Polski kierowca

Wjechałeś pod pociąg - zapłacisz za to

Wydawać by się mogło, że trudno nie zauważyć wielkiej lokomotywy zbliżającej się do przejazdu kolejowego. Okazuje się jednak, że polscy kierowcy potrafią wjechać wprost pod rozpędzony elektrowóz. Są nawet tacy, którzy uderzają samochodem w wagon mknącego im przed nosem pociągu...

W tym roku, w ciągu zaledwie dwóch miesięcy, doszło do 15 wypadków na przejazdach kolejowych. 2 osoby zostały zabite, a jedna ciężko ranna. No cóż, za głupotę się płaci. Często cenę najwyższą.

Najgorsze jest jednak to, w jak durny, bezmyślny sposób zachowują się kierujący na przejazdach kolejowych

Zanim wjedziesz, użyj mózgu - jeśli go masz...

To co piszę poniżej, może wydawać się banalne, ale okazuje sie, że wciąż trzeba wbijać do waszych głów podstawowe zasady.  Zanim wjedziecie na przejazd, rozejrzyjcie się uważnie. Zaprzestańcie rozmowy z pasażerami, ściszcie radio. To bardzo ważne, bo pociąg przed przejazdem często używa syreny. Jeśli jednak jakiś odmóżdżony osobnik ma na uszach słuchawki albo radio nastawione na cały regulator, z pewnością nic nie usłyszy. Spójrzcie w lewo i w prawo.  Upewnijcie się, czy nie widać świateł pociągu.

Reklama

Jeżeli przed przejazdem zaczęły migać przemiennie dwa czerwone sygnały, w żadnym razie nie próbujcie jeszcze zdążyć przejechać. Jesteście na wyścigu? Tak bardzo wam się spieszy? Wieziecie rannego albo umierającego? Uważajcie, bo jeden drobny błąd i wy będziecie przewożeni karetką. Albo karawanem...

W żadnym razie nie próbujcie omijać półzapór. Jeżeli są opuszczone, to przecież oznacza, że do przejazdu zbliża się pociąg, prawda? Czy tak wiele kłopotu sprawi wam zaczekanie paru minut?

Ratuj się do końca

Jeżeli już jednak zdarzy się tak, że na skutek własnej głupoty utknęliście na przejeździe i zapory zamknęły się, nie oznacza to wcale, iż jesteście zdani na zagładę. Zapory na przejazdach są tak skonstruowane, aby można było je wyłamać samochodem. Nawet osobowym.

Pamiętamy wszyscy wypadek, jaki zdarzył się w lecie ub. roku w Czechach. Polski kierowca TIR-a wjechał na przejazd, ignorując sygnalizację świetlną. Bo się zapewne spieszył, tak jak większość z was... Nagle zapory zaczęły się opuszczać. I co? Ten zawodowiec stał bezradnie i czekał, aż uderzy w niego pociąg. A przecież wystarczyło ruszyć, złamać samochodem szlaban i uciekać z przejazdu. Lepiej mieć przecież uszkodzoną szybę w aucie czy porysowane lekko nadwozie, niż zostać zmiażdżonym, czyż nie? Trzeba tylko umieć ruszyć głową. Kierowca TIR-a oświadczył przed czeskim sądem: Myślałem, że jeśli zapory są zamknięte, to nie mogę wjechać, ani opuścić skrzyżowania. Żenada!

To nie tylko twój problem

Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro jeden lub drugi dureń wjeżdża pod pociąg, to jego sprawa. Chce stracić życie albo wieść je dalej na wózku inwalidzkim - to ok.  Nic bardziej błędnego.  Przecież maszynista, a niekiedy także pasażerowie pociągu też narażeni są na niebezpieczeństwo. We wspomnianym wypadku w Czechach, spowodowanym przez lekkomyślnego Polaka, prowadzący pociąg stracił nogę. 3 osoby zginęły, 17 zostało rannych. Straty wyniosły 13,6 miliona złotych.

Dla każdego maszynisty zabicie lub poranienie człowieka jest też przecież ciężkim przeżyciem. Co gorsza, prowadzący pociąg nie może nic zrobić, by zapobiec wypadkowi. Nie jest przecież w stanie ominąć pojazdu stojącego na przejeździe. Mam nadzieję, że rozumiecie dlaczego. Może tylko uruchomić tzw. hamowanie nagłe. Tyle tylko, że takie Pendolino mknące z prędkością 160 albo 200 km/h potrzebuje mniej więcej kilometr, by się zatrzymać.

Po trzecie wreszcie, każde kolizja pociągu z samochodem powoduje ogromne opóźnienie tego składu i wielu innych następnych pociągów. To nie jest tak, że uczestnicy zderzenia zjadą sobie na bok i wezwą policję. Co więcej, policja czasem przybywa za pół godziny albo 45 minut, bo przecież w pobliżu szlaku kolejowego nie ma co parę kilometrów komisariatów.

Tysiące ludzi spóźniają się do pracy, na spotkania, do domu, bo jeden bezmyślny dureń nie zauważył pociągu...

Powinniście za to płacić

Kto powinien pokrywać straty?  Dla mnie jest to oczywiste - sprawca wypadku. Ciekawe, co by było, gdyby wszyscy pasażerowie wystąpili do PKP o odszkodowanie za spóźnienie i przeżyty stres, a kolej obciążyła tym kwotami pozbawionego szarych komórek kierowcę. Dodatkowo jeszcze uszkodzenia pociągu, koszty uprzątnięcia wraku samochodu itd.

Taki kierowca do końca życia harowałby, żeby to spłacić, a komornik zająłby wszystko co ma. Może to przemówiłoby do wyobraźni tych, którzy tak bardzo się spieszą. Na Polaka najskuteczniej działa uderzanie po kieszeni. Zachęcam więc nasze wspaniałe koleje do rozważenia takiej możliwości.  A media powinny publikować informacje, kto ile zapłacił za wjechanie pod pociąg. Pół miliona, milion...

Wkrótce nie byłyby potrzebne żadne zapory, bo następni rozglądaliby się dwadzieścia siedem razy przez wjechaniem na przejazd.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy