Sposób na "drogówkę"

Co jakiś czas powraca dyskusja dotycząca stosowania w samochodach antyradarów.

W Polsce używanie ich jest nielegalne, policja traktuje je jako urządzenia wspomagające piratów, które pozwalają na "bezstresowe" łamanie przepisów ruchu drogowego i narażanie innych uczestników ruchu. Czy to prawda?

Jednym z nielicznych państw, gdzie dozwolone jest używanie antyradarów jest Wielka Brytania. Wiele wskazuje jednak na to, że także i tam, korzystanie z tego typu urządzeń już niedługo nie będzie legalne. Urzędnicy Ministerstwa Transportu planują zmianę przepisów. Władze akceptują urządzenia, które korzystając z satelitarnej nawigacji, ostrzegają kierowców przed ulicznymi kamerami. Nie zgadzają się natomiast na używanie przyrządów, które emitując określone częstotliwości, zakłócają pracę policyjnych radarów. Póki co sprawa ta wciąż jest jednak prawnie nieuregulowana i oba typy urządzeń można legalnie kupić i użytkować.

Reklama

Przed kilkoma laty, podobnie jak ostatnio w Polsce, na Wyspach pojawiła się olbrzymia liczba kamer ulicznych. Wkrótce potem statystyka potwierdziła, że instalowane w niewidocznych miejscach (tak, jak to często dzieje sie w Polsce), paradoksalnie zwiększały one zagrożenie na drogach. Kierowcy na ich widok hamowali zbyt późno i zbyt gwałtownie. Władze podjęły więc decyzję, by kamery te pomalować na jaskrawy kolor, zwiększając tym samym ich widoczność. To dało kierowcom więcej czasu na ograniczenie prędkości i poprawiło bezpieczeństwo na drogach.

Okazuje się jednak, że zakaz używania antyradarów, z jakim mamy do czynienia np. w Polsce również może wpłynąć na wzrost liczby wypadków. Badania przeprowadzone na terenie Wielkiej Brytanii wykazały, że kierowcy instalujący w samochodach urządzenia do wykrywania radarów policyjnych powodują niemal 30 procent mniej wypadków! Dlaczego?

Wbrew temu, co twierdzi nasza drogówka odpowiedź jest bardzo prosta. W przeciwieństwie do legalnego u nas CB radia, wciąż nielegalny antyradar sprawia, że kierowcy zamiast przyspieszać, zwalniają. Antyradar nie powie nam przecież, gdzie dokładnie stoi patrol drogówki, poinformuje nas jedynie, że znajdujemy się w pobliżu urządzenia generującego fale radarowe... W efekcie kierowca, który łamiąc obowiązujące u nas prawo korzysta z tego typu urządzenia, często jeździ wolniej od innych. Dzięki sygnałom informującym go o kontroli prędkości ma więcej czasu na dostosowanie tej z jaką się porusza do aktualnie obowiązującym na danym odcinku drogi, a co za tym idzie stwarza mniejsze zagrożenie niż ci, którzy na widok policjanta wyskakującego z zarośli "stają" na hamulcu.

Oczywiście przepis zakazujący używania takich urządzeń, podobnie jak malowanie fotoradarów w szare kolory i "zapominanie" o tabliczkach informacyjnych nijak ma się do zapewnień drogówki, jakoby wszystko służyło prewencji i poprawie bezpieczeństwa.

Co więcej, zalegalizowanie antyradarów miało by tym korzystniejszy wpływ na poprawę bezpieczeństwa, że w Polsce rozpoczyna się właśnie akcja montowania przy drogach fotoemitatorów. Są to wierne atrapy fotoradarów wyposażone dodatkowo w urządzenia emitujące fale radarowe. Rodzi się jednak pytanie po co je instalować, skoro działać one będą jedynie na "antyradarowców", których teoretycznie u nas nie ma, bo korzystanie z antyradarów jest zabronione... Może więc warto rozprawić się w końcu z martwymi przepisami i przestać się oszukiwać?

Problem w tym, że tak naprawdę wszyscy na tym stracą. Gminy przestaną łatać sobie budżety pieniędzmi od pechowych kierowców, niejeden policjant będzie musiał zaszyć kieszenie munduru... Wygląda więc to, że na rychłą legalizację szanse są raczej marne...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: antyradar | kierowcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy