Polski kierowca

Badania lekarskie kierowców i kandydatów to fikcja

Wielokrotnie sygnalizowałem, że badania lekarskie kierowców i kandydatów na kierowców to fikcja. Oczywiście ogromna większość polskich "mistrzów" kierownicy uważa, że ma nie tylko wybitne umiejętności, ale i doskonałe zdrowie. A nawet jak komuś coś dolega, to po co chwalić się tym lekarzowi?

Wjechała w grupę przedszkolaków

Nowy Tomyśl w woj. Wielkopolskim. Chodnikiem idzie sobie grupa przedszkolaków. Dzieci mają założone fluorescencyjne kamizelki, są pilnowane przez opiekunki.

Nagle z tyłu pojawia się samochód osobowy, który  z zupełnie niezrozumiałych powodów skręca w lewo, wpada na chodnik i potrąca dwoje maluchów.  Następnie auto, czego już nie widać na filmie, przejeżdża dalej i wpada na ogrodzenie. Przebija je i zatrzymuje się na terenie przedszkola..

Dzieci na szczęście odniosły tylko niegroźne obrażenia. 

Na filmie widać, że pojazd w ogóle nie hamował. Nie wpadł też w poślizg. Co było zatem przyczyną wypadku?

Reklama

Samochodem kierowała 55-letnia kobieta. Była trzeźwa, natomiast od wielu lat chorowała na cukrzycę. Wszystko wskazuje więc na to, że zasłabła za kierownicą, straciła przytomność na skutek nagłego spadku poziomu cukru we krwi i całkowicie przestała panować nad ruchem pojazdu.

Bez centralnej bazy informacji medycznej nic nie da się zrobić

Podczas wstępnych czy okresowych badań obowiązkiem lekarza jest m. in. ustalenie, czy kierowca lub kandydat na kierowcę nie choruje na przykład na padaczkę, cukrzycę, czy nie ma zaburzeń neurologicznych, a także - czy nie nadużywa alkoholu lub nie przyjmuje narkotyków.

Tyle tylko, że lekarz zbiera te informacje niemal wyłącznie na podstawie wywiadu czyli wyjaśnień samego badanego.

Ktoś, kto chce uzyskać prawo jazdy, z pewnością nie przyzna się:

- Tak, panie doktorze, piję codziennie od rana, a w weekendy to już jadę po całości. Poza tym lubię dać sobie w żyłę. Mam też cukrzycę, już kilka razy zasłabłem na ulicy... A w dodatku co jakiś czas mi odbija i czuję się wtedy Terminatorem...

Gdyby istniała ogólnopolska komputerowa baza informacji o pacjencie, wówczas lekarz mógłby znaleźć tam zapisy, że badana osoba leczy się na cukrzycę lub padaczkę, że była leczona psychiatrycznie, że była pacjentem poradni przeciwalkoholowej itd.

Taka baza jednak nie istnieje i z pewnością nieprędko powstanie.  Alkoholik, epileptyk lub cukrzyk, a nawet psychopata nie mają wypisanej na czole informacji o swoich chorobach. Trudno natomiast wymagać, by kandydat na kierowcę był umieszczany na kilka dni w szpitalu i poddawany skomplikowanym badaniom.

Badanie lekarskie w ośrodku szkolenia za dwie stówy

W ubiegłym roku zmieniono rozporządzenie w sprawie badań lekarskich. Główna zmiana polega na tym, iż ustalono jednolitą cenę za takie badania, wynoszącą 200 zł. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ta innowacja miała na celu jedynie wzbogacenie budżetu państwa, gdyż wcześniej ceny sięgały 50-80 zł.

Wzrost cen nie spowodował jednak w żadnym razie podwyższenia jakości badań lekarskich. W wielu przypadkach "badania" nadal odbywają się w ośrodkach szkolenia kierowców i trwają średnio około 5 minut. Przychodzi zaprzyjaźniony pan doktor, kosi kasę i wystawia bezstresowo zaświadczenia ku zadowoleniu gawiedzi. W tak krótkim czasie lekarz nie jest w stanie, rzecz jasna, sprawdzić nawet wszystkich elementów oceny stanu zdrowia badanej osoby, wymaganych w formularzu. Samo badanie narządu równowagi powinno zająć co najmniej 2 minuty (próba Romberga, Unterberga lub Fukudy).

Aby było jeszcze bardziej głupio, badania oceniające widzenie zmierzchowe, zjawisko olśnienia oraz wrażliwość na kontrast, są obligatoryjne tylko w odniesieniu do kandydatów na kierowców kat. C, D i motorniczych tramwajów, natomiast w odniesieniu do osób ubiegających się o prawo jazdy A i B już nie. A zatem motocyklista lub kierujący samochodem osobowym może kiepsko widzieć w nocy, być podatny na oślepienie, tak?   Nadal pokutuje zatem stare myślenie, że krzywdę można wyrządzić komuś tylko wielkim pojazdem - autobusem, lub ciężarówką. Jak widać choćby na filmie, okazuje się, że auto osobowe w rękach osoby chorej też może być bardzo groźne.

Lekarz zapytał mnie, czy dobrze widzę

Poczytajmy internetowe relacje kandydatów na kierowców na temat badań lekarskich, pochodzące z różnych forów:

"Manjana" pisze:  badanko lajtowe, doktor zapytał mnie czy dobrze widze i czy nie mam zawrotuw głowy, kazał stanac na palcach i przywallł mi pieczontke  (pisownia oryginalna)

"Iksa 18": pełny luzik, facet nawet dobrze na mnie nie spojrzał i podbił papierek, szkoda tylko że dwie stówki zainkasował...

"Roberto-C":   hehe gosciu spytał mnie tylko czy na cos choruje wienc oczywiscie powiedzialem ze nie no i po badaniu. Dwie stuwy za 2 minuty dobre co nie ? xD

(pisownia oryginalna)

Faktycznie dobre. Typowo polskie. Zakłamanie i fikcja. Cwaniactwo i dyletanctwo. Czy można zatem dziwić się, że osoba leczona od wielu lat na cukrzycę miała prawo jazdy? W tym chorym kraju niczemu już nie należy się dziwić...

Nie oszukuj samego siebie

Niezależnie jednak od wszelkich polskich fikcji, absurdów i durnych przepisów macie chyba swój rozum?  Jeśli tak, to powinniście wiedzieć, że zatajanie chorób albo ich lekceważenie może dać opłakane, tragiczne skutki. Wystarczy pomyśleć, co by było, gdyby kierująca, która wjechała w grupę przedszkolaków, pojawiła się na tej jezdni kilka sekund wcześniej. Wówczas kilkoro dzieci mogło znaleźć się pod kołami auta.

Jak czułby się normalny człowiek, nawet wiedząc, że zasłabł i nie miał wpływu na pojazd, jeśliby zabił kilkoro maluchów?  Czy można z czymś takim potem żyć?

Jeżeli chorujecie na cukrzycę lub padaczkę, jeśli macie przypadki nagłej utraty przytomności, nie liczcie na szczęście, na to, iż może się uda, może nic się nie stanie. Nie wsiadajcie za kierownicę, pójdźcie do lekarza. Narażacie na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale także niczemu niewinnych ludzi.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy