Polskie drogi

Rodzice chłopca na hulajnodze na celowniku policji!

​Sprawa kierowcy, który w Rędzinach pod Częstochową o mało nie rozjechał na przejściu dla pieszych czterech osób, ma drugi wątek. Chodzi o zachowanie dziecka, które jechało wtedy na hulajnodze.

Do zdarzenia doszło w niedzielę, ok. godziny 18:41 przed Urzędem Gminy w Rędzinach pod Częstochową. Kierowca na przejściu dla pieszych o mało nie potrącił kilku przechodzących tam osób, w tym dziecka. 39-latek na przejściu wyprzedzał kolumnę samochodów, które zatrzymały się, żeby przepuścić pieszych.

Na nagraniu widać, jak przez pasy na hulajnodze przejeżdża chłopiec. Kiedy dziecko było już na środku ulicy, tuż przed nim przemknął Volkswagen Passat, którego kierowca nie zatrzymał się przed przejściem.

Chłopiec spadł z hulajnogi i wystraszony szybko uciekł na chodnik. Przerażone dziecko przez pewien czas nie było w stanie się uspokoić. Razem z nim przez pasy swoje rowery przeprowadzały dwie dorosłe osoby. Jedna z nich w specjalnym foteliku przewoziła inne dziecko. 

Reklama

Kierowca został zatrzymany w środę. Swoją niedzielną jazdę tłumaczył podczas przesłuchania tym, że się spieszył. W miejscu, gdzie o mało co nie doszło do tragedii, można jechać z prędkością 50 kilometrów na godzinę. Mężczyzna jechał dwa razy szybciej.

Dlaczego policjanci zainteresowali się zachowaniem chłopca?

Sprawa ma również drugi wątek. Chodzi o zachowanie dziecka, które jechało wtedy na hulajnodze i rolę jego opiekunów. 

To była hulajnoga elektryczna, a chłopiec ma 7 lat. Dlatego, zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie powinien on nie tylko przejeżdżać przez przejście dla pieszych, ale w ogóle nie wolno mu na drodze korzystać z tego rodzaju hulajnogi, bo mogą to robić dopiero dzieci 10-letnie, posiadające kartę rowerową. Dlatego sprawa zostanie teraz przekazana do sądu rodzinnego. To bardzo rzadki przypadek, żeby służby zwracały uwagę nie tylko na sprawcę niebezpiecznej sytuacji, ale także jego potencjalne ofiary, które same złamały prawo.

Kierowcy postawiono dwa zarzuty

Sam kierowca w związku ze zdarzeniem usłyszał dwa zarzuty.

Pierwszy jest bezpośrednio związany z niedzielnym wydarzeniem. Mężczyzna będzie odpowiadał za bezpośrednie narażenie utraty życia lub spowodowanie ciężkich obrażeń u czterech osób, które były wtedy na przejściu dla pieszych. Natomiast drugi zarzut dotyczy sądowego zakazu prowadzenia samochodów. 10 lat temu mężczyzna dożywotnio został pozbawiony prawa jazdy, bo spowodował śmiertelny wypadek drogowy. Był wówczas pijany, miał w organizmie około dwóch promili alkoholu i na dodatek uciekł wówczas z miejsca wypadku. Za tamten wypadek trafił do więzienia na siedem i pół roku.

Teraz kierowca trafił na trzy miesiące do aresztu. 

***

RMF/INTERIA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy