Tylko niemieckie, reszta to złom!

W Polsce od lat utrzymuje się trend, że samochód jest synonimem dobra luksusowego i symbolem miejsca zajmowanego w drabinie społecznej, a i - oczywiście - jak coś nie jest niemieckie, to się do niczego nie nadaje.(*)

Sam nie wierzyłem w te przekonania do zeszłej niedzieli, kiedy udałem się na giełdę samochodową w Krakowie w celu sprzedaży mojego samochodu. Na sprzedaż wystawiłem peugeota 406 z 2002 roku z dwulitrowym benzynowym silnikiem o mocy 136 koni mechanicznych i automatyczną skrzynią biegów. Samochód był jako nowy kupiony w Niemczech ze względu na to, że jakiś czas tam mieszkaliśmy. Auto ma przebieg prawie 100 tysięcy km, co było spowodowane tym, że ojciec miał samochód służbowy, a peugeot służył nam głównie w wakacje i na weekendowe wyjazdy do Polski. Wcześniej jeździł nim mój ojciec, dwa lata temu ja go dostałem, ale postanowiłem sprzedać i kupić coś mniejszego i nowszego, jak np. citroen C4 lub fiat bravo.

Reklama

Już wjeżdżając na giełdę byłem zdziwiony, że prywatnych sprzedawców prawie nie ma - tylko i wyłącznie handlarze.

Teraz już wiem, że zająłem strategicznie złe miejsce. Obok mnie stał 11-letni passat pochodzący z importu z Francji, a z drugiej strony samochód porównywalny, czyli audi A4, które wyglądało tak ładnie, że tylko się można było zastanawiać, ile czasu spędziło w warsztacie. Do tego sprzedawcy tych samochodów będący handlarzami przez cale niedzielne przedpołudnie naśmiewali się przy potencjalnych klientach z mojego auta twierdząc, że tylko ich niemiecka technologia zapewnia bezpieczeństwo i komfort, i jest "najpewniejsza".

Koło południa podeszła do mnie przesympatyczna rodzina ze Skawiny i zaczęła oglądać samochód. Stan wizualny wnętrza i karoserii im się bardzo podobał, a jak zobaczyli kompletną, oryginalną książkę serwisową, wyciąg od ubezpieczyciela o bezwypadkowej jeździe i teczkę z fakturami na zakup wszystkiego (od żarówki przez opony i olej) oraz zdjęcia dokumentujące, dlaczego samochód ma szybę przednią i szyberdach z innego rocznika (akt wandalizmu - ktoś je po prostu wybił) byli zachwyceni i skłonni kupić auto.

Oczywiście, gdyby nie moi uroczy sąsiedzi, którzy zaczęli się mądrzyć na temat francuskiej motoryzacji i automatycznej skrzyni biegów. Usłyszałem, że to jest peugeot i nie zapewnia odpowiedniego prestiżu, że tego na zachodzie nikt nie kupuje, że to się rozsypie, zardzewieje, itp.

W pewnym momencie nie wytrzymałem i zacząłem komentować owego passata z nieśmiertelnym 1.9 TDI - że na pewno wyjechał od blacharza, że przebieg na pewno nie jest oryginalny, że to nie są oryginalne opony (chyba VW nie montował opon barum czy jakoś tak), i że jak temu panu tak zależy na moich klientach to proszę - pojedziemy wszyscy do dowolnie przez państwa wskazanych serwisów VW i Peugeota i dokonamy badań diagnostycznych. W tym momencie pan handlarz umilkł i stwierdził, że on jest pewny swojego produktu i stacji diagnostycznej nie potrzebuje.

Koniec końców, po tej rozmowie, owi sympatyczni państwo jednak zdecydowali się na zakup mojego samochodu, mimo że był droższy od swoich niemieckich rywali, a ja i tak zabrałem ich na przegląd do ASO Peugeota w Krakowie i jeszcze opuściłem na nowy pasek rozrządu, gdyż należy go wymienić po 120 tysiącach km.

Po moich doświadczeniach proszę wszystkich kupujących i sprzedających - nie kierujcie się stereotypami i tym, co mówią handlarze "eksperci". Samochód to już nie luksus, tylko środek komunikacji, o który trzeba dbać i się troszczyć, aby cieszyć się nim jak najdłużej, bez względu na markę i kraj pochodzenia. Najważniejsza jest osoba, od której się go odkupuje i wiarygodność jej towaru.

(*) - list do redakcji

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niemiecki | reszta | złom | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy