Bezpieczna jazda z Interią i SZC

Rzecznik komendy głównej policji ujawnił nam skany pism TVN!

Pani Mariola pokłóciła się z mężem. O to, czy kończąc manewr wyprzedzania można bezkarnie, przy powrocie na prawą stronę jezdni, przekroczyć linię ciągłą. Mąż stanowczo twierdził, że za taki manewr należy się mandat, jego żona - wręcz przeciwnie. Sprawa wydaje się dość oczywista, jednak okazało się, że co do tego, kto ma w powyższym sporze rację, czytelnicy podzielili się w swoich opiniach niemal równo po połowie. Dlatego postanowiliśmy zapytać o zdanie policję. Kto jak kto, ale ta służba powinna rozstrzygnąć ów dylemat autorytatywnie i jednoznacznie. Myliliśmy się.

"Znak P-3a z linią ciągłą, znajdującą się po prawej stronie powinien być (zgodnie z zapisami rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 r. w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczenia na drogach) poprzedzony znakiem P-6 ["linia ostrzegawcza" - przyp. red.], P-6a ["linia ostrzegawcza naprowadzająca"] lub P-1b ["linia pojedyncza przerywana - krótka"], a następować po nim mogą znaki P-4 ["linia podwójna ciągła"] lub P-6 ["linia ostrzegawcza"]. Tak więc oznakowanie, w którym po linii P-3a jest kolejna linia P-3a (naszkicowana sytuacja drogowa) - to nietypowe rozwiązanie. Przy czym ocena przedmiotowej sytuacji drogowej powinna być oparta na całości oznakowania w tym miejscu, w tym z uwzględnieniem także znaków pionowych. Proponuję zatem wykonać i przesłać zdjęcie z tego miejsca i poprosić o komentarz miejscową jednostkę policji" - odpowiedział nam mł. insp. Sebastian Gleń, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. W następnym mailu zasugerował, że skoro problem ma charakter ogólny, więc warto zasięgnąć języka w Komendzie Głównej Policji: "Może i koledzy z Biura Ruchu Drogowego KGP by się wypowiedzieli".

Reklama

Postąpiliśmy zgodnie z tą radą. Na reakcję czekaliśmy długo, wysłaliśmy nawet ponaglenie, ale mniejsza o to. Ważne, że odpowiedź, którą otrzymaliśmy, była zaiste zdumiewająca.

Rzecznik prasowy komendanta głównego policji mł. insp. Mirosław Ciarka stwierdził, że "interpretacja prawa nie mieści się w pojęciu informacji publicznej". Następnie w dłuższym prawniczym wywodzie powołał się na orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego. I zauważył, że "istnieją przecież osoby, kancelarie i biura, gdzie porady prawne można uzyskać".

"Prosząc o zrozumienie dodatkowo wyjaśnię, że uczestnicy ruchu drogowego, a także osoby, w stosunku do których policjanci podejmują czynności służbowe, niestety często wbrew przekazanym informacjom powołują się na stare wypowiedzi, interpretacje - gdzie często przepisy zmieniły się" - napisał pan młodszy inspektor.

Niestety, nie wykażemy zrozumienia dla takiej postawy. Rzeczywiście istnieją "osoby, kancelarie i biura", które udzielają porad prawnych. Nie prosimy jednak o interpretację prawa podatkowego, bardzo często skrajnie zagmatwanego i rozmaicie rozumianego również przez urzędników skarbówki. Poprosiliśmy o wyjaśnienie konkretnej kwestii, dotyczącej przepisów ruchu drogowego, które mają zupełnie inny charakter. Można rzec: zero - jedynkowy. Tak - nie, wolno - nie wolno, dozwolone - zakazane. Przecież funkcjonariusze drogówki muszą odpowiedź na nasze pytanie znać, choćby ze względu na konieczność stosować ją w codziennej służbie. Czy prośba o podzielenie się tą wiedzą z tysiącami kierowców, po to, by nie stwarzali zagrożenia na drodze, nie popełniali wykroczeń i nie narażali się w związku z tym na kłopoty, jest czymś nadzwyczajnym i nagannym?  Wszak policja ma nie tylko egzekwować przestrzeganie przepisów i karać za ich łamanie. Powinna również uczyć oraz wychowywać i dzięki temu poprawiać stan bezpieczeństwa na naszych drogach. 

Zwróciliśmy także uwagę na końcowy akapit maila mł. inspektora Mirosława Ciarki. "Dodatkowo jedna ze stacji telewizyjnych, pomimo udzielanej pomocy przy realizacji materiałów, za przesłane filmiki żąda od nas zapłaty, co uświadamia, że również interpretacje prawne powinny robić wyspecjalizowane osoby (eksperci)" - pisze oficer KGP. Czy to znaczy, że powinniśmy zapłacić policji i wtedy dostalibyśmy odpowiedź na nasze pytanie?!

"W załączniku skany pism" - dodaje pan rzecznik. Tak, skany! Korespondencji, w której telewizja TVN domaga się określonej kwoty (celowo jej tu nie wymieniamy) za udostępnienie policji nośników DVD z zapisami pewnych sytuacji na drodze bez zamazanych (zablurowanych) tablic rejestracyjnych; jak się domyślamy - w celu ustalenia i ukarania sprawców nagranych wykroczeń. Nie wnikamy, czy żądania TVN są słuszne czy nie, ale rozesłanie wspomnianych pism do innych redakcji można chyba uznać za ujawnienie tajemnicy handlowej. A to już prawdziwy skandal.

(RA)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy