Będą biopaliwa. Ale ludzie będą głodować

Europejskie przepisy dotyczące biopaliw zachęcają do nieetycznych praktyk i powinny zostać zmienione - alarmuje w opublikowanym raporcie brytyjski Nuffield Council on Bioethics.

Zdaniem ekspertów, obecne regulacje prawne w tej dziedzinie nie przyczyniają się do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, prowadzą zaś do licznych przypadków naruszania praw człowieka. Trudno nie zapytać, po co nam to było?

Popatrzmy na fakty. Zdaniem ekspertów Nuffield Council on Bioethics, obecne prawo, nakazujące wprowadzenie do 2020 roku co najmniej 10-procentowego dodatku biopaliw do benzyny i oleju napędowego powoduje, że kraje europejskie sprowadzają je z państw, które nie przestrzegają praw człowieka i nie przejmują się ochroną środowiska. Pod uprawy roślin do produkcji biopaliw wycina się tam lasy, wysiedla się rdzennych mieszkańców, zużywa się nadmiernie dużo wody, nie zapewnia się zatrudnianym tam pracownikom odpowiedniej płacy, a często wykorzystuje się ich z naruszeniem praw człowieka. Dodatkowo produkcja biopaliw szkodzi środowisku naturalnemu a towarzysząca jej emisja gazów cieplarnianych nie jest w żaden sposób kontrolowana.

Reklama

To jednak nie koniec problemów. Dziennik "The New York Times" opisuje ostatnio jak biopaliwowe szaleństwo gwałtownie winduje ceny żywności. ONZ alarmuje, że indeks cen żywności na świecie jest najwyższy od 20 lat. W okresie od października do stycznia te ceny wzrosły o przeciętnie 15 procent. W zależności od przyjmowanych modeli ocenia się, że za 20 do 40 procent tego wzrostu odpowiada popyt związany z produkcją biopaliw.

"NYT" opisuje ten mechanizm na przykładzie bulw manioku, które stały się ostatnio popularnym surowcem do produkcji biopaliw w Chinach. Państwo Środka opracowało technologię produkcji biopaliw z manioku po tym, jak okazało się, że wcześniejsze próby z kukurydzą doprowadziły do gwałtownego wzrostu jej ceny. Chińczycy uznali, że z maniokiem nie będzie takich problemów. Nie wystarcza im jednak surowiec wytwarzany u siebie. W tej chwili do Chin trafia aż 98 procent produkcji Tajlandii, największego na świecie eksportera manioku. Od 2008 roku ten eksport zwiększył się czterokrotnie a obecna cena jest mniej więcej dwa razy wyższa. Maniok był do tej pory wykorzystywany do produkcji żywności, używa się go także jako paszy dla zwierząt. Już widać, że jego cena wpływa na cenę mięsa, rolnicy coraz częściej też rezygnują dla niego z upraw warzyw, czy ryżu.

Skutki wzrostu cen żywności odczuwają przede wszystkim kraje najbiedniejsze. ONZ szacuje, że ostatnie podwyżki zepchnęły do strefy biedy około 44 milionów ich mieszkańców. Odczuwamy je jednak także i my, odczuwają kraje najbogatsze. W Stanach Zjednoczonych, gdzie do produkcji biopaliw wykorzystuje się blisko 40 procent uprawianej tam kukurydzy, jej cena w okresie od czerwca do grudnia ubiegłego roku wzrosła o... 73 procent. Amerykanów to nie zrujnuje, ale na przykład w Ruandzie cena kukurydzy wzrosła w minionym roku o 19 procent. Tam to może oznaczać głód.

Eksperci Banku Światowego sugerują, że trzeba wprowadzić zasadę pierwszeństwa produkcji żywności nad wytwarzaniem biopaliw. Czy jednak w czasach, kiedy ceny ropy naftowej idą w górę, ktokolwiek będzie chciał tego słuchać? Kukurydza, olej palmowy, rzepak, trzcina cukrowa wskutek niedawnych i wyraźnie nie do końca przemyślanych decyzji stały się towarami przemysłowymi. Zbudowano fabryki, które je przetwarzają, ktoś na nich zarabia i nie będzie chciał przestać.

Biopaliwa miały być sposobem na ekologiczną rewolucję, źródłem zdrowia szczęścia i wszelkiej pomyślności, miały pomóc uporać się z dwutlenkiem węgla i rosnącymi cenami paliw, miały wskazać drogę dla nowych, odnawialnych źródeł energii. Nie udało się. Nie po raz pierwszy szczytne projekty okazały się przełomem tylko na papierze. Owszem, mówi się teraz o koniecznej korekcie przepisów, biopaliwach drugiej generacji, ale prawdy o klęsce tego projektu to nie przesłoni.

Skorzystajmy z tej lekcji zanim popełnimy inne błędy, postawimy sobie las wiatraków, przegrodzimy dziesiątkami zapór nasze rzeki, wydamy ciężkie pieniądze na mało wciąż wydajne ogniwa słoneczne. Zróbmy to z głową. Za każdą metodą pozyskiwania energii, tradycyjną, czy nowoczesną stoi jakieś lobby. Czy to jest lobby węglowe, nuklearne, wiatrakowe, czy rzepakowe, nie ma znaczenia. Warto dokładnie przemyśleć wady i zalety tych projektów, skutki ich realizacji. Wiatraki, zapory i ogniwa mają swoje zalety, ale nauka wie już coraz więcej o ich wadach. Warto tych ostrzeżeń posłuchać.

Nie można niszczyć zasobów przyrodniczych kraju, ale na fali "ekologicznego wzmożenia" nie można też wylewać dziecka z kąpielą. Za chwilę przyjdzie nam rozstrzygnąć wątpliwości związane z eksploatacją złóż gazu łupkowego. Z pewnością usłyszymy, że to niedopuszczalna ingerencja w środowisko naturalne. Od nas zależy, jakie strategiczne decyzje w tej sprawie zostaną podjęte. Bo na rzepaku, czy podmuchach wiatru daleko nie zajedziemy.

Grzegorz Jasiński

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy