Polski kierowca

Czy ty też nie widzisz pieszego?

Coraz więcej zdarza się ostatnio zawinionych przez kierujących pojazdami wypadków najechania na pieszych. Oczywiście zdecydowana większość takich zdarzeń ma miejsce na przejściach. Analizując wiele takich potrąceń można odnieść wrażenie, że kierowcy będący ich sprawcami w ogóle nie widzieli pieszego, hamowali dopiero po uderzeniu w człowieka. Z czego to wynika?

Oczywiście polscy kierowcy zaraz powiedzą, że to wszystko wina pieszych, bo niepotrzebnie pętają się po drodze i przeszkadzają, a w dodatku czasem wchodzą nieoczekiwanie na przejście, zamiast grzecznie i pokornie poczekać, aż przejadą wszystkie samochody. Statystyki pokazują jednak, że zdecydowana większość wypadków spowodowana jest z winy kierujących, a nie pieszych.

Z bezpieczeństwem pieszych jest coraz gorzej

W latach 2008-2015 występował w Polsce niewielki, ale prawie stały spadek liczby potrąceń pieszych. Niestety, począwszy od ubiegłego roku nastąpił ponowny wzrost i znowu osiągnęliśmy pułap mniej więcej z roku 2008. Czyli cofnęliśmy się o 9 lat!

Reklama

Popatrzcie na wykres:

Kolejny wykres pokazuje dobitnie, że 2/3 wypadków najechania na pieszego zawinionych jest przez kierujących pojazdami:

Kto najeżdża na pieszych?

Jeszcze ciekawsza jest analiza danych dotyczących sprawców takich wypadków według kategorii pojazdu:

Oczywiście w tej smutnej statystyce przodują kierowcy osobówek, ale to jest poniekąd naturalne, bo samochodów osobowych jest najwięcej.

Na drugim miejscu są kierowcy różnych dostawczaków, czyli samochodów ciężarowych o dopuszczalnej masie całkowitej do 3,5 t. To zasadzie tacy sami amatorzy, jak kierowcy osobówek, bo do kierowania małym busem wystarczy kategoria B prawa jazdy. Oczywiście nie wszyscy oni są kiepskimi kierowcami, ale dane mówią same za siebie.

A kto jest na trzecim miejscu? Rowerzyści (!) czyli ci biedni, niechronieni uczestnicy ruchu. I co teraz powiedzą znawcy od siedmiu boleści i obrońcy cyklistów, którzy twierdzą, że rowerem nie można nikomu wyrządzić żadnej krzywdy, a tym bardziej zabić? Oczywiście, że można. W ubiegłym roku na skutek uderzenia przez rower śmierć poniosła jedna osoba, a 157 zostało rannych!

Rowerzyści byli ponad dwukrotnie częściej sprawcami najechania na pieszych, niż kierowcy dużych ciężarówek, i autobusów, a niemal trzykrotnie częściej niż motocykliści. To mówi samo za siebie. Rower kierowany przez nieobliczalnego durnia, wpadający z dużą prędkością na pieszego idącego chodnikiem albo przechodzącego po przejściu przez jezdnię może być bardzo niebezpieczny.

Warto też zwrócić uwagę, że samochodów osobowych jeździ po naszych drogach prawie 21 milionów, natomiast dużych ciężarowych ponad 2 miliony. A zatem osobówek jest 10 razy więcej niż ciężarówek.  Mimo to liczba wypadków najechania na pieszego spowodowanych przez kierowców z kategorią C prawa jazdy jest prawie 62 razy mniejsza niż tych zawinionych przez "mistrzów" z samochodów osobowych. Czyli - dla wolniej myślących - kierowcy ciężarówek jeżdżą 6 razy bezpieczniej niż kierowcy osobówek.

Kto najczęściej ulega potrąceniu?

Szczególnie smutne jest to, że najczęściej ofiarami potrącenia przez pojazd padają ludzie starsi. Popatrzcie na wykres:

Już po ukończeniu 25 lat szanse przechodnia na rozjechanie przez samochód zaczynają wzrastać, natomiast statystyczny pieszy mający ponad 60 lat czterokrotnie częściej ulega wypadkowi, niż człowiek młody. Wynika to z pewnością z mniejszej sprawności fizycznej osób starszych, ale przecież w cywilizowanym społeczeństwie seniorów należy otaczać szczególną troską i opieką.

W Polsce tymczasem kierowcy rozjeżdżają ludzi w podeszłym wieku na przejściach, gdyż trudno oczekiwać, by staruszka mająca problemy z chodzeniem, kuśtykająca o lasce była w stanie żwawym sprintem uciec z przejścia, bo akurat nadjeżdża jakiś rozpędzony samochód kierowany przez odmóżdżonego osobnika.

Wyprzedza nas tylko Ukraina

Polska jest krajem o jednym z najwyższych w Europie wskaźników śmiertelnych wypadków. Jeżeli chodzi o liczbę pieszych zabitych na drogach, to wyprzedzamy zdecydowanie w tej niechlubnej statystyce wiele krajów, które przewyższają nas pod względem liczby ludności, obszaru, sieci dróg. Popatrzcie:

W Polsce w 2016 roku zginęło 859 pieszych, podczas gdy we Francji, która ma dwa razy większą liczbę ludności,  499 pieszych. W Niemczech które przewyższając nas liczbą ludności prawie trzykrotnie, zginęło 537 pieszych.  Nie wspominam już o Szwecji, bo tam liczba zabitych wyniosła tylko 39 pieszych. 

Wyprzedza nas tylko Ukraina (która jest większa od Polski obszarowo 2 razy). Tam zginęło aż 1467 pieszych.

Wyciągnijcie sami wnioski. Dlatego śmieszy mnie bardzo, jak ktoś mówi o Polsce: "w naszej zachodniej cywilizacji...". Jakiej "zachodniej"? To chyba przejaw kompleksów. Jeżeli już, to jesteśmy w Europie Centralnej, a nie Zachodniej. A powyższa statystyka wypadkowa wskazuje wyraźnie, w którą stronę bliżej naszej cywilizacji, przynajmniej tej motoryzacyjnej. Raczej w stronę Ukrainy...

Jedzie i nie widzi pieszego

Można zrozumieć, że kierowca został zaskoczony gwałtownym  wejściem albo wbiegnięciem pieszego na jezdnię. W takiej sytuacji rzeczywiście zbyt wiele nie można zrobić i potrącenie staje się czasem nieuniknione.

Zdarza się jednak wiele takich wypadków, kiedy to kierujący ma możliwość dostrzeżenia pieszego na przejściu ze znacznej odległości, a mimo to nie widzi go i jedzie śmiało, uderzając w przechodnia praktycznie bez hamowania. Tak, jak w tej sytuacji:

Dwie dziewczyny zbliżają się do przejścia. Samochód nadjeżdżający z lewej strony ekranu (widać tylko jego światła) zatrzymuje się. Nastolatki wchodzą na przejście (tak marginesie nie sprawdzając czy z prawej strony nic nie jedzie). Z przeciwnej strony ze znaczną prędkością nadjeżdża inny pojazd. Jego kierowca powinien przecież zauważyć, że auto widoczne naprzeciw stoi przed przejściem. Powinien też dostrzec dziewczyny na przejściu. Skrzyżowanie jest doskonale oświetlone. I co?

Kierowca rozpoczyna hamowanie dopiero około 5 metrów przed przejściem. Oczywiście nie ma mowy, by samochód jadący z prędkością około 90 km/h zatrzymał się. Uderza w obie dziewczyny... Przeanalizujcie tę sytuację na kolejnych klatkach z filmu:

Podobnie jest w tym przypadku:

Przejście dla pieszych jest doskonale widoczne i oznakowane. Są na nim piesi, jako kolejna wchodzi matka prowadząca wózek z dzieckiem. Nadjeżdża rozpędzony samochód, którego kierowca w ogóle nie hamuje! Widać to wyraźnie, że hamowanie rozpoczął już za przejściem.

Kolejny przykład brawury i przeceniania swoich umiejętności:

Popatrzcie, kiedy ten kierowca rozpoczyna hamowanie:

Ten samochód także jechał o wiele za szybko (około 90 km/h), by kierowca mógł prawidłowo zareagować. Oczywiście prowadzenie samochodu z taką prędkością na miejskiej drodze, przed skrzyżowaniem i przejściem dla pieszych, świadczy o niskim poziomie rozumu, głupocie i braku kwalifikacji do kierowania pojazdem.

Im większa prędkość, tym mniej widzisz

Czym są spowodowane takie uderzenia w pieszych? Oczywiście nadmierną prędkością. Mało który polski "mistrz" wie zapewne, że wraz ze wzrostem prędkości zawęża się kąt realnego widzenia kierującego. Popatrzcie na kolejne grafiki:

Jeżeli samochód stoi, możemy doskonale obserwować wszystkie obiekty znajdujące się na drodze, niczym na fotografii.

Gdy zaczynamy jechać, kąt widzenia realnego, czyli takiego, które pozwala mózgowi kierowcy przeanalizować postrzegany obraz, zmniejsza się. Przy prędkości 40 km/h jest to niemal niezauważalne.

Przy prędkości 60 km/h widzimy jeszcze kobietę z wózkiem na przejściu, ale nadjeżdżający z lewej strony samochód już zaczyna się nam rozmazywać. Możemy mieć problem z oceną jego prędkości.

Jeśli jedziemy z prędkością 90 km/h w takim miejscu (co świadczy o braku rozsądku i odmóżdżeniu), to nie dostrzeżemy ani pojazdu nadjeżdżającego z lewej strony, ani kobiety z wózkiem. O ile tamci uczestnicy ruchu nie wykażą ostrożności i nie zastosują zasady ograniczonego zaufania, wypadek będzie nieunikniony. Zmieciemy z przejścia tę pieszą, rozbijemy wózek z dzieckiem albo zderzymy się z autem znajdującym się na drodze z pierwszeństwem.

Przy prędkości 120 km/h możemy w ogóle nie zauważyć, że jesteśmy tuż przed przejściem i przed skrzyżowaniem.

Jeżeli to co opisuję jest za trudne do zrozumienia, popatrzcie jeszcze na kolejny rysunek. Doskonale ilustruje on omawiane zjawisko i tłumaczy przyczyny wcześniej pokazanych na filmach wypadków:

To nie jest mój wymysł, ale rezultaty badań naukowców, m.in. USA, Wielkiej Brytanii, Kanady. Przy znacznej prędkości oczy kierowcy odbierają obraz po bokach jako rozmazaną plamę. Mózg nie jest w stanie tego obrazu przetworzyć, więc go pomija. Dociera do niego tylko wąski wycinek tego, co widzi na wprost przed sobą. O ile podczas jazdy na szosie poza obszarem zabudowanym, a zwłaszcza na autostradzie nie stwarza to zagrożenia, o tyle jazda ze znaczną prędkością miejskimi ulicami może okazać się bardzo niebezpieczna. Po prostu taki dureń nie zauważy pieszego odpowiednio wcześnie, ale dopiero wtedy, gdy ten znajdzie się tuż przed maską samochodu.

SSMS, komunikator, fejs, ale brak rozumu

A teraz druga grupa przyczyn najechania na pieszego. Chodzi tu o rozkojarzenie kierującego albo zajmowanie się innymi czynnościami podczas prowadzenia samochodu.

Staruszka przechodzi przez jezdnię. Samochód, który zbliża się do przejścia, nie jedzie zbyt szybko, jego prędkość wynosi około 55 km/h. Znajduje się w odległości około 60 metrów od przejścia. Kobieta nadal idzie, a samochód jedzie wciąż z niezmienioną prędkością i uderza w kobietę. Hamowanie rozpoczyna się dwa metry przed pieszą. Ten kierowca być może zajęty był np. swoim smartfonem i nieuważnie obserwował drogę albo wcale jej nie obserwował. Istnieje też i taka możliwość, że jest to osobnik, u którego występują zaburzenia koncentracji lub upośledzenie wzroku.

Zwróćcie uwagę, że obecnie ważność badań lekarskich przy nowo wydawanych prawach jazdy wynosi 15 lat. W ciągu tak długiego czasu wzrok nasz może się wybitnie pogorszyć, czemu zresztą sprzyja wspaniale korzystanie z wyświetlaczy na smartfonach.

Jak myślicie, który kierowca pójdzie z własnej inicjatywy do okulisty, by sprawdził mu wzrok? Robicie to dopiero wtedy, kiedy już nie możecie trafić kluczem do zamka w drzwiach albo widelcem w kotleta...

Takie osoby nie nadają się do prowadzenia samochodu

Szkoda, że tego, o czym piszę, nie uczą na kursach na prawo jazdy. Osobom szkolonym powinny być wyświetlane takie właśnie filmiki, aby zrozumieli, czym grozi rozwijanie nadmiernej prędkości, zwłaszcza na obszarze zabudowanym. Niestety, na kursach ludzie wkuwają na pamięć testy, nie starając się nawet zrozumieć sensu odpowiedzi na pytania. W ten sposób kształci się drogowych analfabetów, którzy potrafią tylko naciskać gaz do deski, natomiast nie umieją myśleć i przewidywać. Rezultaty właśnie widzimy.

Nie ulega chyba dla nikogo wątpliwości, że dureń, który jedzie ulicą w mieście i zbliżając się do skrzyżowania i przejścia, ma na liczniku 90 km/h, nie posiada faktycznych kwalifikacji do kierowania pojazdem. Jest to osobnik bardzo niebezpieczny, mogący w każdej chwili pozbawić kogoś życia lub zdrowia. Za takie wyczyny, za jazdę po takich ulicach z prędkością 80-90 km/h lub większą powinien grozić nie tylko mandat, ale obligatoryjne zabranie prawa jazdy i skierowanie delikwenta na kosztowne badania lekarskie, psychotechnikę, badania psychiatryczne itd. Za które oczywiście sam musiałby zapłacić.

Niestety, cały problem polega na tym, że w Polsce działania na rzecz bezpieczeństwa na drogach mają w większości charakter jedynie propagandowy i są realizowane nie przez fachowców, ale przez ludzi, którzy sami nie mają o tym bladego pojęcia.

Bądźcie wyrozumiali dla pieszych

Wielu zmotoryzowanych oczekuje, że piesi powinni zawsze wykazywać rozsądek, umieć prawidłowo ocenić prędkość pojazdu, myśleć i przewidywać. To jest żałosne, bo znaczna część kierowców sama nie umie myśleć. A przecież wśród pieszych są dzieci, ludzie starsi, chorzy, inwalidzi, często mający problemy ze wzrokiem, słuchem, trudności w poruszaniu się.

To obowiązkiem kierowcy jest otoczyć pieszego szczególną troską, ułatwić mu poruszanie się po drodze, przechodzenie przez jezdnię. Oczywiście takie wymagania można stawiać cywilizowanemu kierowcy, a nie prostakowi, który widzi jedynie czubek własnego nosa i zapomina, że sam przecież też czasem jest pieszym. Zapomina, że na drodze może trafić się dureń podobny do niego, który rozjedzie jego matkę, żonę, dziecko...

Patrząc na wypadki najechania na pieszych mam wrażenie, że cywilizowani kierowcy w Polsce znajdują się w zdecydowanej mniejszości.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama