Niemcy "odwołują koniec silnika spalinowego". Sensacyjny zwrot
Niemcy zaczynają mówić jednym głosem w sprawie rezygnacji z zakazu rejestracji samochodów spalinowych w UE. To sygnał, że nad kontrowersyjnymi przepisami zbierają się właśnie czarne chmury. Do tej pory przedstawiciele koalicyjnego rządu mieli w tej sprawie dwa skrajnie różnie stanowiska.

W skrócie
- Niemiecki rząd zaczyna prezentować wspólne stanowisko wobec zakazu rejestracji samochodów spalinowych w UE, odchodząc od wcześniejszych podziałów w koalicji.
- Kanclerz Friedrich Merz i wicekanclerz Lars Klingbeil sugerują konieczność rewizji przepisów i wskazują możliwości hybryd oraz samochodów spalinowych z alternatywnymi paliwami.
- Równocześnie rząd deklaruje dalsze wsparcie dla aut elektrycznych, wprowadzając dopłaty do leasingu i zwolnienia podatkowe dla lokalnie produkowanych samochodów.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Czarne chmury zbierają się właśnie nad zakazem rejestracji samochodów spalinowych w Unii Europejskiej. W środę o przyszłości branży motoryzacyjnej przez kilka godzin debatowali członkowie Parlamentu Europejskiego. W czwartek doszło do zapowiadanego od dłuższego czasu spotkania kanclerza Niemiec - Friedricha Merza - z przedstawicielami niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego.
Merz kolejny raz wyraził swój sprzeciw wobec unijnego zakazu rejestracji samochodów spalinowych w 2035 roku. Kanclerz stwierdził, m.in., że "twarde odcięcie" od aut spalinowych byłoby błędem i zadeklarował, że "zrobi wszystko", by do tego nie doszło.
Jeśli tylko będę miał na to wpływ, tak radykalne ograniczenie w 2035 roku nie nastąpi i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby tak się stało
W kontekście samych Niemiec, ważniejsze od deklaracji kanclerza zdają się być jednak słowa jego zastępcy - Larsa Klingbeila z SPD. To największy koalicjant rządu Merza i partia, która do tej pory przeciwstawiała się pomysłom rewizji celów klimatycznych dotyczących motoryzacji.
Wspólny głos Niemców w sprawie zakazu rejestracji aut spalinowych
W początku października z rozmowie z "Tagesspiegel" wywodzący się z SPD niemiecki minister środowiska - Carsten Schneider - podkreślał, że niemiecki rząd koalicyjny nie uzgodnił wspólnego stanowiska w sprawie zakazu rejestracji samochodów spalinowych w 2035 roku i kategorycznie wzbraniał się przed poparciem planów formułowanych przez Merza.
Wczorajsze wypowiedzi Larsa Klingbeila z SPD sugerują, że - w obliczu argumentów branży motoryzacyjnej - koalicjant dojrzał do zmiany swojego twardego stanowiska popierającego unijny zakaz. W swoich wypowiedziach Klingbeil wskazywał m.in. na konieczność rewizji sposobu obliczania emisji CO2 od nowych pojazdów, podkreślając chociażby możliwości hybryd plug-in i aut z silnikami spalinowymi korzystających z paliw alternatywnych (np. "bezemisyjnych" paliw syntetycznych).
"Merz i Klingbeil odwołują zakaz rejestracji aut spalinowych"
Słowa Merza i Klingbeila spotkały się z ostrą krytyką niemieckiej partii Zielonych.
Merz i Klingbeil de facto odwołują unijny koniec silnika spalinowego w 2035 roku
Określiła taką politykę mianem "fatalnej" i "krótkowzrocznej". Merz wygłaszał swoje oświadczenie w czasie, gdy przed siedzibą Kanclerza protestowali - domagający się utrzymania zakazu rejestracji aut spalinowych w 2035 roku - aktywiści z organizacji Greenpeace i Fridays for Future.
Wrócą dopłaty do aut elektrycznych w Niemczech
Wbrew narracji Zielonych deklaracja kanclerza i jego zastępcy nie oznacza to wcale, że Niemcy wycofują się z promowania samochodów elektrycznych. Merz i Klingbeil wspólnie zadeklarowali - zapowiadane już wcześniej - przedłużenie zwolnienia z podatku drogowego dla elektryków i zapowiedzieli rządowe wsparcie dla "zakupu" aut elektrycznych.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że "wsparcie" - wzorem Francji - przyjmie najprawdopodobniej formę dopłat do leasingu konsumenckiego niewielkich aut elektrycznych, a jednym z warunków otrzymania wsparcia będzie najprawdopodobniej "kryterium pochodzenia".
W tym przypadku, tak samo jak ma to dziś miejsce we Francji, do dofinansowania miałyby kwalifikować się samochody wytwarzane "lokalnie", czyli - najprawdopodobniej w Unii Europejskiej - by zamknąć drogę do niemieckich pieniędzy producentom samochodów elektrycznych z Chin.










