Polskie drogi

Wypadek w Szaflarach. Będzie eksperyment procesowy

Nowotarska prokuratura chce w przyszłym tygodniu przeprowadzić eksperyment procesowy w miejscu zderzenia pociągu z samochodem egzaminacyjnym w Zaskalu niedaleko Szaflar w Małopolsce. To tam zginęła 18-letnia kursantka zdająca egzamin na prawo jazdy.

Jak powiedział RMF FM prowadzący sprawę prokurator Jan Ziemek, w eksperymencie będzie uczestniczył pociąg i samochód.

Śledczy chcą ocenić, kiedy pociąg jadący od strony Nowego Targu staje się widoczny z przejazdu kolejowego, ile czasu mija od chwili wyłonienia się zza zakrętu do minięcia przejazdu, a także czy samochód po minięciu znaku "stop" jest w stanie zatrzymać się przed torowiskiem. Chcą w ten sposób sprawdzić, czy gdyby egzaminator nacisnął hamulec po tym, gdy kursantka nie zatrzymała się przed znakiem to, czy udałoby mu się zatrzymać auto przed torowiskiem.

Reklama

Jednocześnie prokurator przygotowuje odwołanie od decyzji sądu o niezastosowaniu wobec egzaminatora aresztu.

Józef Palenik, szef nowotarskiej prokuratury, zdradził  że na nagraniu z kamer w samochodzie nie słychać, by egzaminator kazał kursantce uciekać z samochodu (sam tak właśnie zrobił, co uratowało mu życie). Analiza materiału wideo potwierdziła natomiast wersję egzaminatora, który mówił, że samochód sam zgasł na torach, bo kursantka zbyt szybko puściła sprzęgło.

62-letni egzaminator usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym.

Do tragicznego wypadku na przejeździe kolejowym w Zaskalu niedaleko Szaflar w Małopolsce doszło 23 sierpnia. W samochód egzaminacyjny, którego silnik zgasła na torach, uderzył nadjeżdżający pociąg. 18-letnia kursantka została ciężko ranna i zmarła w szpitalu. Egzaminator zdążył wysiąść z auta, nic mu się nie stało.

Z jego zeznań wynika, że zdająca egzamin nastolatka, mimo znaku stop i tzw. krzyży św. Andrzeja, nie zatrzymała samochodu przed przejazdem kolejowym. Egzaminator również nie zareagował na znak stop, ale zeznał, że zamierzał po przejechaniu torów zatrzymać pojazd i zakończyć egzamin z wynikiem negatywnym.

Mężczyzna zeznał też, że z przyczyn niewyjaśnionych pojazd zatrzymał się na torach i zgasł. Mimo próby ponownego uruchomienia silnika, nie udało się tego zrobić. Mówił, że nie pamięta, czy wydał polecenie do ucieczki z samochodu. Z jego relacji wynika, że nie podjął czynności reanimacyjnych.

Zdarzenie zarejestrowało kilka kamer, w tym kamera w pojeździe, kamera w pociągu i kamera przemysłowa na budynku.

Egzaminatorowi grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna pracuje w zawodzie ponad 30 lat.


RMF FM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy