Miałem 81, zaliczyłem 16-tkę...

Kiedyś przeczytałem w Interii artykuł pod wiele mówiącym tytułem "Są tylko nagrywani za krótko" (*).

Po mojej ostatniej przygodzie jestem zdania, że rzeczywiście utrata prawa jazdy może być tylko kwestią czasu. I to bardzo krótkiego czasu.

Nie powiem, gdy byłem młody, lubiłem "przycisnąć". Jeździłem mocnymi samochodami, często ze sportowym zawieszeniem. Ale te durne, chmurne czasy minęły. Mam żonę, dziecko, pracę, już nie "naście" lat i moje podejście do jazdy się zmieniło. Mój obecny samochód to duża, wygodna limuzyna na "kanapowym" zawieszeniu.

Styl jazdy inny, to i punktów mniej. Dokładnie mówiąc: zero. Przez myśl mi nawet nie przeszło, że nagle będę musiał wziąć pod uwagę, że jeden kontakt z policją może oznaczać dla mnie utratę prawa jazdy. A dlaczego? Bo nagle na moim koncie pojawiło się 16 punktów!

Wiem, co pomyślicie: pirat, docisnął i zasłużył. Może i zasłużył, ale pozwólcie, że przedstawię okoliczności zdarzenia.

Zostałem zatrzymany podczas jazdy w dość sporym ruchu, lewym pasem, dwupasmową drogą, po przejechaniu przejścia dla pieszych. Nawet się zdziwiłem, czego chce ode mnie policjant. Okazało się, że jechałem za szybko (81 km/h, podczas gdy w mieście można 50 km/h), wyprzedziłem ciężarówkę na przejściu dla pieszych oraz najechałem ciągłą linię. Z matematyki wyszło 5 pkt (prędkość) plus 10 pkt (wyprzedzanie) plus 1 punkt (ciągła linia). Razem 16 punktów.

W moich przemyśleniach właściwie nie ma puenty. Może tylko taka, że jeszcze jeden taki "wyskok", zagapienie się, wjechanie w teren zabudowany z prędkością 80 km/h i... stracę prawo jazdy...

* List czytelnika

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy