Polski kierowca

Podstępne wysepki

Nie dziwi mnie to, że polscy kierowcy bardzo słabo znają przepisy ruchu drogowego, bo po pierwsze są one niezwykle zawiłe i skomplikowane, a po drugie cały proces szkolenia i egzaminowania sprzyja bezmyślnemu wkuwaniu na pamięć odpowiedzi na testowe pytania. Ponadto, z myśleniem i elokwencją u wielu ludzi nie jest najlepiej, więc trudno oczekiwać, że przeciętny kierowca będzie czytał ustawy czy rozporządzenia, a tym bardziej je analizował. On zapamięta może 10% tego, czego uczono go na kursie na prawo jazdy, a resztę dopowie sobie na podstawie opinii kolegów, krewnych itd. Przecież domorosłych "fachowców" nie brakuje. Być może wyczyta też jakieś rewelacje w mediach, które również nie grzeszą rzetelnością i profesjonalizmem. Ile jest takich czasopism czy portali internetowych, które publikują naprawdę fachowe teksty o przepisach kodeksu drogowego? Bardzo mało. Dlaczego? Bo niewielu jest wśród dziennikarzy ekspertów, którzy znają się na tym.

Znacznie gorzej, gdy dyletanctwo przejawiają urzędnicy odpowiedzialni za oznakowanie dróg. Takie przypadki wcale nie należą do rzadkości. Przecież w miejskich i gminnych wydziałach infrastruktury pracuje mnóstwo inżynierów, tzw. specjalistów (przynajmniej w teorii). Ci ludzie pobierają niemałe pieniądze z kieszeni podatników. Powinni więc perfekcyjnie znać wszystkie przepisy i pilnować, aby były dokładnie wykonywane przez podległe im służby drogowe. Niestety, w rzeczywistości mamy często do czynienia z radosną twórczością. Świetnym tego przykładem są wysepki dla pieszych, mające w założeniu zapewniać osobom przechodzącym przez jezdnię dodatkową ochronę, azyl i poczucie bezpieczeństwa. W praktyce mogą okazać się pułapką...

Reklama

A już zupełnie źle jest, kiedy przepisy ruchu drogowego tworzą albo zmieniają ludzie, którzy nie mają o tym bladego pojęcia i wprowadzają swoje pomysły zza biurka, siedząc wygodnie w miękkim dyrektorskim fotelu. W naszym kraju niestety to zjawisko jest regułą, a urzędnicy odpowiedzialni za podsuwanie parlamentarzystom i ministrom różnych projektów biorą jeszcze większe pieniądze niż inżynierowie. Popatrzcie, jak często dokonywane są zmiany w Prawie o ruchu drogowym i rozporządzeniach tworzących kodeks drogowy, choćby na przestrzeni minionych 10 lat. Każdego roku coś się dodaje, coś wykreśla, coś uchyla... W dodatku o wielu zmianach w ogóle nie informuje się kierowców. Być może dlatego, iż zakłada się, że oni i tak nie znają przepisów, więc jest im wszystko jedno...

Wysepki z błędem

Bardzo często na lokalnych portalach władze gmin i miast chwalą się: "zrobiliśmy na przejściach wysepki dla pieszych, podnieśliśmy poziom bezpieczeństwa". Niestety, mało kto wie, że mnóstwo takich wysepek zawiera poważny błąd, który może okazać się dla pieszych zagrożeniem.

Popatrzcie. Wysepka w centrum Warszawy, tuż obok stołecznego ratusza, na ul. Senatorskiej. Czy widzicie na niej jakiś błąd? Wy zapewne nie, ale zdecydowanie powinni to zauważyć panowie inżynierowie zatrudnieni w Zarządzie Dróg Miejskich.

A tu Siemianowice Śląskie, ul. Kapicy. Proszę, jaka wspaniała oryginalna wysepka. Tyle, że też wybudowana wbrew przepisom i zasadom bezpieczeństwa:

Kraków, tuż pod Wawelem, ul. Podzamcze. Kolejny produkt radosnej twórczości drogowców:

Może już domyślacie się, jaki błąd mają te wysepki? Dla czytelnika, który to odgadnie, specjalne gratulacje i wyrazy najwyższego uznania od Polskiego Kierowcy!

Drogowcy naprawiają swoje błędy. Ile to kosztuje?

Wszyscy ci, którzy nadal nie wiedzą na czym polega problem, niech popatrzą na poniższe przejście dla pieszych. Widzicie różnicę?

No, teraz już chyba zauważyliście? Z wysepki usunięto białe pasy wyznaczające przejście, czyli znak poziomy P-10. Co ciekawe, identyczny błąd popełniono na setkach innych wysepek w całym kraju! Wpiszcie sobie w wyszukiwarce (grafik) hasło: "wysepka dla pieszych", a sami zobaczycie.

Na poniższym zdjęciu widać wyraźnie, że na tej wysepce też były namalowane białe pasy, ale potem je zatarto (teraz ślady po nich są ciemniejsze):

Widać wyraźnie ślady celowego zacierania pasów na wysepce. A swoją drogą, to naprawdę wstyd! XXI wiek i kraj w środku Europy. A to wrocławskie przejście wygląda jak w kraju Trzeciego Świata... Wysepkę zrobiono, ale odnowić pasów na jezdni już nie łaska.

Wracając do rzeczy, można zatem wnioskować, że wystąpiła jakaś epidemia dyletanctwa drogowców i najpierw malowano pasy na wysepkach, a teraz są usuwane. Za czyje pieniądze? Oczywiście za nasze! Urzędnik zazwyczaj nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swoje błędy, bo zawsze można to zwalić na "obiektywne trudności",  "niesprzyjające okoliczności" itp.

Dlaczego jest to takie ważne?

Pieszy wchodząc na przejście, czyli na białe pasy namalowane na jezdni ma poczucie, że przysługuje mu pierwszeństwo przed pojazdami. Mówię tu oczywiście o normalnym wejściu na przejście, a nie o wtargnięciu tuż  przed nadjeżdżający pojazd. To pierwszeństwo pieszego wynika zresztą jasno z przepisów. Art. 26. ust. 1. ustawy Prawo o ruchu drogowym stanowi:

"Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na przejściu."

Przypomnijmy jeszcze, co to jest przejście dla pieszych. Art. 2  pkt. 11. tejże ustawy określa, że termin "przejście dla pieszych" oznacza "powierzchnię jezdni, drogi dla rowerów lub torowiska przeznaczoną do przechodzenia przez pieszych, oznaczoną odpowiednimi znakami drogowymi". Jeżeli zatem na wysepce są namalowane pasy i pieszy wchodzi na przejście z chodnika, to cały czas znajduje NA TYM SAMYM przejściu. Wówczas wysepka nie rozdziela przejścia na dwa odrębne, bo przecież widać od razu, że jest to jedno przejścia, jedna i ta sama "zebra". "No i co z tego?" - zapyta ktoś.  Już odpowiadam. Trzeba teraz przytoczyć kolejny przepis ustawy: art. 13 ust. 8. Stanowi on:

"Jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń na jezdni."

W sytuacji kiedy ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką, należy zatem traktować jako odrębne. Co więcej, kierowca zbliżając się do takiego przejścia, nie widzi z daleka, czy na wysepce są namalowane pasy, czy nie. Formalnie nie ma on obowiązku ustępowania pierwszeństwa pieszemu. Z kolei osoba piesza wchodząc na przejście ma prawo przyjmować, że skoro jest "na pasach", to przysługuje jej pierwszeństwo przed pojazdami. Czy pieszy będzie się zastanawiał nad tym, że przejście jest podzielone wysepką? A co go to interesuje - wchodzi na pasy i idzie. Oczywiście zarówno od kierującego, jak i od pieszego wymaga się zachowania na przejściu szczególnej ostrożności, ale jak wiadomo - różnie z tym bywa.

W ten oto sposób może dojść do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Kierowca ma prawo zakładać, że pieszy zatrzyma się na wysepce i poczeka, a w rzeczywistości pieszy wejdzie mu przed maskę święcie przekonany, że ma pierwszeństwo. A wszystko to w wyniku dyletanctwa drogowców! Dopuścili oni - tworząc takie wysepki - do rażącej sprzeczności pomiędzy art. 26. ust. 1 i art. 13 ust. 8 tej samej ustawy.

Szanowni inżynierowie naruszyli także wymogi rozporządzenia pod nazwą: Szczegółowe warunki dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunki ich umieszczania na drogach.  Otóż w rozporządzeniu tym jest rysunek - wzór, określający, jak należy wyznaczać i oznakowywać wysepki dla pieszych:

No i co panowie drogowcy, inżynierowie ruchu? Czy są tu pasy namalowane na wysepce? Nie chciało się sięgnąć do rozporządzenia? Kto jak to, ale wy powinniście znać je na pamięć!

To są dwa odrębne przejścia

Zgodnie z cytowanym już wcześniej art. 13 ust. 8:  jeżeli na jezdni jest umieszczona PRAWIDŁOWO OZNAKOWANA wysepka, to wówczas podzielone przez nią przejście należy traktować jako dwa oddzielne przejścia.

Zresztą taka wysepka nazywana jest w rozporządzeniu "Strefą oczekiwania", a więc już to określenie wskazuje, że pieszy po pokonaniu pierwszego przejścia ma obowiązek - jeśli zachodzi taka konieczność, bo nadjeżdżają pojazdy - zatrzymać się i oczekiwać na możliwość wejścia na drugie przejście. A zatem,  w takiej sytuacji, jak pokazana poniżej, kierujący czarnym samochodem nie ma obowiązku zatrzymania się i ustąpienia pierwszeństwa pieszemu:

Oczywiście nie oznacza to, że jeśli pieszy np. biegnie (czego mu nie wolno) albo idzie bardzo szybkim krokiem, to należy tę okoliczność zlekceważyć i jechać dalej z klapkami na oczach. Co więcej, jeśli pieszy znajduje się na wysepce, kierujący samochodem również nie ma obowiązku ustępowania mu pierwszeństwa:

W takim przypadku jednak kontynuowanie jazdy jest wysoce ryzykowne. Wiadomo, że znajomość przepisów kodeksu drogowego u kierowców jest słabiutka, natomiast u pieszych czasem wręcz bliska zeru. W pokazanej na zdjęciu sytuacji istnieje duże ryzyko, że ta piesza wejdzie śmiało na przejście. Rozsądny kierowca, mający wyobraźnię, w takiej sytuacji powinien przynajmniej wydatnie zmniejszyć prędkość i być gotowym do zatrzymania pojazdu w razie potrzeby.

Uważam też, że należałoby wprowadzić następujący przepis: "Kierujący pojazdem, widząc pieszego poruszającego się po wysepce (azylu) wyznaczonym pomiędzy przejściami i zmierzającego w kierunku przejścia na torze jazdy pojazdu, ma obowiązek temu pieszemu ustąpić pierwszeństwa."

Wówczas wysepki stanowiłyby prawdziwą ochronę dla pieszych. Dlaczego? Jeśli pieszy stoi na wysepce, można przypuszczać, że przepuści nadjeżdżający i znajdujący się już blisko samochód. Jeśli jednak pieszy idzie, to nigdy nie wiadomo jak postąpi. Kierowca nie ma prawa więc ryzykować i zakładać: a może jednak pieszy zatrzyma się? Od kierujących pojazdami należy wymagać więcej w zakresie odpowiedzialności za bezpieczeństwo na drodze niż od pieszych, bo wśród tych ostatnich są także osoby starsze, niepełnosprawne, dzieci. Ponadto oczekiwanie na wąskiej wysepce np. osoby prowadzącej wózek z dzieckiem nie zawsze jest bezpieczne.

Niekompetencja i kolejne sprzeczności w przepisach

Niestety, ci, którzy tworzą kodeks drogowy, poszli w zupełnie odmiennym kierunku. W Prawie o ruchu drogowym od wielu lat istniał przepis określający, że jako wysepkę uważa się urządzenie WYSTAJĄCE z jezdni.

Brzmiał on tak: "Jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze o dwóch jezdniach, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscach, w których ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń WYSTAJĄCYCH z jezdni."

Ktoś mądry wpadł jednak na pomysł, by przepis ten nieco zmienić. Obecnie brzmi on tak: "Jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń na jezdni." Jak łatwo zauważyć, usunięto słowo: "wystających".

Jakie to ma skutki? Co należy teraz uważać za wysepkę? Takiej definicji w przepisach ustawy Prawo o ruchu drogowym w ogóle nie ma, chociaż wprowadzono oczywiście do zestawu definicji określenia "śluza dla rowerów" i "pas ruchu dla rowerów". Nie od dziś wiadomo, że dla decydentów rowerzyści są ważniejsi, niż piesi.

Za to w cytowanym już rozporządzeniu o warunkach technicznych znaków zawarte jest sformułowanie: "Jeżeli liniowanie łamane (mowa o znaku poziomym P-21 "powierzchnia wyłączona" - przyp. autora) zostało zastosowane do wyznaczenia WYSEPKI kanalizującej ruch (...)". Ponadto w tymże rozporządzeniu jest mowa o "wyznaczaniu stref oczekiwania dla pieszych przy zastosowaniu wysepek wyodrębnionych z jezdni".  A zatem, stosują zasady logiki, można dojść do wniosku, że istnieją także inne wysepki, niewyodrębnione z jezdni, a więc wytyczone tylko znakami poziomymi.

Nie chodzi tu bynajmniej o zagadki gramatyczne. Warto mieć świadomość, że w razie jakiegoś wypadku lub innego przykrego zdarzenia, Bóg raczy wiedzieć,  jak ustosunkują się do tego biegli i sądy. Takich niejednoznaczności być nie powinno. Należy wprowadzić definicję: "Wysepka dla pieszych na przejściu - miejsce na jezdni, wyznaczone za pomocą urządzeń lub elementów wystających ponad jej powierzchnię, rozdzielające ruch pojazdów i stanowiące dla pieszego strefę oczekiwania na możliwość wejścia na drugie przejście."

To nie jest wysepka!

Rozporządzenie stanowi: "Jeżeli kierunki ruchu na drodze rozdzielone zostały przy zastosowaniu znaku P-21 ("powierzchnia wyłączona" - przyp. autora), wówczas znak P-10 (przejście dla pieszych - przyp. autora) umieszcza się także na powierzchni wyłączonej z ruchu."

A zatem tak wówczas powinno wyglądać przejście dla pieszych:

Uwaga! Wówczas należy bezwzględnie przyjmować, że NIE JEST TO WYSEPKA, lecz JEDNO PRZEJŚCIE. W żadnym razie nie wolno zmuszać pieszego, by zatrzymał się na jezdni, w obrębie powierzchni wyłączonej. Okazuje się jednak, że i tu zdarzają się drogowcy lekceważący sobie rozporządzenie:

Dlaczego na powierzchni wyłączonej nie ma pasów, chociaż pomalowano ten obszar na czerwono? To absolutnie nie może być traktowane jako wysepka, azyl dla pieszych. To jest jedno przejście! Widać zatem wyraźnie, że brak profesjonalizmu i kompetencji to zjawisko nagminne w naszym kraju. Dotyczy to zarówno tych, którzy tworzą kodeks drogowy, jak i tych, którzy oznakowują drogi.

Jak powinna wyglądać wysepka

Popatrzymy na jeszcze jedną wysepkę, która znajduje się w Warszawie:

Czy jest dla kierowcy widoczna z daleka? Brud, kurz... W dodatku wystające powierzchnie wysepki pomalowano na biało, co sprawia, że widziane z oddali zlewają się z białymi znakami poziomymi wytyczającymi powierzchnią wyłączoną. A moim zdanie bezpieczna wysepka powinna wyglądać tak:

Teraz jest o wiele lepiej widoczna. Szczególnie czołowe powierzchnie wysepki, widoczna dla kierowców zbliżających się do przejścia, powinny mieć jaskrawą barwę i być wykonane z materiałów fluorescencyjnych.

Ponadto zwróćcie uwagę na napisy na powierzchni wysepki "Spójrz w prawo". Jest to przypomnienie pieszemu, żeby upewnił się po przejściu jednego przejścia, czy może bezpiecznie wejść na drugie. To bez wątpienia oddziaływałoby na zachowanie przechodnia. No i wreszcie na małym słupku lampy, które po zmroku oświetlą obszar przejścia:

Jest to bardzo ważne, gdyż pozwala kierowcy dostrzec pieszego w obrębie przejścia nawet na ciemnej ulicy czy drodze. No, ale o takich wysepkach możemy chyba tylko pomarzyć.

A tak na marginesie: inżynierowie - drogowcy, którzy spowodowali namalowanie pasów na wysepkach, powinni zwrócić z własnej kieszeni koszty ich usuwania. Wtedy może by się czegoś nauczyli.  Ja zaś apeluję do wszystkich urzędników zajmującym się ruchem drogowym: weźcie się solidnie do roboty! Za to wam płacimy!

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy