Prelude, czyli jak to robią Japończycy

Jeśli diabeł tkwi w szczegółach, to w tym samochodzie diabłów powinno być co najmniej kilkanaście. Prelude z Katowic jest bardziej japońska od tych, które przemierzają ulice Tokio i Osaki.

Na pierwszy rzut oka żadna część nie zdradza ukrytej sensacji. To tuning z najwyższej półki, dla koneserów, którym nieobce są takie pojęcia jak "bumper poles" lub znają ofertę firmy Grill Craft.

Dla przeciętnego wypalacza benzyny Prelude wygląda po prostu "fajnie" - ma delikatnie narysowany bodykit, felgi i karbonową maskę. Ale liczba niespotykanych elementów wyposażenia zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, niezliczone smaczki i detale powodują, że ten egzemplarz sportowej Hondy bez wątpienia zasługuje na miano najciekawszej Prelude V generacji w Polsce.

Reklama

Od starszego pana, z Polski

Takie auta podobno nie istnieją, gdyby wierzyć potencjalnym klientom autokomisów. Z drugiej strony, wszystkie sprowadzone z zachodu samochody sprzedawcy zachwalają jako "jeżdżone przez emeryta, absolutnie bezwypadkowe". W tym przypadku tak było naprawdę: Prelude została kupiona od pierwszego właściciela, w dodatku stała piecza autoryzowanego serwisu Hondy gwarantowała, że samochód wart jest swojej ceny.

Wielokrotnie lepiej dopłacić kilka procent ceny do interesującego nas egzemplarza, jeśli otrzymujemy w zamian pewność, że pojazd nie rozpadnie się po drodze do domu. W dodatku, jeśli kupimy samochód naprawdę sprawdzony, możemy śmiało brać się za tuning bez konieczności wcześniejszego gwałtownego remontowania.

I o to przede wszystkim chodziło - dość biedna wersja domagała się dopieszczenia przy użyciu aftermarketowych akcesoriów. Kierunek był prosty - daleki wschód! Z wyjątkiem przekładki kierownicy na prawo, Honda miała maksymalnie upodobnić się do wersji sprzedawanej na rynku japońskim. Jak wiadomo, najlepsze wypasy Japończycy trzymają dla siebie, na eksport, wytwarzając znacznie mniej "tłuste" fury.

W dobie globalnej gospodarki nie ma jednak rzeczy niemożliwych do zdobycia, a scena JDM (Japanese Domestic Market) w krótkim czasie zastąpiła krzykliwy styl "Import tuner" znany z szybkich i wściekłych filmów pozbawionych fabuły.

Z braku miejsca nie jesteśmy w stanie szczegółowo opisać wszystkich elementów, którymi Stanisław dopieścił swe auto. Nie ma wszak wątpliwości, że już kilka słów o tych najważniejszych i najatrakcyjniejszych wystarczy, by przekonać się ile pracy zainwestowano w tego Prelude'a.

Po pierwsze: JDM bumper pole. "Kijki zderzakowe" to wymysł japoński, bo w tym odległym kraju przeciętne miejsce parkingowe jest mniejsze od rozmiaru samochodu, który je zajmuje. Zanim powstały więc skomplikowane systemy kamer panoramicznych, stosowano elektrycznie wysuwane ze zderzaków antenki z diodą na szczycie, wyznaczające miejsce, w którym kończy się maska samochodu. To pozwalało uniknąć nieplanowanych otarć.

Po drugie: silnik. Japończycy najmocniejsze wersje zostawiali sobie, stąd obecność na japońskim rynku Hondy Prelude z silnikiem H22A VTEC o mocy 220 KM, w odróżnieniu od 185 KM w egzemplarzach eksportowanych. Co więcej, JDM-owy silnik w opisywanej Prelude został poddany dalszym modyfikacjom, wśród których znajdziemy dolot z wersji Type-S, dodatkowy kontroler zmiany faz rozrządu VTEC, zmodyfikowany komputer ECU, lekkie koło zamachowe Fidanza i kompletny wydech Fujitsubo. Napęd przenosi sprzęgło Exedy i pięciobiegowa skrzynia z fabryczną szperą.

Honda stoi na 17-calowych felgach CR-7 i zawieszeniu Sport Kit Stage 2, obniżającym auto o 45 i 38 mm, odpowiednio z przodu i z tyłu. Pod maską widać czerwoną rozpórkę - to również oryginalne wyposażenie JDM-owej wersji Type-S oraz SiR. Warto też wspomnieć o hamulcach marki Nissin - znanej raczej na rynku dalekowschodnim niż w Europie.

Zewnętrznie Prelude wydaje się niewiele odbiegać od serii. To jednak kolejna zmyłka: zarówno progi, jak i dokładka tylnego zderzaka również rozpoczęły żywot w JDM-owej wersji Type-S, natomiast przednią "dolna wargę" firmuje Greddy, - producent znany raczej z części mechanicznych niż stylistyki nadwozi. W przednim zderzaku widać siatkę GrillCraft: ta ceniona na amerykańskim rynku firma produkuje grille do większości modeli samochodów dostępnych w USA. Czerwony emblemat z literą "H" to obecnie popularna modyfikacja, ale znalezienie oryginalnego znaczka "Euro-R" (widocznego po lewej stronie grilla) zakrawa już na cud. W taki właśnie, przewrotny sposób, Japończycy oznaczają najmocniejsze wersje Hond produkowane tylko na rynek wewnętrzny. Niegdyś było to Type-R, ale od niedawna nazwę zmieniono na Euro-R, jak na złość nie wysyłając nigdy tych najbardziej wypasionych wersji do Europy!

Zarezerwowane dla Japonii są także halogeny w zderzaku. Sprawdzony i zawsze pasujący dodatek to karbonowa maska. Z wyjątkiem przednich reflektorów, całe oświetlenie funkcjonuje przy pomocy bezbarwnych diód, dzięki czemu w czystych tylnych światłach (typu klar) nie widzimy szpecących kolorowych żarówek.

Kontynuację "niewidocznego" i smakowitego stylu przeróbek znajdziemy także w środku kabiny. Oko bacznego obserwatora przykuwa JDM-owy panel "kontroli klimatu" (JDM climate control), czyli po prostu automatycznej klimatyzacji. Na tym nie koniec luksusu - Prelude w wersji "wewnętrznej" otrzymywała wyposażenie godne samochodu klasy premium. Stanisław zamontował elektrycznie regulowane i składane lusterka wsteczne (JDM) oraz podgrzewane siedzenia przednie, podobnie jak kierownica, podłokietnik, mieszek dźwigni biegów i miech hamulca ręcznego, pochodzące z wersji Type-S, obszyte czerwoną nitką. Nie zapominamy także o wygodnym tempomacie, służącym do bezstresowego pokonywania wielokilometrowych tras.

Fascynacja japońskimi detalami sięga zenitu, gdy zauważymy, że nawet uchwyt na monety i kubki, a także światełka w drzwiach to wyposażenie zarezerwowane dla japońskiego rynku wewnętrznego.

Sporo pracy zainwestowano także we wskaźniki - w końcu to jeden z najczęściej obserwowanych przez kierowcę elementów. Karbonowa wkładka między zegarami to atrybut wersji Type-S, a aluminiowe ringi wokół "budzików" pochodzą z modelu SiR. Zamiast nudnego zielonego podświetlenia, zastosowano opcję Mugena - Indiglo Gauges - dającą niezwykły efekt świecenia samych cyfr i skali wskaźników, w dodatku w atrakcyjnych czerwono-niebieskich barwach.

Na tym oczywiście zachwyty jeszcze się nie kończą - nie było jeszcze bowiem mowy o systemie audio. Sześciogłośnikowy, 120-watowy zestaw ma jeszcze jedną unikatową cechę: urządzenie pod nazwą Honda Acoustic Feedback System. Jego zadanie to nieustająca kontrola poziomu natężenia dźwięku we wnętrzu. Za pomocą dwóch mikrofonów umieszczonych w tylnej półce, HAFS "słyszy" decybele wydobywane z systemu audio, i dzięki dwóm przetwornikom, w razie potrzeby kompensuje lub obcina występujące zakłócenia (przestery). Potrafi także pogłośnić radio, gdy poziom hałasu w kabinie wzrośnie - np. podczas przyspieszania czy po otwarciu szyberdachu. Krótko mówiąc, nie ma mowy o tym, by nasz system audio charczał, zamiast grać - właśnie o to troszczy się HAFS.

Choć mało tu krzykliwych zmian, tuning tej Hondy zasługuje na najwyższe uznanie. Przede wszystkim za upór w znajdowaniu trudno dostępnych części, ale też za konsekwencję i wkład pracy. W końcu montaż JDM-owych akcesoriów wymaga nieco więcej wprawy i pracy niż typowe zabiegi tuningowe.

Na zlotach we Francji czy Hiszpanii Honda Stanisława raczej nie zostałaby doceniona, ale nie stanowi to problemu. Obojętność widzów niezainteresowanych tematem jest przecież rekompensowana przez zachwyt coraz liczniejszych fanów sceny JDM.

Maxi Tuning
Dowiedz się więcej na temat: tuning | wyposażenie | Japończycy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy