Jeep

Jeep Grand Cherokee SRT, czyli 100 km/godz. w 5 sekund

​Przemieszczający się wyłącznie pieszo lub rowerami wegetarianie, deklarujący się jako bezkompromisowi zwolennicy energii odnawialnej, nie mają łatwego życia.

Nie tylko z powodu opinii, jaką wystawił im w jednym z wywiadów prasowych pewien polski minister. Gnębią ich mianowicie nocne koszmary. Na przykład ten o monstrualnym silniku spalinowym: benzyna, osiem cylindrów, prawie 6,5 litra pojemności, 468 koni mechanicznych mocy, maksymalny moment obrotowy 624 niutonometrów. Aż strach się bać, tym bardziej, że to nie sen-mara, lecz najprawdziwsza prawda. Samochód napędzany takim potworem rzeczywiście istnieje. To Jeep Grand Cherokee SRT, dzieło inżynierów ze Sport and Racing Technology, czyli wydzielonego w strukturach amerykańskiej gałęzi koncernu Fiat Chrysler Automobiles pionu, zajmującego się najmocniejszymi i najszybszymi pojazdami należącej do FCA marki Jeep.

Reklama

Trzeba przyznać, że silnik V8 6.4 l HEMI otrzymał godne opakowanie. Każdy Grand Cherokee to kawał auta. Tu wszystko jest wielkie, muskularne, sygnalizujące nadnaturalną moc. Ba, w wersji SRT nawet obręcze kół - o średnicy, bagatela, 20 cali - noszą symboliczną nazwę: Goliath. Ten model został zresztą wyposażony w inne cechy, które, jak piszą marketingowcy FCA, mają go wyróżniać od reszty samochodów "o każdej porze dnia i nocy". Wystarczy tu wspomnieć o charakterystycznych, przyciemnianych reflektorach biksenonowych, dwóch rozmieszczonych po bokach pojazdu rurach wydechowych, zakończonych szerokimi dyfuzorami oraz o przypominających nieco nozdrza wieloryba otworach w masce - wlotach powietrza, wspomagającego chłodzenie silnika.

Autorzy opisów Grand Cherokee SRT na amerykańskich stronach internetowych Jeepa posługują się jakże skromnym i dyskretnym sformułowaniem "Ultra-Premium Luxury SUV". Według ich polskojęzycznych kolegów, ten model to "król SUV-ów", który "Nie prosi o pozwolenie. Nie przeprasza. Zabiera w podróż bez kompromisów". Cztery lata temu, podczas zorganizowanej w okolicach Turynu międzynarodowej prezentacji dziennikarskiej największego i najmocniejszego z Jeepów, mogliśmy utrwalić sobie takie nieustannie powtarzane określenia, jak: "flagship", "spectacular car", "the highest breathtaking performance" i "unbelievable success story".

Po takich ochach i achach należałoby się spodziewać kosmicznego wnętrza pojazdu, tymczasem jest ono zaskakująco, zwłaszcza jak na amerykańskie standardy estetyki, stonowane. Skóra, alcantara, zamsz, tylko odrobina chromu i lakieru fortepianowego, dzisiaj tak modnego, więc często nadużywanego przez speców od wystroju aut. Jest nowocześnie (częściowo wirtualny kokpit, duży, dotykowy ekran systemu infotainment), ale jednocześnie elegancko, bez nadmiaru świecidełek. Zaraz po wejściu uwagę zwracają głęboko wyprofilowane fotele, z logo SRT na oparciach, a także głośniki sygnowane przez audiofilską markę Harman Kardon ze wzmacniaczem o mocy 825 W. Ich obecność daje do zrozumienia, że pod względem wyposażenia nasz Jeep jest pojazdem z najwyższej półki. I rzeczywiście - nie brakuje mu praktycznie niczego z długiej listy osiągalnych współcześnie rozwiązań, wspomagających komfort i bezpieczeństwo podróżowania samochodem. Niektóre z nich są w tej klasie oczywistością, nie wartą wzmianki, inne już niekoniecznie, jak choćby system aktywnej redukcji hałasu, emitujący fale dźwiękowe o charakterystyce, pozwalającej wyeliminować z wnętrza auta niepożądane odgłosy. Jest też system eliminujący dobiegające z tylnej kanapy pytania: "Tato, daleko jeszcze?". Składa się z odtwarzacza blu-ray oraz dwóch ekranów zamontowanych u szczytu oparć przednich foteli. Fajne, tylko dlaczego kosztuje aż 8000 zł? 

Spędzająca sen z powiek ekologom "V-ósemka" Jeepa Grand Cherokee SRT została skonstruowana przez ludzi wiernych starej zasadzie, że moc silnika powinna wynikać  z jego pojemności. Downsizing? Turbosprężarki? Żyłowanie parametrów przez najrozmaitsze techniczne sztuczki? Zapomnijcie... W tym przypadku mamy do czynienia z surową mocą i prostotą budowy - tylko jeden wałek rozrządu, tylko dwa zawory na cylinder. Miłym efektem ubocznym takiego podejścia jest głęboki gang silnika, obywający się bez jakiegokolwiek syntetycznego podrasowywania.

Jeepy znane są ze swoich zdolności terenowych. Flagowym SUV-em tej marki też da się zjechać na bezdroża, jednak SRT przeznaczony jest do innych celów, o czym świadczą również dostępne w nim tryby jazdy. Zamiast, jak w pozostałych Grand Cherokee, opcji "rock" (skały), "mud" (błoto), "sand" (piach), którym towarzyszą przyciski asystenta zjazdu, zmiany prześwitu, blokady mechanizmu różnicowego, tu mamy inny zestaw. "Sport" (lekkie usztywnienie zawieszenia), "tow" (do holowania przyczepy), "track" ("wyczynowe" usztywnienie zawieszenia i ograniczenie przechyłów nadwozia, zapewniające najlepszą charakterystykę jazdy na torze wyścigowym). Wspólne dla wszystkich wersji są jedynie tryby "auto"  oraz "snow" (do jazdy w zimowych warunkach drogowych). O charakterze SRT świadczy też dostępność procedury startowej Launch Control.

Osiągi? Prędkość maksymalna prawie 260 km/godz., przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w 5 sekund. Owszem, jeździliśmy samochodami jeszcze dynamiczniejszymi, ale żaden z nich nie był ważącym 2,5 tony kolosem! Aha - wartość wciskających w fotel przeciążeń można śledzić na specjalnym wskaźniku. 

Amerykański "król SUV-ów" bezkompromisowo rwie do przodu i nikogo nie przepraszając pewnie, mimo swoich gabarytów, śmiga po zakrętach (sportowe zawieszenie, adaptacyjne amortyzatory). A gdy potrzeba skutecznie hamuje (hamulce z dużymi tarczami i zaciskami Brembo). Do zatrzymania się z prędkości 100 km/godz. wystarczy mu zaledwie 35 metrów.

Dodajmy, że obecnie instalowana w tym modelu 8-stopniowa automatyczna skrzynia biegów działa wyraźnie płynniej i szybciej od poprzedniej, 5-biegowej, z którą mieliśmy do czynienia podczas testów we Włoszech.

Silnik V8 6.4 l HEMI ma w swojej nazwie określenie "fuel saver", czyli "oszczędzacz paliwa", lecz należy traktować je przymrużeniem oka. W mieście Jeep Grand Cherokee SRT z łatwością zużywa ponad 20 litrów benzyny na 100 km. Na trasie nie ma co marzyć o zejściu poniżej 10 l. No, ale ktoś, kogo stać na zakup auta za co najmniej 371 900 zł (tyle kosztuje jego podstawowa wersja) raczej nie zwraca uwagi na wysokość rachunków przy dystrybutorze.

Jako ciekawostkę podajmy, że w USA ceny tego modelu Jeepa zaczynają się od kwoty 65 500 dolarów, czyli przy obecnym kursie amerykańskiej waluty stanowi równowartość około 250 000 zł. Na szczęście zarabiamy dużo więcej niż Amerykanie. Ups, sorry za ten irytujący żarcik...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama