Policjanci pozwolili odjechać pijakowi

Do naszego serwisu dotarł kolejny list Czytelnika, który podpisuje się jako "wieśniak drogowy".

Przypomnimy, że to on jest autorem apelu o bardziej powściągliwe komentowanie materiałów zamieszczanych na łamach "Motoryzacji" oraz listu, w którym poruszył temat tragedii na drogach w kontekście wypadku w kopalni Halemba. Oba te listy wywołały lawinę komentarzy popierających jego postrzeganie rzeczywistości. Zainteresowanie poglądami "wieśniaka drogowego" zainspirowało go do założenia bloga, który po kilku dniach istnienia odwiedziło już ponad 30 tysięcy internatów.

Tym razem "wieśniak" opisuje jak to policjanci "drogówki" pozwolili odjechać kierowcy, który był po spożyciu alkoholu.

Reklama

Oddajmy głos "wieśniakowi". Oto fragmenty jego listu. Skróty pochodzą od redakcji.

(...) kolega kolegi (...) lubi wypić. I wypił. Dzień wcześniej, wieczorem. Dwa piwa (? - red.). Rano wsiadł w auto i święcie przekonany że jest trzeźwy jak trzeźwa mogła być tylko matka Teresa udał się do pracy. Ale po drodze trafił na "drogówkę" z alkomatem. No i wpadł. 0,23 promila w wydychanym powietrzu. Jest pan pijany - oznajmił mu pan policjant i rozpoczął stosowną procedurę.

Kolega kolegi wpadł w panikę. Nie czuł się ani trochę pijany, ale wiedział, co go czeka. I słusznie. "Władza" zapowiedziała mu, że sprawę kieruje do Sądu Grodzkiego, zabrała prawo jazdy i nakazała pozostawienie samochodu na poboczu lub telefon "do" a raczej "po" przyjaciela. Drugie badanie. Było tym razem 0,17. Tylko 0,17.

Kolega kolegi - jak zawsze bywa zapewne w takich wypadkach - rozpoczął więc negocjacje. Przekonywał policjantów, że te 0,17 to nic. Że to pozostałości po dwóch piwach, że wczoraj, że spał jak dwutygodniowe niemowlę, więc cały alkohol musiał wywietrzeć ze 100 razy, i że nie ma pojęcia dlaczego było wcześniej 0.23 promili. No i że spóźni się do pracy jak nie będzie mógł pojechać autem. A jak się spóźni to może stracić robotę. A przecież wiadomo jak ciężko w dzisiejszych czasach o pracę...

I tu rzecz najdziwniejsza w tej historii. Policjanci zgodzili się, aby kolega kolegi wsiadł w swoje auto i pojechał sobie tam gdzie miał jechać. Zasugerowali jedynie aby zrobił to jak oni sobie już odjadą i nie będą tego widzieć...

Kolega kolegi tak też uczynił a teraz czeka na wezwanie do sądu, gdzie czeka go stosowna kara. Pewnie zostanie mu zabrane na pół roku prawo jazdy...

Po co wam to opowiadam? Bo jestem bardzo, ale to bardzo zdziwiony. Zdziwiony postawą policjantów. A przede wszystkim ich brakiem konsekwencji? Albo powinni uznać (negatywnego) bohatera tej opowieści za pijanego i skutecznie zabezpieczyć przed nim auto, albo też odstąpić od wymierzenia kary.

Szczerze mówiąc nie wiem co o tym myśleć. Jako zaciekły wróg pijaków za kierownicą jestem za bezwzględnym, bardzo surowym karaniem (...). Z drugiej strony kolega kolegi naprawdę wypił tylko dwa piwa i to dzień wcześniej. Nawet policjanci nie wierzyli, że te jego "zero siedemnaście" może być groźne na drodze....

Tyle list "wieśniaka". Wierząc, że opisana przez niego historia jest prawdziwa, a przecież nie mamy powodu nie wierzyć i my zastanawiamy się nad słusznością (bądź nie) postępowania policjantów. Czy według Ciebie postąpili prawidłowo?

Blog "Wieśniaka drogowego", a w nim m.in. wszystkie listy opublikowane w naszym serwisie, oraz pełną wersję powyższego znajdziesz TUTAJ.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto | wieśniak | kolega | policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy