Pulsujące zielone światło

Sekundniki na skrzyżowaniach? Jesteś za czy przeciw?

Z pewnością były pomysły oryginalniejsze i ambitniejsze, ale to właśnie ten zyskał największe uznanie głosujących.

Wśród 109 projektów zgłoszonych w Krakowie w pierwszej edycji budżetu obywatelskiego wygrała propozycja umieszczenia na wybranych skrzyżowaniach sekundników, odmierzających czas pozostały do zmiany świateł i w ten sposób przyczyniających się do poprawy płynności ruchu. Kierowcy czekający przed sygnalizatorami wiedzą, za ile sekund zapali się zielone światło i zawczasu mogą przygotować się do ruszenia z miejsca. Ci, którzy zbliżają się do sygnalizatora, otrzymują informację, która pozwala im podjąć decyzję, czy powinni zacząć hamować czy też zdążą spokojnie i bezpiecznie przejechać przez skrzyżowanie.

Reklama

Takie urządzenia od dawna funkcjonują za granicą, ale u nas, chociaż są wypróbowywane w niektórych miastach, wciąż budzą wątpliwości. Nie inaczej jest w przypadku Krakowa. Przede wszystkim okazało się, że miejscowy Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu zaopiniował pozytywnie jedynie 6 spośród 24 zaproponowanych pierwotnie lokalizacji sekundników. Nie da się ponoć ich zainstalować tam, gdzie działa inteligentna sygnalizacja zmiennoczasowa. Wyobraźmy sobie bowiem, że sekundnik pokazuje, że zielone światło będzie świeciło się jeszcze przez 20 sekund, jednak komputer sterujący sygnalizacją uznaje, iż trzeba wydłużyć czas przejazdu dla samochodów na prostopadłym do naszego kierunku ruchu, bo zaczyna tam się tworzyć korek. I z 20 sekund robi się nagle 5, powodując niebezpieczne zamieszanie.

Na tym jednak nie koniec. Już wcześniej swoje "ale" zgłosiło także Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju. Uczyniło to w odpowiedzi na interpelację krakowskiego posła Józefa Lassoty, który w lutym tego roku zwrócił się do wspomnianego resortu o stanowisko w sprawie "elektronicznych liczników, które wskazują czas pozostały do zmiany koloru świateł". Wskazywał przy tym, że "w wielu krajach UE (...)  udowodniono, że [po montażu takich urządzeń  - przyp. red.] przejezdność dróg zwiększyła się o ponad 10%.". Takie liczniki, w opinii posła Lassoty,  "są bez wątpienia cenione przez wielu kierowców i z pewnością przyczyniają się do zwiększenia ich komfortu podczas prowadzenia pojazdu."

Na wstępie swojej odpowiedzi na wspomnianą interpelację Zbigniew Klepacki, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, zauważa, że obowiązujące przepisy "nie dopuszczają stosowania proponowanego przez pana posła rozwiązania w sygnalizacji świetlnej na drogach."  I na tym właściwie można by całą dyskusję zakończyć, jednak wiceminister Klepacki sięga również po argumenty merytoryczne, które warto tu przytoczyć w obszernych fragmentach.

I tak czytamy, że "Wobec licznej korespondencji w sprawie wyświetlaczy czasu informujących kierujących pojazdami oraz pieszych o czasie pozostającym do końca wyświetlenia danego sygnału przez sygnalizator świetlny resort infrastruktury w 2010 r. przeprowadził analizę zasadności stosowania tego typu urządzeń na drogach publicznych.

W ramach przedmiotowej analizy zostały zebrane informacje i opinie od przedstawicieli resortu poza granicami RP oraz ambasad RP - łącznie z dziewięciu państw europejskich. Ponadto resort otrzymał w przedmiotowej sprawie stanowisko Stowarzyszenia Klub Inżynierii Ruchu KLIR (...). Z przeprowadzonej analizy wynika, iż stosowanie tego typu wyświetlaczy nie wpływa na poprawę bezpieczeństwa oraz efektywności ruchu drogowego.

Zastosowanie w organizacji ruchu wyświetlaczy czasu według Stowarzyszenia KLIR może powodować niebezpieczne reakcje uczestników ruchu drogowego, a w efekcie negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo tego ruchu, gdyż kierujący pojazdami będą np. przekraczali skrzyżowanie z nadmierną prędkością. Stowarzyszenie wskazało, że jedynym uzasadnionym przypadkiem stosowania przedmiotowych wyświetlaczy są sygnalizacje stałoczasowe działające na terenie prowadzonych robót drogowych, gdzie ruch odbywa się wahadłowo.

Również w opiniach z Republiki Federalnej Niemiec, Austrii, Holandii oraz Ukrainy wskazano, że stosowanie wyświetlaczy czasu przyczynia się do prowokowania niebezpiecznych zachowań wśród uczestników ruchu drogowego. (...) 

Pozytywne rezultaty stosowania wyświetlaczy czasu wskazane zostały jedynie w opiniach z Holandii, Ukrainy oraz Federacji Rosyjskiej i odnosiły się tylko do urządzeń przeznaczonych dla pieszych oraz rowerzystów. Nie zostały one jednak poparte żadnymi danymi statystycznymi. Wykazano również, że zastosowanie wyświetlaczy czasu przyczyniło się do wzrostu liczby rowerzystów przedwcześnie wjeżdżających za sygnalizator (przed rozpoczęciem nadawania sygnału zielonego, gdy odliczanie zbliża się do zera).

(...) Jednocześnie należy wskazać, że koszty zakupu przedmiotowych urządzeń, ich instalacji oraz utrzymania, a także koszty opracowania projektów organizacji ruchu stanowiłyby dodatkowe obciążenie finansowe dla jednostek samorządu terytorialnego, a w przypadku dróg krajowych położonych poza granicami miast na prawach powiatu również dla budżetu państwa.

Mając na względzie przywołane wyżej wnioski co do stosowania wyświetlaczy czasu (w tym potencjalne ryzyko obniżenia poziomu bezpieczeństwa ruchu drogowego) oraz potrzebę ograniczenia wydatków - zarówno z budżetu państwa, jak i z budżetów jednostek samorządu terytorialnego - nie planuje się wprowadzania zmian legislacyjnych mających na celu umożliwienie stosowania wyświetlaczy czasu w sygnalizacji świetlnej na drogach."

Zderzają się tu zatem dwa zupełnie odmienne poglądy. Według posła Józefa Lassoty "Informacja taka [przekazywana przez sekundniki - przyp. red.] spowoduje, że kierujący, mając świadomość, że nie zdąży przejechać przez skrzyżowanie na zielonym, zatrzyma pojazd odpowiednio wcześniej, bez gwałtownego hamowania lub niebezpiecznego przejazdu na czerwonym świetle przez skrzyżowanie. Można więc z łatwością przewidzieć, że dzięki licznikom czasu zmniejszyłaby się liczba wypadków i zwykłych stłuczek."

Zdaniem MIiR, powołującego się, jednak bez żadnych konkretnych danych, na doświadczenia zagraniczne, jest dokładnie odwrotnie. Z sekundnikami będzie niebezpieczniej, gdyż kierowcy widząc, że kończy się czas zielonego, przyspieszą, by zdążyć jeszcze przejechać przez skrzyżowanie . A to grozi wypadkiem.

Sekundniki na skrzyżowaniach to zły pomysł? Chcemy poznać twoje zdanie!

Aby rozstrzygnąć, kto ma rację, należałoby przeprowadzić analizę zachowań kierowców. Proponujemy szybki rachunek sumienia. Załóżmy, że jedziecie długą, prostą ulicą i widzicie, że na następnym, dość jeszcze odległym sygnalizatorze świeci się zielone światło.  Co robicie? Jedziecie spokojnie z tą samą prędkością? Naciskacie mocniej pedał gazu, często ponaglani przez siedzącego obok pasażera czy pasażerkę ("szybciej, masz zielone!"). Czy może zwalniacie, chcąc uniknąć zaskoczenia, gdyby 15 metrów przed sygnalizatorem światło zmieniło kolor z zielonego na żółty, nie dając wam szans na wyhamowanie z prędkości powiedzmy 50, 60 czy 70 km/godz. do zera? Jak, waszym zdaniem, postępują w takich sytuacjach inni kierowcy? I czy informacja na sekundniku rzeczywiście sprzyjałaby bezpieczeństwu i płynności ruchu czy wręcz przeciwnie?

A tak nawiasem mówiąc jest jeszcze jedno, sprawdzone w wielu krajach rozwiązanie, które spełniałoby podobną funkcję jak sekundniki i byłoby prawdopodobnie możliwe do zastosowania również w inteligentnych systemach sterowania ruchem. Mamy na myśli pulsujące przez kilka sekund światło zielone, ostrzegające, że za chwilę na sygnalizatorze pojawi się żółte.

Zupełnie oderwana od realiów wydaje się nam natomiast rada pewnego oficera policji, który wypowiadając się w telewizji zalecał, by kierowcy obserwowali czas wyświetlania zielonego światła i, biorąc pod uwagę, że lada  moment może ono zmienić kolor, zawsze jechali z taką prędkością, niezależnie od dopuszczalnej na konkretnym odcinku, by zdążyć w porę zatrzymać się przed sygnalizatorem.           

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy