Auto z komisu za 31 tys. zł okazało się wrakiem. Na oszustów nie ma rady?
Samochód kupiony w komisie może stanowić realne zagrożenie dla życia. 24-letnia Gabriela Słowikowska z Torunia wydała wszystkie oszczędności na pojazd, który już dwa dni po zakupie został uznany przez ekspertów za wrak. Sprawę opisał redaktor Interwencji.

W skrócie
- Młoda kobieta zakupiła samochód w komisie, który okazał się poważnie uszkodzony i niebezpieczny dla życia.
- Ekspertyza serwisu wykazała szereg ukrytych wad, a koszt naprawy przewyższał wartość auta.
- Odpowiedzialność ponoszą zarówno sprzedawca, jak i diagnosta – sprawa trafiła do prokuratury.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Auto z komisu i obietnice sprzedawcy
Samochód został nabyty w marcu w komisie Auto Dreams w Łęgowie koło Gdańska. Cena transakcji wyniosła 31 tys. Auto miało niski przebieg, automatyczną skrzynię biegów i zostało opisane jako w pełni sprawne. Sprzedawca - Serhij K. - zapewniał, że samochód przeszedł badania techniczne i nadaje się do bezpiecznej eksploatacji.
Pani Gabriela, chorująca na wrodzoną łamliwość kości, potrzebowała auta do codziennych dojazdów na uczelnię i robienia zakupów. Zakup sfinansowała wspólnie z matką, Agnieszką Słowikowską, również osobą niepełnosprawną, chorującą na nowotwór. Dla obu kobiet było to poważne obciążenie finansowe - wydały wszystkie oszczędności.
Ekspertyza serwisu: wrak na kołach
Dwa dni po zakupie samochód trafił do autoryzowanego serwisu w Toruniu na rutynową wymianę oleju. Mechanicy szybko wykryli poważne usterki i sporządzili ekspertyzę. Dokument wskazywał m.in. na niesprawny układ hamulcowy, poważne wady układu kierowniczego, uszkodzoną podłużnicę oraz nieszczelny przewód paliwowy.
Według specjalistów auto nie nadawało się do jazdy i stanowiło zagrożenie dla kierowcy, pasażera oraz innych uczestników ruchu. Koszt naprawy oszacowano na kwotę wyższą niż cena zakupu, co w praktyce oznacza, że samochód nie przedstawia żadnej wartości użytkowej.
Odpowiedzialność sprzedawcy i diagnosty
Eksperci z Inspektoratu Transportu Drogowego i biegli sądowi jednoznacznie wskazali, że odpowiedzialność ponosi nie tylko sprzedający, ale także diagnosta, który dopuścił pojazd do ruchu. Samochód został sprowadzony z Norwegii, a mimo poważnych wad przeszedł pozytywnie badania techniczne.
Zastępca Głównego Inspektora Transportu Drogowego Marek Konkolewski powiedział:
Opinia jest druzgocąca, ten samochód nie nadaje się do jazdy. Uszkodzony układ hamulcowy, wadliwy układ kierowniczy, walnięta podłużnica, przewód paliwowy - to był wrak na czterech kołach. Ja bym stał frontem do klienta, który jest osobą niepełnosprawną, a tutaj został sprzedany kit. To nieetyczne, niemoralne, bezprawne zachowanie. Rodzi się pytanie, kto wcześniej podbił dowód rejestracyjny, kto świadomie dopuścił do ruchu tę kupę złomu. Mam nadzieję, że zarówno diagnosta, jak i sprzedający poniosą odpowiedzialność, nie tylko cywilną. - ocenił.
Maciej Kulka, biegły sądowy ds. bezpieczeństwa drogowego, dodał: - To są wady ukryte. Sprzedający musiał sobie zdawać sprawę, że pojazd ma aż tak istotne wady wpływające na bezpieczeństwo na drodze. Moja pierwsza myśl: oszustwo, typowe oszustwo.
Komis odcina się od sprawy
Reporterzy odwiedzili warsztat, na którego terenie prowadzono sprzedaż. Właściciel obiektu stwierdził, że nie zajmuje się handlem samochodami i nie zna Serhija K. Kobiety zaprzeczają - twierdzą, że rozmawiały z nim o stanie auta i że to właśnie on finalizował transakcję.
Sprzedawca nie odebrał listu z reklamacją, a na próby kontaktu reagował ucieczką. W Gdańsku zamknął dziennikarzom drzwi przed nosem.
Sprawa Gabrieli Słowikowskiej z Torunia pokazuje, że rynek samochodów używanych w Polsce wciąż nie jest wolny od poważnych zagrożeń. Auto sprzedane jako sprawne okazało się wrakiem, którego naprawa przewyższa koszt zakupu.
Kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury, domagając się ukarania zarówno sprzedawcy, jak i diagnosty. Śledztwo ma wyjaśnić, jak to możliwe, że pojazd w tak złym stanie został dopuszczony do ruchu i sprzedany klientowi. Eksperci nie mają wątpliwości - jazda tym autem mogła zakończyć się tragedią.










