Pulsujące zielone światło

Ma być bezpieczniej? Wprowadźcie do cyklu zmiany świateł migające zielone!

W Krakowie pojawiły się pierwsze sekundniki, odmierzające czas pozostały do zmiany świateł na ulicznych sygnalizatorach z zielonego na czerwone i odwrotnie. To pożyteczne urządzenia, które pozwalają z daleka ocenić kierowcom, czy zdążą bezpiecznie przejechać przez skrzyżowanie. A tym, którzy stoją, czekając na zielone, odpowiednio wcześnie przygotować się do dalszej jazdy.

Wyświetlacze czasu z powodzeniem funkcjonują w wielu miastach na całym świecie, przyczyniając się do poprawy płynności ruchu. Także w Polsce zyskują popularność. We Wrocławiu zamontowano ich około 120.  "O! 28 sekund, jedziemy, nikt nie stoi, nikt na siebie nie trąbi, wszyscy jadą. Widzę z daleka, że czerwone światło będzie trwało jeszcze przez 72 sekundy więc powolutku podjeżdżam do świateł, nie spieszę się!" - chwalił sekundniki w wypowiedzi dla lokalnego radia jeden z miejscowych kierowców. Z badań wynika, że po stolicy Dolnego Śląska jeździ się z prędkością średnio o 7 km/godz. wyższą niż po Poznaniu czy wspomnianym Krakowie.

Reklama

Nie wszędzie jednak sekundniki cieszą się jednakowym uznaniem. W Krakowie zainstalowano je tylko dlatego, że... chcieli tego mieszkańcy, wskazując ten projekt do realizacji w ramach ubiegłorocznej edycji tzw. budżetu obywatelskiego. Co ciekawe, zyskał on największe poparcie ze wszystkich prawie 500 zgłoszonych propozycji!

Niechęć włodarzy niektórych miast do zegarów na sygnalizatorach wynika prawdopodobnie ze sceptycyzmu specjalistów. Według nich nie ma żadnych jednoznacznych dowodów, że rzeczywiście usprawniają one ruch (jak widać, codzienne doświadczenie tysięcy kierowców to z naukowego punktu widzenia zbyt mało...).

Takie rozwiązanie kłóci się również z wdrażanymi, nawiasem mówiąc bardzo mozolnie i za bardzo duże pieniądze, inteligentnymi systemami sterowania ruchem, które analizują na bieżąco sytuację komunikacyjną w mieście i dynamicznie dostosowują do niej zmianę świateł na poszczególnych kierunkach. Mają także zapewniać pierwszeństwo przejazdu tramwajom przed samochodami. W takich warunkach wyświetlacze czasu są ponoć bezużyteczne, chociaż chyba nie do końca. Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie w komunikacie na temat montażu pierwszego "obywatelskiego" wyświetlacza czasu w tym mieście poinformował, że choć na skrzyżowaniach objętych systemem obszarowego sterowania ruchem instalacja sekundników "jest utrudniona", to "będzie chciał jednak przetestować możliwość montażu zegarów, które będą odliczać ostatnie kilka sekund cyklu."

Jednym z argumentów przeciwko sekundnikom jest także ich rzekomo wysoki koszt. Jak informowały miejscowe media, na montaż i obsługę niemal 120 zegarów na ulicznych sygnalizatorach we Wrocławiu władze miasta wydały w ciągu dwóch lat nieco ponad 350 tys. zł. Czy to dużo? Zresztą niech tam, mamy inną propozycję, niewątpliwie tańszą i, na zdrowy rozum, dającą się pogodzić z możliwościami komputerów sterujących ruchem. Apelujemy, by wzorem innych krajów, na przykład Austrii, wprowadzić do cyklu zmiany świateł jeszcze jedną, dodatkową fazę: migającego zielonego.

Ktoś zapyta: po co? Przecież taką, ostrzegawczą funkcję pełni obecnie światło żółte (czy też, jak chcą niektórzy, pomarańczowe). Otóż niezupełnie. Wyobraźmy sobie, że zbliżamy się do skrzyżowania, na którym mamy zielone światło. Brakuje nam jeszcze 10 metrów, gdy nagle zmienia się ono na żółte (pomarańczowe). Co robimy? Z całej siły wciskamy pedał hamulca? Niestety, grozi to stłuczką - najechaniem w tył naszego auta przez jadący za nim pojazd, którego kierowca nie przewidział naszej reakcji (przecież większość zmotoryzowanych Polaków na widok żółtego przed maską swojego wozu owszem, naciska, ale pedał gazu), a ponieważ nie zachował bezpiecznej odległości, więc... wiadomo. Trzeba też pamiętać o drodze hamowania. Nawet jadąc z dopuszczalną prędkością w opisanej wyżej sytuacji nie zdołamy zatrzymać się przed sygnalizatorem. A przejeżdżając dalej - popełniamy wykroczenie. 

Migające zielone, na przykład pięciokrotnie w ciągu 5 sekund, zawczasu ostrzegłoby kierowcę, że za chwilę światło zmieni się na żółte. Pozwoliłoby uniknąć ryzyka i uchronić się przed popełnieniem wykroczenia i groźbą mandatu.

Jeszcze raz zatem apelujemy: chcecie, by na drogach było bezpieczniej -  wprowadźcie do cyklu zmiany świateł migające zielone!   

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy