Polskie drogi

Tak giną motocykliści. To nie piraci ich zabijają

Kolejne słoneczne dni obfitują w wypadki z udziałem motocyklistów. Ich scenariusz jest, niestety, bardzo typowy...

W niedzielę wieczorem do tego rodzaju zdarzenia doszło w Rybniku na ulicy Tkoczów. Ze wstępnych ustaleń policjantów wynika, że wyjeżdżając z posesji 40-letnia kierująca Volkswagenem Sharanem, nie udzieliła pierwszeństwa przejazdu i zderzyła się z prawidłowo jadącym motocyklistą. Kierujący jednośladem 26-latek, z licznymi złamaniami, przewieziony został do szpitala. Pomocy medycznej potrzebowała też 22-letnia pasażerka motocykla. Kierującej volkswagenem nic się nie stało. Wiadomo, że wszyscy uczestnicy zdarzenia byli trzeźwi.

Nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu, to najczęstsza przyczyna wypadków i kolizji w Polsce. W ubiegłym roku doszło na naszych drogach do 7 416 tego typu zdarzeń. Drugie miejsce w statystykach zajmuje niedostosowanie prędkości do warunków ruchu (6 837 wypadków), trzecie - nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu (3 408 wypadków).

Reklama

Policjanci zajmują się jeszcze ustaleniem dokładnych okoliczności wspomnianego wypadku, ale wszystko wskazuje na to, że miał on typowy dla tego rodzaju zdarzeń, przebieg. Sprawcą jest oczywiście kierująca osobowym Volkswagenem, która - po prostu - nie zauważyła zbliżającego się motocyklisty lub nieprawidłowo oceniła jego prędkość. Otwartą kwestią pozostaje oczywiście fakt, czy kierowca motocykla stosował się do obowiązujących ograniczeń.

Chociaż wypadek wydaje się prosty i typowy, obrazuje szerszy problem naszych dróg - brak zrozumienia między uczestnikami ruchu. Wbrew pozorom nie wynika on wcale z żadnej niechęci "samochodziarzy" do motocyklistów (lub odwrotnie) lecz braku doświadczenia w prowadzeniu innego niż swój pojazdu. Osoby, które na co dzień poruszają się samochodami osobowymi (np., jak w tym konkretnym przypadku, vanem) nie zdają sobie sprawy z faktu, że inny uczestnik ruchu może osiągać prędkość 70 czy 100 km/h nie w 10 czy 15 sekund, lecz 3 lub 4!

Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku zajeżdżania drogi pojazdom ciężarowym, co często zmusza ich kierowców do nagłego hamowania. W wielu przypadkach nie chodzi wcale o złą wolę. Kierowcy "osobówek" po prostu nie wiedzą, że droga hamowania ważącego 40 ton zestawu może być diametralnie inna, niż w przypadku auta osobowego o masie 1000-1500 kg.

Szanse na poprawę tej sytuacji są, niestety, nikłe. Statystyki dobitnie pokazują, że liczenie na wyrozumiałość to ślepa uliczka. Dobrym rozwiązaniem wydają się być kursy doszkalające, w ramach których, w kontrolowanych warunkach, kierowcy mogliby poznać specyfikę prowadzenia motocykla czy ciężarówki. Problem w tym, że ośrodków doskonalenia techniki jazdy dysponujących takim zapleczem technicznym jest w Polsce jak na lekarstwo, a na dodatkowe szkolenia pozwolić mogą sobie jedynie nieliczni.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy