Polskie drogi

Śmiertelne żniwo drogowej agresji

Wydawać by się mogło, że drogowe szaleństwo lat dziewięćdziesiątych, gdy na polskich drogach panowała anarchia, objawiająca się nagminnym łamaniem przepisów i wybuchami drogowej agresji, mamy już za sobą.

Niestety tragiczny wypadek, jaki rozegrał się w miniony piątek na drodze S8 sugeruje, że do zachodnich standardów traktujących o kulturze jazdy, wciąż sporo nam jeszcze brakuje.

Do szokującego zdarzenia doszło w miniony piątek na drodze S8 w miejscowości Stare Krzewo (odcinek Białystok - Zambrów). Jak informuje "Dziennik Polski" przyczyną zdarzenia, w którym śmierć poniosły dwie osoby, mogła być... drogowa agresja.

Według początkowych doniesień, białoruska ciężarówka najechała na dwa stojące na jezdni pojazdy, potrącając śmiertelnie dwóch znajdujących się poza pojazdami kierowców. Chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, wszystko wskazuje na to, że samochody (auto dostawcze i Peugeot 307) znajdowały się nie na poboczu, ale na prawym pasie jezdni!

Reklama

Zdaniem cytowanych przez "Dziennik Polski" świadków powodem wypadku była drogowa agresja. Jeden z kierowców miał zajechać drogę drugiemu. Po krótkiej drogowej przepychance oba auta zatrzymały się na jezdni, na prawym pasie drogi ekspresowej (!), a ich kierowcy, po opuszczeniu pojazdów, wdali się w szamotaninę. Na miejscu zdarzenia znaleziono m.in. pojemnik po gazie łzawiącym, śledczy nie wykluczają jednak, że znalazł się on na jezdni w wyniku staranowania pojazdu przez ciężarówkę.

Przebieg zdarzeń zdają się też potwierdzać działania prokuratury. Wobec białoruskiego kierowcy zastosowano jedynie poręczenie majątkowe, mimo że - zgodnie z obowiązującymi przepisami - za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym mężczyźnie grozić może do 8 lat pozbawienia wolności. Wszystko wskazuje jednak na to, że kierowca ciężarówki nie złamał żadnych przepisów, a mimo rozpaczliwej próby ominięcia stojących na jezdni pojazdów, nie udało mu się tego zrobić.

W wypadku zginęli 29-letni krakowianin i 40-letni mieszkaniec Zambrowa. Starszy z mężczyzn osierocił troje dzieci. Najmłodsze z nich - niespełna czteroletnie - od roku walczy z ciężką chorobą i wymaga stałej specjalistycznej pomocy medycznej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy