9 lat temu zginęło 10 uczniów. Proces dobiega końca

Dzisiaj Sąd Rejonowy w Białymstoku ma ogłosić wyrok w ponad 5-letnim procesie, związanym z wypadkiem autokaru z licealistami k. Jeżewa (Podlaskie). 30 września 2005 roku zginęło tam 13 osób, a ponad 40 zostało rannych.

Autokar wiozący maturzystów z Białegostoku do Częstochowy, k. Jeżewa zderzył się czołowo z ciężarową lawetą i stanął w płomieniach. Zginęło dziesięcioro uczniów, a także kierowca i jego zmiennik z autokaru oraz kierowca lawety. Była to w województwie podlaskim najtragiczniejsza katastrofa drogowa.

Według ustaleń śledczych, do wypadku doprowadził kierowca autokaru, ryzykownie wyprzedzając inny pojazd. Mężczyzna chorował na padaczkę, ale chorobę ukrywał. Czy miała ona jednak wpływ na jego zachowanie w krytycznym momencie na drodze, tego jednoznacznie prokuraturze nie udało się ustalić. 

Reklama

Pierwszy proces związany z tym wypadkiem zakończył się w 2009 roku. Oskarżonych było osiem osób, m.in. lekarka, która wydała kierowcy autokaru zaświadczenie o zdolności do pracy, mimo że były ku temu przeciwwskazania medyczne, oraz specjaliści BHP, którzy odpowiadali za wyniki kontroli powypadkowej w firmie turystycznej i osoby odpowiedzialne za dopilnowanie badań kontrolnych kierowców. Zapadło wówczas sześć wyroków skazujących, były to kary więzienia w zawieszeniu. 

W drugim procesie prokuratura oskarżyła małżeństwo Z. - właścicieli agencji turystycznej, z której był wynajmowany autokar. Postawiła im ponad 70 zarzutów. Najpoważniejszy i związany z wypadkiem, to sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej poprzez dopuszczenie do pracy kierowców, którzy z powodów zdrowotnych (zmiennik kierowcy autokaru chorował na cukrzycę) nie powinni mieć uprawnień zawodowych do prowadzenia autokarów i ciężarówek. Pozostałe zarzuty, to szereg nieprawidłowości dotyczących rozliczania czasu pracy kierowców oraz zgłaszania ich zarobków do ZUS. Oskarżonym grozi do ośmiu lat więzienia.

Akt oskarżenia trafił w lipcu 2008 roku do Sądu Rejonowego w Białymstoku. Proces rozpoczął się w marcu 2009 roku, bo wcześniej sąd rejonowy próbował - bezskutecznie - przekazać tę sprawę okręgowemu ze względu na jej skomplikowany charakter.

Ponieważ sąd podjął się nie tylko ustalenia, czy małżonkowie Z. są winni zarzucanych im przez prokuraturę czynów, ale także - głównie za sprawą wniosków rodzin zmarłych uczniów - ustalenia w tym procesie wszelkich okoliczności wypadku, uznał za konieczne powołanie biegłych wielu specjalności.

Duża część materiału dowodowego to próba ustalenia jednoznacznie, czy kierowca miał atak epilepsji i dlatego stracił kontrolę nad autokarem, czy może jednak świadomie podjął ryzykowny manewr na drodze. Sąd prosił też o opinię biegłych w związku z cukrzycą drugiego kierowcy. Poszukiwał innych dowodów, m.in. notatek służbowych policjantów i zapisów wideo z oględzin miejsca wypadku.

Oskarżeni, których firma po wypadku przestała istnieć, od początku konsekwentnie nie przyznają się do winy . Zapewniają, że kierowcy mieli aktualne i ważne badania lekarskie (choć wystawione nie na tę firmę, ale z wcześniejszego miejsca zatrudnienia), a swoje poważne choroby ukrywali zarówno przed lekarzami medycyny pracy, jak i przed pracodawcami.

Oczekiwanie na specjalistyczne opinie znacznie wydłużyło proces. Ponad 1,5 roku sąd oczekiwał na opinię z pracowni Badania Wypadków Drogowych w Gdańsku, ale korzystał też z wiedzy specjalistów z zakresu neurologii, medycyny pracy, medycyny sądowej czy diabetologii, a ci także potrzebowali czasu.

Mimo tylu opinii, żaden z biegłych nie dał jednoznacznej odpowiedzi, czy kierowca autokaru miał atak padaczki i to można uznać za przyczynę jego zachowania na drodze. Biegła neurolog stopień prawdopodobieństwa związku między chorobą kierowcy a wypadkiem uznała za "znaczny", ale zastrzegła, że z całą pewnością nie może powiedzieć, że to napad padaczkowy u kierowcy był przyczyną wypadku.

Przyjęła wersję, że kierowca świadomie podjął decyzję o zmianie pasa, a sam manewr wykonał w stanie ograniczonej świadomości i spowodował zderzenie. W jej ocenie, na ewentualny napad padaczkowy akurat w tym momencie mógł mieć wpływ stres w czasie wykonywania manewru oraz to, że niedługo wcześniej kierowca podjął równie niebezpieczny manewr wyprzedzania, który powiódł się.

Na początku września 2014 roku strony wygłosiły mowy końcowe. Prokuratura chce kar 2 i 3 lat więzienia oraz po kilkadziesiąt tys. zł grzywny. Chce też orzeczenia wobec oskarżonych czasowych zakazów prowadzenia działalności gospodarczej, polegającej na organizacji wycieczek turystycznych i przewozu osób. Obrona i sami oskarżeni chcą uniewinnienia.

Po wystąpieniach stron sąd postanowił wznowić przewód sądowy. Uzasadnił to tym, że chce rozważyć - zaproponowane w swoim wystąpieniu przez prokuratora - zmiany w kwalifikacji prawnej niektórych czynów. Przewód sądowy zamknął ponownie 27 października.

Akt oskarżenia ma ponad 150 stron, dowody zebrane w sprawie zajęły ponad 650 tomów akt. Sąd zapowiedział, że publikacja wyroku wraz z uzasadnieniem zajmie mu wiele godzin.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: wypadki drogowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy