Polski kierowca

Kamery obowiązkowo w każdej ciężarówce i autobusie

W sierpniu br. 30-letni Polak niejaki Tomasz K., pracujący w Anglii, zasłynął tym, że kierując ciężarówką spowodował drogowy horror. Zmiażdżył osobowe auto, w którym jechała kobieta z trójką dzieci. Ofiary wypadku poniosły śmierć. Przyczyna tej tragedii okazała się szczególnie bulwersująca, bo nagranie z kamery umieszczonej wewnątrz pojazdu dobitnie dowiodło, że sprawca po prostu bawił się komórką.

Co by było, gdyby we wnętrzu tej ciężarówki nie została zainstalowana kamera z rejestratorem? Z pewnością ten osobnik nie przyznałby się, że odwracał wzrok od drogi, a właściwie w ogóle na nią nie patrzył. Zaraz po wypadku próbował przecież wmówić brytyjskiej policji, że nastąpiła awaria hamulców. Zapomniał jednak o tym, że kamera rejestrowała jego niechlubny wizerunek.

Wy też możecie zostać drogowymi zabójcami

Popatrzcie na nagranie z ciężarówki, zamieszczone poniżej. Widać wyraźnie, że kierujący odwraca wzrok od drogi. Właściwie należałoby powiedzieć inaczej: odwraca wzrok od komórki, by co jakiś czas zerknąć na drogę, ale i tak niewiele na niej widzi, niewiele pojmuje. Już w drugiej sekundzie filmu można dostrzec, że samochody na lewym pasie jezdni zatrzymały się. Kierowca w tym momencie powinien rozpocząć hamowanie. Nic takiego jednak nie czyni. Zerka bezmyślnie na drogę, ale nie potrafi ocenić sytuacji.

Reklama

Następne spojrzenie na drogę następuje w czwartej sekundzie filmu. Wyraźnie już widać, że ciężarówka błyskawicznie zbliża się do stojących przed nią samochodów, ale polski ,,mistrz’’ kierownicy nawet teraz tego nie zauważa. Kieruje pojazdem automatycznie, odruchowo, ale jego mózg nie wyrabia się, bo zajęty jest wyłącznie obsługą telefonu komórkowego i wykonywaniem bardzo ważnego zadania - wyszukiwaniem muzyczki.

W rezultacie ciężarówka jadąca z prędkością 50 mil/h (80,5 km/h) bez hamowania uderza w stojące pojazdy. Siła uderzenia jest tak wielka, że jedna z osobówek zostaje wtłoczona pod tylne koła naczepy stojącego przed nią tira. W samochodzie, którym kierowała 45-letnia Tracy Houghton, znajdowało się także troje dzieci w wieku 11 i 13 lat. W wyniku braku odpowiedzialności, lekkomyślności i głupoty kierowcy ciężarówki wszyscy oni zostali dosłownie zmiażdżeni. Co gorsza, tragedię tę widział partner zabitej kobiety, który jechał w drugim samochodzie.

Tak oto w ciągu kilku sekund można stać się drogowym zabójcą.

Sąd wydał wyrok, bo nie było polskiego biegłego

Brytyjski sąd skazał Polaka na 10 lat pozbawienia wolności, a po odbyciu kary będzie on miał zakaz kierowania pojazdami przez następne 7 lat. Można więc liczyć przynajmniej na to, że jako kierowca kariery na Wyspach już nie zrobi. W internecie można znaleźć bardzo wiele publikacji na ten temat, głównie w mediach brytyjskich. Tam nikt się nie patyczkuje, publikowane jest nazwisko sprawcy i jego wizerunek. Wystarczy wpisać przeglądarkę "polish driver killed familly" (polski kierowca zabił rodzinę).  W Polsce natomiast tacy drogowi zabójcy, podobnie jak inni przestępcy, są w dziwny sposób chronieni. Pokazuje się twarze ofiar, a wizerunek zabójcy maskuje. Na szczęście w Wielkiej Brytanii sądy działają o wiele sprawniej niż w naszym cudownym kraju. W ciągu 3 miesięcy dochodzenie zamknięto i wydano wyrok.

Podobnie było w Czechach, kiedy to inny polski "drajwer" wpakował się tirem pod Pendolino, powodując śmierć dwóch osób i ciężkie obrażenia u kolejnych czternastu.

W Polsce taka sprawa ciągnęłaby się ze dwa lata. A czy pamiętacie bandycki wyczyn trzech młodocianych zbirów, którzy w okolicach Tarnowa zrzucili bryłę lodu na ciężarówkę powodując śmierć kierowcy tira? Wówczas biegły uznał, że gdyby cisnęli tę bryłę lodu 0,3 sekundy później to nic takiego by się nie stało.

Gdyby taki sam "mądry" biegły pracował na zlecenie angielskiego sądu uznałby, że pan Tomasz. K  też wcale nie jest tak bardzo winny. Przecież gdyby te samochody nie zatrzymały się to nasz dzielny Polak na uchodźstwie w nikogo by nie wjechał.

Co dla Polaka znaczy prawo i dane słowo?

Sprawca opisywanej drogowej masakry podejmując pracę w firmie, do której należała ciężarówka, podpisał zobowiązanie, że nie będzie podczas kierowania pojazdem używał telefonu komórkowego. Z pewnością zdawał sobie też sprawę, że ciężarówka wyposażona jest w kamery i rejestrator, które zapisują każdą sekundę jazdy.

Niestety, Polacy mają we krwi, chyba jako dziedzictwo narodowe, lekceważący i pogardliwy stosunek do wszelkich przepisów prawa. "Podpisałem zobowiązanie, ale i tak będę robił to co mi się podoba. Ja wiem przecież lepiej co można, a co nie, jestem wspaniałym kierowcą i nikt nie będzie mi narzucał co mam robić." Teraz mamy "wolność", a zatem precz z wszelkimi ograniczeniami i zakazami. Wolność i swobody, tak pojmowane przez durniów, są po prostu anarchią. Jeżeli znacie język angielski, poczytajcie sobie na zagranicznych forach komentarze odnośnie tego wypadku i Polaków w ogóle. Nie znajdziecie tam nic miłego. Czy można się dziwić, że nas tam nie lubią i już nie chcą?

Naśladowców nie brakuje

Gdyby nie zapis z rejestratora w ciężarówce, ten drogowy zabójca i wielu jemu podobnych mogłoby bardzo łatwo wyłgać się od odpowiedzialności. Wystarczyłoby, aby zeznał, że po prostu zasłabł, stracił na chwilę przytomność. Nikt by mu nie udowodnił, że tak nie było, a wówczas sprawa jego odpowiedzialności i kary przedstawiałaby się zupełnie inaczej. Naiwne i nierzetelne media ubolewałby nad losem tego biedaka, który nagle tak źle się poczuł, zasłabł i taka spotkała go tragedia... Zaraz będzie miał zapewnioną pomoc psychologa.

Korzystanie przez kierowcę, zwłaszcza zawodowego, z telefonu komórkowego podczas jazdy jest dobitnym dowodem braku odpowiedzialności, a także uczciwości wobec pracodawcy. Ktoś taki w ogóle nie powinien jeździć, bo nie ma do tego predyspozycji zawodowych i moralnych. Okazuje się jednak, że bardzo wielu (pseudo)zawodowców postępuje podobnie. Popatrzcie:

Kierowca autobusu miejskiego pisze SMSa. Z pewnością w bardzo ważnej sprawie, np. informuje żonę, że kupił jajka i pieczywo albo zaprasza kumpla na piwo.

Tu z kolei pan kierowca autobusu rozmawia, wjeżdża na skrzyżowanie, kierownicę obsługuje jedną ręką. Czy taka nonszalancja świadczy o profesjonalizmie czy o głupocie?

I jeszcze jeden przykład dyletanctwa. Łokieć w bok, łapa przyciska telefon do ucha i tak jedziemy sobie autobusem pełnym pasażerów. Swobodna długa rozmowa. Widocznie panu kierowcy się nudzi. To może powinien zmienić pracę?

Co ciekawe, internauci w komentarzach pod takimi filmikami zdecydowanie bronią gadających przez komórki kierowców, a autorów nagrań nazywają konfidentami, donosicielami i jeszcze gorzej. Z pewnością dlatego, że sami postępują podobnie. Wciąż nie dociera do wielu zakutych łbów, że tu nie chodzi tylko o trzymanie telefonu w ręku, ale przede wszystkim o rozproszenie uwagi. Dokładnie tak samo jak w przypadku Tomasza. K, który dał popis swojej głupoty w Wielkiej Brytanii. On też z pewnością uważał, że komórka podczas jazdy "to nic takiego". Teraz będzie miał 10 lat na weryfikację swoich poglądów.

Montować obowiązkowo kamery

Bardzo narzekacie na wszelkie ograniczenia, zakazy, przepisy. Nazywacie to policyjnym państwem. Ale czy można wam ufać? Czy zatrudniając kogoś z was na stanowisku kierowcy mogę być pewien, że jesteście uczciwi, solidni i jeżeli podpiszecie zobowiązanie albo znacie regulamin pracy i przepisy kodeksu drogowego, to nie będziecie używać komórki podczas jazdy? Ależ skąd! Wyjmiecie ją zaraz, jak tylko pracodawca spuści was z oka.

Niestety, nie pozostaje więc nic innego jak kontrola. Trzeba was sprawdzać, nadzorować i kontrolować. Uważam, że rejestratory zapisujące obraz także z kabiny kierowcy powinny być obligatoryjnie monitorowane w każdej ciężarówce i w każdym autobusie, a nawet w taksówce. Zresztą, jak sami widzicie, tak już się dzieje. Szanujące się firmy przewozowe montują rejestratory i służy to nie tylko kontroli kierowcy, ale także może mu pomóc w trudnych konfliktowych sytuacjach, np. w razie kolizji, potrącenia pieszego, napadu itd. Z drugiej jednak strony nagrania z takiego monitoringu powinny być wyrywkowo przeglądane przez pracodawcę, a odpowiednia adnotacja znajdować się w umowie o pracę.

Jeżeli okaże się, że podczas przewożenia ludzi autobusem wysyłasz SMSy albo podczas prowadzenia tira bawisz się tak jak Tomasz. K , natychmiast wylatujesz dyscyplinarnie z pracy. Co więcej, jeśli spowodujesz wypadek z powodu rozproszenia uwagi przez używanie komórki, ponosisz pełną odpowiedzialność finansową, a więc płacisz z własnej kieszeni za zniszczone pojazdy, a także odszkodowanie rannym i rodzinom zabitych. Taki przepis należy jak najszybciej wprowadzić.

Są zawody, w których nie ma miejsca na komórkę

Wyobraźcie sobie dentystę, który boruje wam w zębie, a w drugiej ręce trzyma smartfon i bezczelnie sobie z kimś gada. Wyobraźcie sobie nauczycielkę, która prowadzi z dziećmi lekcje i jednocześnie rozmawia sobie z mężem przez komórkę. Wyobraźcie sobie piłkarza, który biega po boisku z komórą w dłoni i pisze SMSy. Co byście na to powiedzieli? Że to jakiś wariat, partacz, dyletant. W rzeczywistości piłkarz, nauczycielka czy dentysta stwarzaliby o wiele mniejsze zagrożenie niż wy z komórką za kierownicą.

Są zresztą takie firmy, w których pracownikom zakazuje się z korzystania z telefonów komórkowych. Np. w niektórych call center telefonistki mają zakaz używania prywatnych komórek, bo pracodawca nie będzie im płacił za towarzyskie rozmówki i tolerował marnowania czasu. No i tam ludzie muszą się do tego zastosować, bo jak przyjdzie przełożony i zobaczy, że trzymasz komórkę, to dostajesz kopa w tyłek i wylatujesz. Okazuje się więc, że można obyć się bez telefonu przez parę godzin i nic takiego strasznego się nie stanie. Niestety wy jesteście niewolnikami komórek, a one potrafią odmóżdżyć was do tego stopnia, że patrzycie na drogę i nie widzicie niebezpieczeństwa. Tak, jak ten Tomasz K.

Jeśli wsiadam do autobusu, tramwaju albo taksówki, to mam prawo oczekiwać, że wiezie mnie prawdziwy profesjonalista, a nie jakiś tandeciarz i dyletant, który ośmiela się ryzykować nie tylko swoim życiem, ale i moim. Ja za to płacę i mam prawo wymagać solidności i odpowiedzialności. Zwracajcie więc uwagę kierowcom i motorniczym. Dyletantów trzeba zwalczać.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy