Zwrot w sprawie zakazu rejestracji samochodów spalinowych. ACEA ma plan
Zakaz rejestracji samochodów spalinowych w Unii Europejskiej w 2035 roku spotyka się z coraz ostrzejszą krytyką. ACEA, czyli Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów, złożyło właśnie konkretne propozycje dotyczące "złagodzenia celów emisji" na lata 2030 i 2035. Komisja Europejska zobowiązała się do ich przeglądu jeszcze przed końcem roku. Oznacza to, że widmo zakazu - przynajmniej w jego obecnej formie - oddala się w szybkim tempie.

W skrócie
- ACEA domaga się złagodzenia celów emisji CO2 na lata 2030 i 2035, argumentując, że obecne tempo rozwoju rynku aut elektrycznych nie pozwoli na spełnienie wyznaczonych limitów.
- Komisja Europejska zobowiązała się przeanalizować propozycje ACEA przed końcem roku, co sprawia, że perspektywa całkowitego zakazu rejestracji aut spalinowych w 2035 roku staje się mniej pewna.
- Producentom może grozić naliczenie wysokich kar finansowych, jeśli nie spełnią nowych norm – ACEA proponuje m.in. rozłożenie rozliczeń na więcej lat oraz wsparcie dla rynku małych aut elektrycznych i hybryd.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Po środowej debacie w europarlamencie i czwartkowym spotkaniu kanclerza Niemiec Friedricha Merza z przedstawicielami niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego ACEA oficjalnie zwróciła się do Komisji Europejskiej o "złagodzenie celów emisji CO2 na lata 2030 i 2035".
Analitycy ACEA podkreślają, że nawet jeśli uda się utrzymać obecne tempo przesiadania się Europejczyków na samochody elektryczne, ich udział w rynku w 2035 roku sięgnie około 63 proc. To aż o 37 proc. poniżej unijnego celu zakładającego, że od 2035 roku 100 proc. sprzedawanych w UE samochodów osobowych będzie pojazdami bezemisyjnymi.
Przypomnijmy - "zakaz rejestracji samochodów spalinowych" to w rzeczywistości nowy limit emisji CO2 dla samochodów, który w 2035 roku wynieść ma 0 gramów na kilometr. W teorii nie oznacza on, że po tej dacie żaden producent nie będzie mógł oferować nabywcom aut spalinowych. Problem w tym, że każdy gram przekroczenia wyznaczonego przez Komisję Europejską limitu już dziś skutkuje naliczeniem na producenta pojazdu kary w wysokości 95 euro od każdego przekraczającego limit pojazdu.
Padające w propozycji ACEA daty - 2030 i 2035 rok - to terminy wejścia w życie kolejnych, obniżonych progów emisji CO2. W 2030 roku aktualny limit - niespełna 94 gramy na kilometr - ma zostać obniżony do około 50 gramów na kilometr. Od 2035 roku obowiązywać ma limit 0 gram na kilometr.
Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów przekonuje, że "nierealny" jest już limit planowany na rok 2030. W jego opinii, biorąc pod uwagę aktualne tempo rozwoju rynku pojazdów elektrycznych, utrzymanie tego celu skutkować będzie nałożeniem na producentów pojazdów kar w wysokości nawet 25 mld euro.
To oczywiście najczarniejszy scenariusz, ale nie jest on wcale pozbawiony podstaw. Jeszcze w połowie roku, w efekcie pierwszego etapu "strategicznego dialogu" KE z przedstawicielami przemysłu europejskiego, producenci - w drodze wyjątku - zyskali możliwość rozliczenia z naliczanych kar w okresie trzyletnim (do tej pory naliczano je corocznie). W efekcie branża motoryzacyjna zyskała nieco więcej czasu by dostosować się do obniżonego z dniem 1 stycznia 2025 roku limitu 93,6 grama CO2/km.
ACEA proponuje zastosowanie podobnego rozwiązania dotyczącego celu na rok 2030. Przedstawiciele Stowarzyszenia chcą np., by rozliczenie producentów z osiągnięcia celu na rok 2030 opierało się na średniej dla okresu pięciu lat - 2028-2032.
Inne z postulowanych przez ACEA zmian to m.in:
- wsparcie w postaci dopłat do zakupu lub leasingu socjalnego dla małych samochodów elektrycznych
- zwiększenia roli hybryd plug-in
- wprowadzenia zachęt do inicjatyw dekarbonizacyjnych (np. "premie" za korzystanie z tzw. zielonej, niskoemisyjnej stali)
Chociaż raporty optującej za utrzymaniem zakazu organizacji lobbystycznej Transport&Environment przekonują, że zdecydowana większość producentów jest "na dobrej drodze do osiągnięcia celu", trzeba pamiętać, że dotyczy to dopiero obecnie obowiązującego limitu.
Co więcej, z raportu Międzynarodowej Rady Czystego Transportu (ICCT) wynika, że po pierwszej połowie bieżącego roku limit obowiązujący od 1 stycznia spełnia jedynie Grupa Renault, a dwaj najwięksi producenci samochodów w Europie - Volkswagen i Stellantis - przekraczają wyznaczone dla nich cele emisji o odpowiednio 11 gramów i 12 gramów CO2/km.
Istnieje zatem silny argument, aby ponownie skalibrować obecną ścieżkę redukcji CO2" – przekonują przedstawiciele ACEA.
Co jednak najważniejsze, jest wola polityczna do takich zmian. Politycy wreszcie dostrzegli, że przymusowe przestawianie europejskiej motoryzacji na elektromobilność podważa jej konkurencyjność (bo reszta świata tego nie robi), oznacza zwolnienia dziesiątków tysięcy pracowników w europejskich zakładach (m.in. w ZF, Boschu czy Continentalu) oraz pcha Europę w uzależnienie od Chin, które kontrolują 90 proc. światowego rynku metali ziem rzadkich, niezbędnych do produkcji silników elektrycznych czy akumulatorów. A Chiny, chociażby w ostatnich dniach pokazały, że nie zawahają się użyć tego uzależnienia do osiągnięcia własnych celów.










