni muszą zmieniać bieg na wyższy ja mam jeszcze prawie 2000 obrotów zapasu. (moc maksymalna przy 6500 obr/min 103 KM, a moment przy 5200 obr/min 127 Nm).

Mało? Nie ma problemu. Kupujemy sprowadzonego z Anglii Landrovera Freelandera 1.8 przejechanego przez pociąg, albo Rovera 75, wyciągamy z niego silnik 1.8, wkładamy do poloneza, i na fabrycznym osprzęcie wyciągamy 125 Km i 190 Nm!

Silniki serii K 16 różniły się od siebie TYLKO pojemnością, więc przełożenie ich to prawie czyste plug&play. Niestety słabej jakości tylny most słabo to znosi i powyżej 80 km/h pojawia się charakterystyczne śpiewanie. Ale... od czego jest radio? Nawet jeśli komuś to przeszkadza, na pobliskim szrocie - most do poloneza - 150 zł.

Zawieszenie samochodu to ideał na polskie drogi, praktycznie można z niego wymontować amortyzatory a samochód i tak tego nie odczuje. Sztywny most na trzypiórowych resorach to coś co po prostu nie może się zepsuć, a ewentualnie zużyte tuleje gumowo metalowe to koszt 30 zł za komplet.

Z przodu jest troszkę gorzej, fabryczne sprężyny są dość miękkie i auto nurkuje przy hamowaniu - można zamontować grubsze sprężyny z Poloneza z silnikiem Diesla i wtedy autko jest trochę twardsze.

Narzekać można na notoryczne wybijanie się końcówek drążków kierowniczych. ale i tutaj każdy może sobie pozwolić na coroczną wymianę kompletu - koszt - 70 zł. W każdym razie, na polskich drogach siermiężne zawieszenie spisuje się doskonale. Mniejsze krawężniki nie robią na nim wrażenia.

Koszty eksploatacji to błahostka w porównaniu z "niebitymi, niepalonymi w środku, nic nie stuka nic nie puka autami od dziadka Helmuta czy babci Helgi co to przez 20 lat zrobiła 100 tys km jeżdżąc do kościoła". Przynajmniej wiem że nie był po poważnym wypadku (stłuczki parkingowe to niegroźne zdarzenia) bo wstawianie "ćwiartki" do poldka się nie opłaca:)

To co w tym samochodzie zadziwia większość moich pasażerów to wyposażenie. No bo przecież które auto za 1400 zł ma na swoim pokładzie: centralny zamek z pilotem, elektrycznie sterowane szyby z domykaniem z pilota, wspomaganie kierownicy, halogeny przednie i tylne w standardzie, bardzo rzadkie fotele marki Inter Groclin - Model Akupresura... Tak tak... kilkanaście kompletów ponoć tylko sprzedano, o kilku wiadomo, że jeżdżą a o reszcie słuch zaginął.

Co w nich takiego? A no fakt, że mają "masaż", który bardzo skutecznie oddala w czasie charakterystyczny ból pleców i lędźwi po wycieczce poldolotem na trasie dłuższej niż 100 km... Regulowany odcinek lędźwiowy i krzyżowy powoduje że oparcie dostosowuje się do kształtu pleców kierowcy i pasażera.

Dobre trzymanie boczne powoduje, że nawet ostre zakręty pokonuje się szybciej niż normalnie bo "nie czuć". Do pełni opcji brakuje tylko podgrzewania foteli, elektrycznych i podgrzewanych lusterek oraz... prawdziwego białego kruka - oryginalnej klimatyzacji.

O ile podgrzewane fotele i lusterka można kupić za grosze, o tyle klima jest nie do zdobycia. Autko ma przejechane 123 tys km. Poprzedni właściciel całkiem nieźle o niego dbał jednak eksploatacja i cała masa drobnych usterek spowodowała, że długie dnie spędziłem... nie, nie u mechanika. Z grubą książka autorstwa pana Morawskiego na parkingu pod blokiem.

Za pomocą podstawowych narzędzi bez warsztatu i mechaników 99% usterek usunąłem sam. A to bezpiecznik, a to żaróweczka, klocki czy tarcze hamulcowe, wszystko można zrobić samemu w szczerym polu. Najpoważniejszą awarią była śmierć pompy paliwa (poprzedni właściciel ją zakatował jeżdżąc bez benzyny w baku), oraz śmierć palca i kopułki zapłonowej.

Za skórę zalazł mi jeszcze zapieczony wtryskiwacz paliwa, ale i to da się zrobić w przerwie między śniadaniem a obiadem.

Dlaczego polonez? Od dziecka chciałem mieć, wymarzyłem sobie czerwonego, z silnikiem Rovera w full opcji... Częściowo marzenie się spełniło... Dalsza część wymaga dużo cierpliwości i szczęścia, żeby zdobyć wyposażenie, o którym nikt w sklepach nie słyszał.

Podsumowując autko można polecić młodym ludziom, dopiero zaczynającym przygodę z motoryzacją. Poznają jak zbudowany jest samochód, jak działa. Polonez uczy pokory, tylny napęd i miękkie zawieszenie przy pierwszych opadach śniegu bardzo szybko powoduje u kierowców spokojniejszą jazdę. Duże przestronne wnętrze, solidna aczkolwiek archaiczna konstrukcja, małe koszty eksploatacji i... dusza, to coś co trzyma mnie w tym samochodzie. Sebastian

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zawieszenie | auto | most | silnik | polonez
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy