Nie licz na uczciwość sprzedawcy

Do czego służy samochód? Pytanie tylko z pozoru wydaje się być głupie.

Teoretycznie podstawową funkcją, jaką spełniać ma dany pojazd jest jazda. Tak też jest w cywilizowanych krajach. Ale nie w Polsce.

U nas większość swojej wieloletniej kariery samochody spędzają w klimatyzowanych garażach właścicieli, którzy (zapewne w trosce o środowisko naturalne) zawsze starają się korzystać ze środków komunikacji publicznej. Skąd ta teza? Wystarczy zagłębić się w lekturę motoryzacyjnych ogłoszeń.

Nieraz pisaliśmy już o tym, by do rzędu cyferek, jakie widnieją na cyferblacie prędkościomierza podchodzić z dużą dozą tolerancji. Przeważnie jest to bowiem starannie dobrany ciąg liczbowy, nad powstaniem którego dobre pół dnia męczył się pracownik komisu. No chyba, że chodzi o nowoczesny samochód z elektronicznym licznikiem. Wówczas cała operacja nie zajęła mu więcej niż 10 minut.

Oczywiście nie chcemy wrzucać wszystkich do jednego worka i wciąż wierzymy jeszcze, że także u nas znalazłoby się kilku uczciwych handlarzy. Z doświadczenia wiemy jednak, że gdyby zebrać wszystkich samochodowych oszustów, funkcję worka musiałby przejąć zakład penitencjarny we Wronkach, a i on zapewne popękałby w szwach od natłoku pensjonariuszy...

Kto jest temu winny? My wszyscy! Przynajmniej po części...

W Polsce wciąż pokutuje bowiem przekonanie, że samochód z przebiegiem powyżej 200 tys. km to kompletny wrak, nadający się co najwyżej do kapitalnego remontu. O ile poglądy takie były słuszne, gdy na naszych drogach niepodzielnie królowały maluchy i "kanty" 125p, o tyle dzisiaj są one całkowicie pozbawione sensu.

Reklama

To nie przebieg zabija samochód, tylko jego właściciel. A dokładniej - sposób eksploatacji. Wiadomo jednak, że w warunkach wolnego rynku to popyt nakręca podaż, więc nie ma się co dziwić, że na komisowych placach aż roi się od piętnastolatków z przebiegami 160 tys. km. W przeliczeniu daje to mniej, niż 900 km miesięcznie, czyli - średnio- 30 km dziennie wliczając w to każdy wypad za miasto, czy wyjazd na wczasy. Wniosek? Poprzedniemu właścicielowi, zamiast kupować auto bardziej opłacałoby się zaopatrzyć w karnet na taksówki.

Nie możemy jednak wybielać oszustów. Nie "korygują" oni stanu licznika w trosce o nasze samopoczucie, przebieg ma przecież kolosalny wpływ na cenę pojazdu. W efekcie, nawet na tak nasyconym rynku pojazdów używanych jak nasz, ceny samochodów wciąż uznać można za zaporowe. Marża handlarza często sięga nawet 40% ceny auta...

Po raz kolejny apelujemy więc, by nie traktować wskazań licznika jako wyroczni i nie rezygnować z interesującego nas auta tylko dlatego, że w swoim dziesięcioletnim życiu przejechało ono 250 tys. km. Zamiast tego skupmy się raczej na ocenie jego stanu. Czasami lepiej kupić samochód z większym przebiegiem i samemu doprowadzić go do porządku, niż liczyć na uczciwość sprzedającego zapewniającego nas o terminowości dokonywania czynności obsługowych. Wiara w cuda może nas drogo kosztować.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sprzedawcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy