Sposób na pijanych? Podnieść OC!

Pijani kierowcy to plaga polskich dróg. Nierzadko trafiają się osobnicy zatrzymywani po pijanemu za kierownicą, choć już z tego samego powodu stracili prawo jazdy.

Czy jest lepszy sposób na wyeliminowanie tego zagrożenia? Pomysł na jeden z naszych czytelników...

"Chciałbym poruszyć temat walki z pijanymi kierowcami. Jak sami Państwo wiedzą, są różne pomysły, jak radzić sobie z tym problemem. Jedni chcą odbierać prawo jazdy, inni są za karą więzienia itd. itd.

Ostatnio jednak usłyszałem, że jest plan wprowadzenia wyższego OC dla "wstawionych".

Dokładnie ten ostatni pomysł chciałem skomentować oraz przedstawić, jak ja bym to widział. Przyjmijmy, że jakiś kierowca został złapany po pijaku. I co? Wezmą mu prawko na czas jakiś i wielka mi kara. A gdyby tak automatycznie podnieść mu OC do np. 1000% w stosunku do normalnego ubezpieczenia bez zniżek? Wyobrażają sobie Państwo miny kogoś, kto musi ubezpieczyć "Malucha" i ma za to zapłacić 2000-3000 zł? A co, jak ktoś ma jakiegoś potwora o dużej pojemności skokowej?

Myślę, że warto się nad tym zastanowić. Automatycznie nasuwa nam się jednak myśl, że przecież można ubezpieczyć samochód np. na żonę i po sprawie. Ja jednak proponowałbym też, aby takie osoby miały po odzyskaniu prawa jazdy wpisane bądź też jakoś specjalnie zaznaczone w dokumencie, że jechały już kiedyś pod wpływem.

Reklama

Wiązałoby się to z tym, że taka osoba może prowadzić samochód zarejestrowany i ubezpieczony tylko na siebie. Jeśli okazałoby się, że dana osoba nie posiada takiego ubezpieczenia, byłaby zmuszona do zapłacenia wielokrotności tego, co już w tym momencie miała zapłacić.

Gdy ktoś twierdziłby, że nie ma pieniędzy - do łopaty go! Można też sprzątać szpitale, schroniska itp. Autostrady zbudowano by w mgnieniu oka.

Oczywiście pracowano by "tylko" tak długo, aż się odrobi ubezpieczenie swojego auta. Biorąc pod uwagę, że ludzie przy pracach dostawaliby mało, odrobienie jednego "wyskoku" byłoby bardzo czasochłonne, a co się z tym wiąże - niewygodnie. Sądzę, że po takiej lekcji wielu kierowcom odechciałoby się pić. Byliby też świetną przestrogą dla innych.

Byłbym zapomniał o jednej ważnej sprawie. No a co, jak ktoś ma stałą pracę, a okazałoby się, że musi iść do robót publicznych? Otóż nic. Jak odrobi, co ma odrobić, to może wrócić do starych obowiązków. A jak szef go za ten czas nie wyrzuci z roboty, to jego szczęście.

Podsumowując: ogromna kara finansowa, zmarnowany czas, prace, od których nie ma ucieczki i Bóg wie co jeszcze mogą pomóc w walce z pijanymi kierowcami na drogach. Bo co jak co, proszę Państwa, ale najbardziej boli ludzi, jak zdrowo po kieszeni dostają."

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prawo jazdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy