Dlaczego PZU wstrzymało wypłatę?

Strony naszego serwisu są otwarte na wasze listy i problemy. Piszecie o kontaktach z policją, bezpieczeństwie, a także problemach z ubezpieczycielami.

Dzisiejszy list należy do tej ostatniej kategorii. Oto on.

Piszę, by wyrazić moją frustrację i przestrzec innych przed kontaktami z naszym największym krajowym ubezpieczycielem, firmą PZU, która w zeszłym roku wykazała miliard dolarów zysku netto.

Teraz już wiem, w jaki sposób jej się to udało... Ale po kolei.

Półtora miesiąca temu doszło do kolizji z moim udziałem. Stałem przed rondem, pech chciał, że byłem ostatni w kolejce i to właśnie na moim Tico zatrzymała się nadjeżdżająca Łada. Kierowca, owszem, przyznał się do winy, lecz bardzo naciskał na załatwienie sprawy bez wzywania policji. Jednak ze względu na poważne uszkodzenia mojego auta (zgiął się nawet dach), nie mogłem się na to zgodzić. Niestety, podczas gdy ja dzwoniłem na policję, sprawca wsiadł do swojego samochodu i... uciekł z miejsca zdarzenia.

Na szczęście po zamieszczeniu ogłoszeń w prasie uszkodzone auto sprawcy zostało odnalezione. Jego właściciel wskazał także kierowcę. Wyjaśniło się wówczas skąd taki nacisk na załatwienie sprawy bez policji - sprawca nie miał prawa jazdy.

Policja poinformowała ubezpieczyciela Łady, że sprawca kolizji został ustalony, a do sądu grodzkiego trafiła sprawa w związku z ucieczką z miejsca zdarzenia oraz prowadzeniem pojazdu bez wymaganych uprawnień.

Reklama

Moje auto znalazło się w warsztacie współpracującym z PZU, gdzie początkowo stwierdzono, że koszt naprawy przekracza wartość auta. Ostatecznie PZU zaakceptowało kwotę, za którą samochód będzie naprawiony, ale nie na nowych częściach. Już w tym momencie jestem więc stratny... To jednak nie koniec historii.

Samochód został naprawiony, lecz warsztat nie zgodził się na jego wydanie, bowiem PZU... wstrzymało wypłatę odszkodowania! Na moje telefoniczne monity oddział w Zamościu, który prowadzi sprawę, poinformował mnie... że sprawca wcale nie jest ustalony, że zajmie się tym sąd. Stoi to w oczywistej sprzeczności ze stanowiskiem policji, która sprawcę ustaliła, a sąd ma mu jedynie wymierzyć karę za brak prawa jazdy i ucieczkę! O podejściu PZU do klienta najdobitniej świadczy fakt, że na moje pytanie, co będzie jak sprawa w sądzie z odwołaniami potrwa trzy lata, usłyszałem, że samochód trzy lata będzie stał w warsztacie! Co z niego wówczas zostanie nie muszę chyba mówić... Co ciekawe jednak, dla PZU wystarczającym dowodem winy sprawcy byłoby... przyjęcie przez niego mandatu lub podpisane oświadczenie! A więc nie wierzymy mnie, nie wierzymy policji, ale wierzymy człowiekowi, który nie posiadając prawa jazdy we mnie wjechał, a następnie uciekł...

Argumentu wytoczonego przez pracownika PZU, że prezesa Wieczerzaka sąd najpierw skazał, a następnie uniewinnił, co oznacza, że prawdę jest trudno ustalić nawet nie warto komentować, nie wiąże się bowiem ze sprawą, przytaczam go jedynie dla zobrazowaniu poziomu abstrakcji, na jakim działa oddział PZU w Zamościu...

Obecnie sytuacja wygląda tak, że sprawca oczekuje na rozprawę, ja jestem od półtora miesiąca bez samochodu, a warsztat, który auto naprawiał - bez pieniędzy.

Inicjały oraz adres e-mail wyłącznie do wiadomości Interii oraz PZU w celu ewentualnego kontaktu.

Co sądzicie o tej sytuacji?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prawo jazdy | auto | sprawca | PZU SA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy