Polski kierowca

Czy twoje dziecko też rzuca w przejeżdżające samochody?

Kilkanaście dni temu w mediach pojawiła się sensacyjna informacja mniej więcej następującej treści: "kierowca dostawczego Renault przejeżdżał przez podwarszawską Zielonkę i zauważył przy drodze dwóch chłopców. Jeden z nich rzucił w jego samochód jakimś twardym przedmiotem. 37-letni kierowca usłyszawszy huk zatrzymał pojazd, pobiegł za biednymi chłopczykami, dogonił jednego z nich i siłą wsadził do samochodu, a następnie zawiózł do odległej o kilka kilometrów sąsiedniej miejscowości Kobyłka. Tam wyrzucił biednego 12-latka z samochodu i pojechał dalej, ale wkrótce dopadli go policjanci. Teraz brutalowi z dostawczaka grozi 5 lat za kratami za pozbawienie wolności niewinnego dzieciaczka. Oczywiście "usłyszał" już zarzuty..."

No i cóż takiego się stało, chłopczyk rzucił sobie dla zabawy kamieniem, kartoflem albo jakąś śrubą w przejeżdżające auto, a ten "bandyta" postąpił jak jakiś gangster. Zamiast wesoło pomachać dziarskiemu chłopczykowi albo zatrzymać się i wręczyć mu czekoladkę.

Tym razem jednak internauci wykazali, że potrafią rozsądnie myśleć i nie ulegają lansowanym jakże często zasadom "poprawności" i wzorcom bezstresowego wychowania. Oto niektóre komentarze pod publikacjami na temat tego zdarzenia:

- Dobrze facet zrobił, powinien mu jeszcze przetrzepać tyłek pasem

Reklama

- Patologia jakaś, co robią rodzice tego łobuza? Niech płacą za szkody!

- Biedny kierowca, teraz pismacy zrobią z niego bandytę

- Powinien szczeniaka za uszy wytargać i na koniec dać mu kopa!

- Mój ojciec to by jeszcze podziękował temu facetowi z ciężarówki, a potem spuścił mi lanie!

- Co za chory kraj, młody chuligan może rzucać w samochody, a kierowcy nie wolno nic zrobić???

Ogromna większość internautów stanęła w obronie tego kierowcy. To pocieszające, że społeczeństwo potrafi jeszcze myśleć i daje się do końca omamić różnym "specjalistom" od wychowania

Tak się bawią dzieci. Czy twoje też?

Takich słodkich dzieciaczków jest znacznie więcej. Popatrzcie:

Tutaj też kochani chłopcy bawią się, rzucając śniegiem z wiaduktu na autostradzie w przejeżdżające samochody. Prawda, jacy pomysłowi?

Na tej drodze milusińscy też zabawiają się, chcą zapewne panu kierowcy zrobić psikusa. Ten dostaje w auto śnieżną kulą i zamiast się roześmiać, zawraca, wysiada i jeszcze jak niegrzecznie zwraca się do tych uroczych maluchów... Straszne, ale z pewnością zaraz biedni chłopcy otrzymają pomoc psychologa...

Przypomnijmy też historię innych słodkich dzieciaczków, wówczas w wieku 16 i 17 lat, którzy z wiaduktu w okolicach Tarnowa zrzucili bryłę lodu na ciężarówkę, zabijając jej kierowcę:

Pewnie też tak zaczynali niewinne zabawy, jak ten 12-latek. No, ale oni byli już lepiej wyszkoleni i nie zadowalali się byle kamykiem. Uroczy chłopcy chcieli tylko zobaczyć, co się stanie, gdy 16-kilogramowa bryła lodu walnie w rozpędzoną ciężarówkę. Chcieli zaspokoić ciekawość i poczuć dziecięcą radość... A w ogóle to była wina kierowcy, bo gdyby nadjechał 0,8 sekundy później, to nic by się nie stało...

To co piszę powyżej, to oczywiście gorzka ironia. Świat stanął na głowie!

To było zatrzymanie obywatelskie

Wróćmy jednak do tego kierowcy, któremu 12-letni smarkacz rzucił w samochód jakimś twardym przedmiotem. Czy można się dziwić, że ten człowiek się zdenerwował? Wy  przeszlibyście nad tym do porządku? Rzucił dzieciak? No to niech się bawi...

Facet zatrzymał samochód, wybiegł i ruszył w pogoń za małoletnim chuliganem. Trudno wszak oczekiwać, by tamten czekał na niego. Smarkacz rzucił czymś w auto i dobrze wiedział, co zrobił, dlatego uciekał. Skoro już kierowca go dogonił, to co miał uczynić? Poprosić: "chłopczyku, poczekaj, ja zaraz zadzwonię na policję"? A ten grzeczniutki dzieciaczek z pewnością by odpowiedział: "Tak proszę pana, oczywiście, chętnie poczekam..."

Ten kierowca po prostu wziął małolata za kołnierz i wsadził do samochodu. Popełnił jednak błąd, bo należało smarkacza zawieźć na komisariat albo wezwać policję. Najlepiej jeszcze całe zajście nagrywać, by potem młody chuligan nie zarzucił, że np. pan kierowca głaskał go po nodze albo groził mu poderżnięciem gardła.

Oczywiście media od razu podniosły, że ten "straszny brutal" wsadził młodego chuligana do samochodu "wbrew jego woli", a tym samym pozbawił go wolności osobistej. Nie zgadzam się z taką kwalifikacją. Równie dobrze można podnieść, że było to obywatelskie zatrzymanie. Takie zatrzymanie z natury rzeczy wiąże się z czasowym pozbawieniem wolności. Aby uniemożliwić smarkaczowi ucieczkę, ten kierowca musiał użyć przymusu bezpośredniego, bo naiwnością jest przypuszczenie, że małolat grzecznie by czekał na przybycie policji.

Niestety, kierowca pod wpływem emocji i wściekłości wywalił z samochodu zdemoralizowanego małolata kilka kilometrów dalej. Może jednak tłumaczyć się tym, że po prostu chciał zawieźć młodocianego wandala na posterunek, ale w końcu zlitował się nad nim i go wypuścił. Każdy ma prawo do obrony, czyż nie tak?

Chuligaństwo trzeba tępić

Chuligańskie wybryki polegające na rzucaniu różnymi przedmiotami w poruszające się pojazdy są coraz częstsze. Świadczą zresztą dobitnie o poziomie i rozwoju intelektualnym wielu polskich dzieci. Jedne godzinami siedzą na facebookach, snapach albo grają w jakieś głupie gry komputerowe. Inne szwendają się bez celu po ulicach i kombinują, co by tu zmalować.

Ja nie mówię, że taki smarkacz, który rzuca w samochody, ma od razu trafić do poprawczaka, bo tam zresztą zostałby zdemoralizowany do reszty. O ile jego wybryk nie spowodował żadnej szkody, powinien być wezwany przed oblicze sądu, a kara mogłaby polegać np. na zamiataniu chodnika przed szkołą przez dwa miesiące. Nudzi ci się? To już nie będziesz się nudził! Po lekcjach miotła, szufla i zasuwasz przez godzinę zbierając śmieci.

Ponadto w szkole byłaby wywieszona informacja, że Jaś Kowalski został ukarany za to, że rzucił kamieniem w samochód. Wszyscy jego koledzy widzieliby, jak zamiata ten chodnik, w jaki sposób został ukarany i co czeka ewentualnych naśladowców. Dzieciak nauczyłby się szacunku dla pracy, respektu dla obowiązujących w społeczeństwie reguł. 

Ponadto sąd powinien przesłuchać także jego rodziców, aby dowiedzieć się, jak wychowują synalka i jakie jest ich podejście do tych kwestii. Myślę, że już sama konieczność zeznawania przed sądem sprawiłaby, że tacy rodzice szybko wybili z głowy smarkaczowi podobne pomysły. Ponadto we wszystkich szkołach na godzinie wychowawczej nauczyciele mieliby obowiązek poinformować swoich uczniów o tym Jasiu Kowalskim,  jego durnym wyczynie i karze, jaką poniósł.

Niestety, nie wierzę, żeby takie zdrowe zasady mogły być kiedykolwiek wprowadzone. Zaraz podniosłyby się głosy różnych psychologów i obrońców praw, że to napiętnowanie niewinnego dzieciaczka, poniżanie itd.  I co się stanie w praktyce z tym małym chuliganem z Zielonki? Policja zrobi notatkę, rodzice wyrażą zdziwienie (ależ to niemożliwe, nasz synek jest taki mądry i grzeczny) i sprawa się rozmyje. Za to wymiar sprawiedliwości dobierze się do kierowcy, w którego samochód rzucił czymś ten smarkacz. Tak właśnie działa prawo w naszym kraju.

Budować bariery, instalować monitoring

Nie wierzę oczywiście, że coś się zmieni na lepsze w systemie prawnym, bo obecnie taka jest moda. Lansuje się wzorce postępowania zupełnie oderwane od realiów, pełne hipokryzji oraz irracjonalnej naiwności. Dzieciom wolno wszystko!  Świat idzie w złym kierunku i tego procesu zatrzymać chyba się nie da.

Pozostaje więc tylko chronić nas, kierowców przed wybrykami pozbawionych wyobraźni, rozwydrzonych smarkaczy. Uważam, że na każdym wiadukcie, na każdej kładce nad jezdnią powinny być montowane ekrany, które nie pozwolą na rzucanie czymkolwiek w przejeżdżające pojazdy.

Takie rozwiązania są zresztą już stosowane w innych krajach. Nie trzeba wyjaśniać, czym grozi zderzenie samochodu z twardym przedmiotem rzuconym z wiaduktu czy kładki. Nie musi być to nawet wielka bryła lody, wystarczy mały kamień, butelka, puszka po piwie. Jeśli dojdzie do rozbicia przedniej szyby, kierowca może utracić widoczność albo przestraszyć się. Zacznie gwałtownie hamować i karambol gotowy!

Popatrzcie na zdjęcia. Te osłony uniemożliwią rzucenie czymś w samochód, a monitoring dodatkowo pozwoli wykryć durniów, którzy mieliby ochotę na jakiś wybryk.

Skoro państwo nie potrafi poradzić sobie z patologią wśród dzieci  i młodzieży, nie umie przeciwdziałać lansowaniu chorych ideologii, to niech przynajmniej zapewni nam, kierowcom, ochronę przed nastoletnimi chuliganami i wandalami na drogach.

A ty, jeśli jesteś rodzicem, porozmawiaj ze swoim dzieckiem, wytłumacz mu, że rzucanie czymkolwiek w przejeżdżające samochody może spowodować tragedię. Jesteś pewien, że twoja pociecha tak nie robi?

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy