Spektakularna porażka. Przepisy dramatycznie nieskuteczne

Przyjęta z wielką pompą i zadęciem nowelizacja kodeksu karnego dotycząca karania za tzw. cofania licznika miała ukrócić to zjawisko i być batem dla tych, którzy się tego dopuścili. Okazuje się jednak, że przepisy te są dramatycznie nieskuteczne i niewiele się zmieniło w tym zakresie. Powietrze z balonika uszło i o ile wcześniej przedstawiciele rządu mówili o tym bardzo chętnie, o tyle obecnie najchętniej pewnie by o tym zapomnieli.

Ustawa dziurawa jak sito

Ministerstwo Sprawiedliwości, które jest odpowiedzialne za tę nowelizację kodeksu karego, nie odpowiedziało na pytanie, ile spraw dotyczących tzw. cofania zostało zakończonych wyrokiem.  - Ministerstwo nie posiada danych statystycznych, o które pan prosi -  informuje biuro prasowe tego resortu.  

Reklama

Co ciekawe jednak wcześniej takie dane resort miał i udostępniał. Według informacji Ministerstwa Sprawiedliwości od początku 2020 r. wszczęto 1012 sprawy dot. "cofania licznika". Do sądu skierowano 24 sprawy. Pozostałe zostały umorzone z różnych przyczyn. Przy czym ostatnie dane pochodzą z...31 stycznia br.

Jak widać są one dla rządu katastrofalne. Oznacza to bowiem, że prawie wszystkie sprawy wszczęte o tzw. cofanie licznika, zostały umorzone. Do sądu trafiło jedynie ok. 2 proc. wszczętych postępowań karnych, a pozostałe, ok. 98 proc., wylądowały w koszu. I być może właśnie z tego powodu ministerstwo niespecjalnie chce się tymi danymi teraz chwalić. Bo i nie ma specjalnie czym. Jednocześnie nie wyjaśnia ono jak to możliwe, że wcześniej takie dane miało, a teraz twierdzi, że ich nie ma.

O statystyki zapytaliśmy także policję. Według jej danych od 1 stycznia do 21 lipca 2020 r. wszczęła ona łącznie 7185 postępowań karnych, które doprowadziły do stwierdzenia 296 przestępstw. Dokładnie w 48 sprawach policji udało się ustalić sprawcę, w tym jednego zleceniodawcę (!). Brak jednak informacji w ilu przypadkach ostatecznie doszło do prawomocnego skazania przez sąd.

Według niektórych szacunków "cofnięty licznik" ma ok. 80 proc. sprzedawanych na naszym rynku samochodów pochodzących zza granicy. Rocznie sprowadza się ich kilkaset tysięcy. Jeśli zatem zestawimy tę liczbę i ponad 7 tys. wszczętych postępować wobec niespełna 50 ustalonych sprawców, uzyskamy prawdziwy obraz katastrofy. Przy czym, jeszcze raz, wcale nie oznacza to, że tyle osób ostatecznie dostało prawomocne wyroki. Trudno więc stwierdzić, że osoby, które "przekręciły" licznik zaczęły być masowo karne w sądach. Jest dokładnie odwrotnie - widać dramatyczną bezradność wymiaru sprawiedliwości w tym zakresie. Trudno nie odnieść więc wrażenia, że cała para poszła w gwizdek.

Nikt nie wie, jak... działają drogomierze

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest to, że resort sprawiedliwości poszedł prawdopodobnie za "mądrością ludową" i uznał, że wystarczy stwierdzić, że licznik pokazuje mniejszy przebieg niż wcześniej i to wystarczy, żeby stwierdzić, że doszło do "cofnięcia licznika".

Wydaje się, że przyczyna tego jest dość prozaiczna: ci, co znają się na prawie i je tworzą, nie znają się na samochodach, i odwrotnie. Okazało się, że nikt nie sprawdził, jak działają liczniki samochodowe (drogomierze). W szczególności co dzieje się w momencie, kiedy skala pomiaru się wyczerpie. Nie ma bowiem żadnego jednego standardu technicznego czy prawnego, który były powszechnie stosowany.

Obecnie powszechnie używane są liczniki cyfrowe, które najczęściej mają 6 cyfr (rzadziej 7). Po uzyskaniu maksymalnej wartości zachowują się w jeden z trzech możliwych sposobów: blokują się przy maksymalnej wartości (np. cały czas wyświetlają same 9-tki), przestają wskazywać jakąkolwiek wartość (wyświetlają się np. kreski) lub zeruję się i zaczynają pomiar od nowa. Ten ostatni przypadek jest, rzecz jasna, najbardziej problematyczny z punktu widzenia tych przepisów, więcej o tym powiemy dalej.

Wcześniej stosowane były mechaniczne liczniki bębnowe, mające 5 lub 6 cyfr. Spotyka się je jeszcze w starszych pojazdach, które jednak cały czas jeżdżą po naszych drogach i są w obrocie na rynku wtórnym, choć już na mniejszą skalę. Ich liczniki po prostu kręcą się w kółko, po wyzerowaniu zaczynają liczyć przebieg od początku. O ich rzeczywistym przebiegu w zasadzie nie można powiedzieć nic pewnego.

- Tu chyba tylko właściciel może powiedzieć, ile razy przekręcił, w sensie pozytywnym, licznik - mówi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR. Oczywiście zazwyczaj w wypadku tak starych samochodów właścicieli było kilku, więc ich rzeczywisty przebieg jest jedną wielką niewiadomą.

Mało tego, nie ma nawet  żadnego powszechnego standardu, kiedy następuje koniec skali pomiaru drogomierzy. I tak np. w popularnym niegdyś VW Golfie III licznik "kończył się" przy przebiegu 299 999 km. Z kolei inne modele grupy VW (Cordoba, Ibiza, Polo Classic, Caddy, Alhambra, etc. modele z lat 1998 - 2002) miały liczniki wyskalowane do 333 tys. km, a np. według centrali Renault w Polsce, pierwsze Kangoo, Megane czy Laguny miały licznik przystosowany do 399 999 km przebiegu.

Co gorsza, również w obrębie jednego modelu czy generacji danego auta niekoniecznie musi wyglądać to  tak samo. Wynika to z tego, że w różnych okresach produkcji do poszczególnych aut tego samego modelu mogły trafiać różne podzespoły, które zachowywały się w odmienny sposób.

Jak mówią eksperci i rzeczoznawcy samochodowi, nie istnieje też żadne zestawienie czy baza danych, gdzie zebrane byłyby te informacje, jaki jest zakres pomiaru przebiegu w danym modelu samochodu i jak zachowuje się on po wyczerpaniu swojej skali. Co ciekawe, w zasadzie nie wiedzą tego również producenci samochodów czy ich lokalni przedstawiciele, a w najlepszym razie takie informacje są bardzo trudno dostępne. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w odniesieniu do modeli marek, które już nie istnieją (np. Deawoo/FSO, Saab, Rover) lub które nie są oficjalnie oferowane w Polsce (np. Infinity czy Daihatsu).

Efekt jest taki, że kiedy policjant podczas kontroli pojazdu widzi przebieg niższy od wcześniej odnotowanego, to nie ma zielonego pojęcia, czy licznik był "kręcony", czy po prostu wyzerował się on i zaczął pomiar od początku. Nawet jeśli takie jest fabryczne działania drogomierza i nikt przy nim nie majstrował, to i tak automatycznie wszczynane jest postępowanie karne. Rezultat jest łatwy do przewidzenia i taki, jak opisaliśmy to wyżej: większość wszczętych postępowań idzie do kosza.

Ustawa do kosza?

Oczywiście to, że liczniki się zerują i zaczynają liczyć przebieg od nowa to żadna nowość. Rzecz jednak w tym, że wcześniej mówiło się o pojedynczych modelach samochodów, a okazuje się, że jest to powszechne zjawisko. To, że wskazanie drogomierza jest najpierw większe, a następnie mniejsze, wcale nie musi być efektem manipulacji przestępcy, tylko wynika z technicznej konstrukcji liczników. Działają one tak po prostu w fabryczny sposób.

Nie jest to jednak oczywiste dla organów ścigania:

- Jeżeli podczas kontroli wyszło na jaw, że stan licznika odbiega od poprzedniego stanu licznika wpisanego w system, wówczas taka rozbieżność wymaga wyjaśnienia, i auto może zostać odholowane na policyjny parking, a kierowca pojazdu przesłuchany. Samo wykrycie nieprawidłowości podczas kontroli sprawia, że pojawia się uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa, a  sprawa jest przekazywana do prokuratury - mów insp. Mariusz Ciarka rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji.

Problem w tym na ile jest to faktycznie "uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa", o którym mówi policja. Sam fakt, że licznik wcześniej pokazywał wyższy przebieg, a następnie niższy, o niczym jeszcze nie świadczy. Jak powiedzieliśmy wcześniej, tak naprawdę w wielu pojazdach jest to zupełnie naturalne zjawisko wynikające z konstrukcji drogomierzy. Jak się wydaje nie jest to wiec wystarczają przesłanka do wszczynania postępowania karnego.

Czyli w zasadzie wszystkie samochody są w równym stopniu podejrzane i na dobrą sprawę wobec wszystkich pojazdów powinno się wszczynać postępowanie karne. Zakrawa to już na pewien absurd.

Oczywiście prawda może zostać ustalona podczas postępowania karnego. Ale żeby tak się stało, postępowanie takie musi oczywiście zostać najpierw wszczęte i przeprowadzone. Oznacza to, że wielu Boga ducha winnych kierowców, będzie miało przez dłuższy czas policję i prokuratora na karku.

Cofanie licznika? A może lepiej popchnąć go do przodu?

Warto wiedzieć, że wbrew obowiązującej narracji policji, organów ściągania i mediów o "cofaniu liczników", przepis wcale nic nie mówi o cofaniu. Mowa tam jest o "zmianie wskazanie drogomierza pojazdu mechanicznego lub ingerencji w prawidłowość jego pomiaru". Oznacza to, że karalne jest także popychanie licznika do przodu. Czy ma to jednak jakieś praktyczne znaczenie?

Ma i to duże. Z opisanej wyżej zasady działania liczników wynika, że w wielu wypadkach, aby uzyskać efekt mniejszego przebiegu, trzeba go właśnie...popchnąć do przodu. Bez sensu? Wcale nie, gdyż w ten sposób wcześniej osiągnie on swoją wartość maksymalną, wyzeruje się i zacznie liczyć przebieg od nowa. Początkowo oczywiście będzie wskazywał przebieg mniejszy niż wcześniej.

- Tak, można uzyskać taki efekt - potwierdza Tomasz Chłopek, główny rzeczoznawca, kier. zespołu ds. jakości ekspertyz rzeczoznawstwo i likwidacja szkód renomowanej firm Dekra.

Oczywiście, taki proceder sztucznego "popychania" licznika jest w praktyce niewykrywalny, gdyż przyrost przebiegu jest jak najbardziej normalnym zjawiskiem. Nikt nie jest w stanie przecież stwierdzić, że rośnie on zbyt szybko czy jest zbyt wysoki.

Ministerstwo jest z siebie bardzo zadowolone

Co na to wszystko Ministerstwo Sprawiedliwości, które jest odpowiedzialne za te przepisy? Otóż jest z siebie bardzo zadowolone.

- 25 maja 2019 r. weszły w życie przygotowane w Ministerstwie Sprawiedliwości zmiany w Kodeksie karnym, które ukróciły oszukańczy proceder cofania liczników w używanych autach. Samochodowi kanciarze, a także ich pomocnicy, byli wcześniej praktycznie bezkarni - czytamy w informacji przesłanej przez biuro prasowe tego resortu.  

Warto się do tego odnieść. Po pierwsze, w świetle przytoczonych statystyk, z których wynika, że prawie wszystkie wszczęte sprawy zostały umorzone i wylądowały w koszu, trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że proceder został ukrócony.

Po drugie warto zwrócić uwagę na stwierdzenie, że wcześniej proceder był "praktycznie bezkarny". Kluczowe pytanie brzmi, czy coś się w tej sprawie zmieniło. Ministerstwo pisze tak: "Nie jest prawdą, że po wprowadzeniu przepisu art. 306a Kodeksu karnego, penalizującego ingerencję we wskazania licznika pojazdu, nic się nie zmieniło i mamy taką samą sytuację, jak przed wejściem tego przepisu w życie. Już sama zapowiedź wprowadzenia sankcji  karnych za cofanie liczników spowodowała, że z internetu zaczęły znikać ogłoszenia o <zmianie wskazań liczników>, a z dotychczasowej działalności wycofywały się firmy sprzedające urządzenia do <korekty> liczników. Na podstawie art. 306a Kodeksu karnego karalna jest ingerencja w zapis licznika. Przestępstwo oszustwa, które wcześniej stosowano do penalizacji sprzedaży pojazdów z cofniętymi licznikami pozostawiało poza zakresem odpowiedzialności karnej cofanie liczników. Do wyczerpania znamion oszustwa wymagało również stwierdzenia, że sprawca działał z zamiarem bezpośrednim osiągnięcia korzyści majątkowej. Występowały więc znaczne trudności dowodowe z wykazaniem znamion tego czynu".

Czy to prawda? Otóż przed wejściem w życie znowelizowanych przepisów sama usługa "korekty licznika" była w pełni legalna i powszechnie oferowana, jednak prawo zabraniało jednocześnie oszustwa polegającego na sprzedaży samochodów z "cofniętym licznikiem". W praktyce, jak słusznie pisze resort sprawiedliwości, bardzo trudno było to udowodnić. Handlarze zazwyczaj tłumaczyli się tym, że nie wiedzą, co działo się z autem zanim do nich trafiło. I było to tłumaczenie bardzo skuteczne i w praktyce niemożliwe do obalenia.

Problem w tym, że akurat w tym zakresie nowe przepisy nic nie zmieniły. Usprawiedliwienie o nieznanej przeszłości samochodu jest tak samo skuteczne jak wcześniej i nowe przepisy w żaden sposób tu nie pomagają. W tym sensie znowelizowane przepisy w żaden sposób nie poprawiły sytuacji, choć faktycznie usługi "korekty licznika" przestały być jawnie oferowane.

Ministerstwo nie odniosło się też do naszych wątpliwości co do sposobu działania drogomierzy, o czym pisaliśmy wyżej. "Ustalenie przez organy postępowania, że doszło do cofnięcia licznika następuje na podstawie analizy przygotowanej przez biegłego, który posiada specjalistyczną wiedzę w tym zakresie".

Po pierwsze warto zauważyć, że ministerstwo przyznaje tu, że do stwierdzanie "cofnięcia licznika" potrzebna jest opinia biegłego. Nie może więc tego stwierdzić policjant, który podczas kontroli spisuje przebieg licznika. Jest to to o tyle ciekawe, że policja nader chętnie informuje w licznych komunikatach prasowych, że złapała kierowcę, w którego samochodzie był "cofnięty licznik" lub "ubyło kilometrów". Pytanie skąd mundurowy to wie już w momencie kontroli nigdy nie doczekało się odpowiedzi ze strony policji.

Ale z takiego stanowiska resortu sprawiedliwości wynika też druga trudność. Oznacza to, że do każdego wszczętego postępowania niezbędna jest opinia biegłego. Wydaje się to trudne, a nawet niemożliwe z powodów czysto praktycznych. Otóż sporządzenie takiej opinii wymaga sporo czasu i oznacza określone koszty. Przy czym dotyczy to etapu, kiedy sprawa jeszcze nie trafiła nawet to sądu.

Mówiąc wprost i zakładając olbrzymią skalę plagi "cofania liczników" są uzasadnione wątpliwości, czy  biegli byliby w stanie tę liczbę spraw "przerobić". Tym bardziej, że biegli (rzeczoznawcy) jakoś nigdy specjalnie nie palili się do pracy dla wymiaru sprawiedliwości, czerpiąc dużo większe dochody ze sporządzania opinii prywatnych dla innych podmiotów (np. firm ubezpieczeniowych i samochodowych czy na zlecenia indywidualne). No i zawsze pozostaje pytanie, czy w swoich opiniach są w stanie jednoznacznie ustalić, czy licznik był "kręcony" czy nie.

Nawiasem mówiąc, o czym nie mówi się wcale, samochody osobowe, a nawet kategoria samochodów, to na pewno liczny, ale nie jedyny segment rynku motoryzacyjnego, który podlega tej nowelizacji kodeksu karnego. Przepisy  mówią o "pojazdach mechanicznych", a więc również np. o motocyklach, quadach, ciągnikach rolniczych czy maszynach budowanych. Akurat w przypadku tych ostatnich nie ma klasycznych drogomierzy, bo liczy się bardziej kwestia roboczogodzin niż przejechanych kilometrów, co jeszcze bardziej komplikuje zastosowanie tych przepisów. Jak wymiar sprawiedliwości radzi sobie z tym wymiarze? Nikt o tym nie wspomina, gdyż wszyscy skoncentrowali się na wyłącznie na autach osobowych. Jestem strasznie ciekaw, jak policja radzi sobie np. z kontrolami przebiegu w cięgnikach rolniczych, koparkach, skuterach czy quadach.

Ingerencja z zapisy sterowników bezkarna

Oczywiście, oprócz licznika we współczesnych pojazdach przebieg zapisywany jest również w innych podzespołach elektronicznych (sterownikach), zawsze więc można stwierdzić różnicę między tym, co pokazuje licznik, a co zapisane jest w tych właśnie sterownikach. I tu ciekawostka: o ile karalne jest ingerencja w licznik, o tyle za taki sam czyn w odniesieniu do sterowników ustawodawca nie przewidział żadnych konsekwencji karnych. Dlaczego? Kolejne pytanie, które pozostaje bez odpowiedzi.

Państwo nadal bezradne

Obecna nowelizacja kodeksu karnego nie jest wcale jedyną ani pierwszą  próbą państwa ukrócenie procederu "cofania liczników". W 2014 r. wprowadzono przepis nakazujący odnotowywanie przebiegu pojazdu na stacji kontroli podczas przeglądu rejestracyjnego. Nie trzeba wspominać, że wprowadzenie tego przepisu w żaden sposób nie doprowadziło do likwidacji zjawiska "kręcenia" liczników, choć takie było uzasadnienie wprowadzenia tego prawa. 

Podobnie jest i teraz. Wymiar sprawiedliwości i politycy, którzy stoją za tą zmianą w przepisach robią dobrą minę do złej gry. Trudno mówić o ukróceniu tego procederu, a tym bardziej o tym, że wszyscy, którzy dopuścili się "cofnięcie licznika" ponieśli za to karę. A nawet, biorąc pod uwagę stan prawny, faktyczny i dotychczasowe wyniki można stwierdzić, że mimo nowelizacji przepisów, proceder ten nadal pozostaje bezkarny, a państwo i administracja rządowa jest wobec niego zupełnie bezradna.

A z nieoficjalnych rozmów z policjantami wynika, że nie mają oni serca do tego przepisu i są w pełni świadomymi tego, że spisywanie przebiegu podczas kontroli to klasyczny przykład znanego zjawiska pod tytułem "kawał solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty"

Warto też zauważyć, że temat zdecydowanie przycichł. Przy wprowadzaniu tych przepisów wszyscy mieli usta pełne sloganów o tym, że plaga "cofania liczników" zostanie ukrócona, a winni zostaną ukarani. Obecnie, po ponad roku ich obowiązywania, temat praktycznie zniknął z mediów i przestrzeni publicznej. Tym bardziej więc warto o tym przypominać i głośno pytać o efekty wprowadzonych zmian w kodeksie karnym odnośnie do cofania liczników.

Tomasz Bodył

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy