Reporter INTERIA.PL i pistolet policjanta

Do stojącego na czerwonym świetle samochodu reportera INTERIA.PL podszedł młody mężczyzna w bejsbolówce na głowie. W jednej ręce trzymał pistolet, w drugiej oznakę policyjną. Mierząc z broni w naszą stronę krzyknął: wysiadać!

Do stojącego na czerwonym świetle samochodu reportera INTERIA.PL podszedł młody mężczyzna w bejsbolówce na głowie. W jednej ręce trzymał pistolet, w drugiej oznakę policyjną. Mierząc z broni w naszą stronę  krzyknął: wysiadać!

Zdarzenie miało miejsce w jednym z miast wojewódzkich. Około godziny 17, w dość dużym ruchu jadąc lewym pasem wyprzedziliśmy kilka samochodów. Być może - choć nam wydaje się że nie - złamaliśmy przepis ruchu drogowego zakazujący wyprzedzania na przejściu dla pieszych. Według nas jednak manewr ten wykonaliśmy ZA a nie PRZED przejściem. Ale nie to jest tematem tego opowiadania. Przynajmniej nie najważniejszym.

Po wykonaniu manewru wyprzedania we wstecznym lusterku zauważyliśmy fiata bravo z przyciemnionymi szybami, który ruszył w pościg za nami. Kierowca tego pojazdu migał długimi światłami oraz włączył sygnał przypominający alarm samochodowy. Po chwili bravo zrównało się z naszym autem, a jego kierowca wyraźnie podenerwowany, mocno gestykulując sugerował nam zatrzymanie się. Obawiając się, iż to osobnik, który chce własnoręcznie ukarać nas za domniemane złamanie przepisu drogowego zignorowaliśmy jego zachowanie i kontynuowaliśmy jazdę. Fiat bravo zniknął z naszego pola widzenia.

Kilkaset metrów dalej zatrzymało nas czerwone światło. Po chwili znowu zobaczyliśmy jednak wspomniane bravo. Tym razem jechało już tylko na światłach krótkich i bez żadnego sygnału. Z piskiem opon zatrzymało się tuż za naszym autem, a jego kierowca wysiadł i podbiegł do naszego samochodu. W jednej ręce trzymał coś co wyglądało na oznakę policyjną, w drugiej ... pistolet. Na wszelki wypadek zablokowaliśmy drzwi i czekaliśmy na dalszy przebieg wydarzeń. Gdy zobaczyliśmy wycelowaną w naszą stronę lufę pistoletu poczuliśmy zimny pot na plecach. Takie sceny do tej pory oglądaliśmy jedynie w filmach gangsterskich. Tym razem to my byliśmy obsadzeni w roli głównej!

Reklama

Przez lekko uchyloną szybę w oknie usłyszeliśmy: policja, wysiadać! Jednak strach przed wymierzonym w nas pistoletem, a może obawy, że to wcale nie funkcjonariusz policji, tylko pospolity bandzior zdenerwowany tym, że ktoś śmiał go wyprzedzić spowodował, że po zapaleniu się zielonego światła opuściliśmy skrzyżowanie i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Decyzję taką podjęliśmy także dlatego, że nawet przez myśl nie przyszło nam, iż policjant może użyć pistoletu przy wykroczeniu w ruchu drogowym.

Jednak w okolicach następnego skrzyżowania postanowiliśmy zatrzymać się. Włączaliśmy światła awaryjne i czekaliśmy na dalszy bieg wydarzeń. Po chwili znowu pojawiło się wspomniane bravo. Teraz jednak na dachu tego auta migał niebieski, policyjny kogut. Przestaliśmy mieć wątpliwości. To była prawdziwa policja! Poczuliśmy się więc bezpiecznie. W najgorszym razie groził nam 100-złotowy mandat za wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu.

Jednak jakież było nasze zdziwienie, kiedy od policjanta, który wylegitymował się stosownym dokumentem, dowiedzieliśmy się, że zostaniemy zatrzymani za nie wykonywanie poleceń funkcjonariusza na służbie. Na nasze pytanie, skąd mieliśmy wiedzieć, że goni nas nieoznakowany radiowóz policyjny, a nie np. jakiś przestępca, który chce nam ukraść auto, sympatyczny jak się później okazało policjant stwierdził, że WSZYSCY wiedzą, że takimi autami jeżdżą policjanci z grup operacyjnych, więc powinniśmy się natychmiast zatrzymać. Okazuje się, że nie wszyscy, bo my nie wiedzieliśmy.

Na nasze pytanie dlaczego od razu, zaraz na początku "pościgu" nie założył na dach koguta nie uzyskaliśmy konkretnej odpowiedzi. Podobnej odpowiedzi nie uzyskaliśmy także na pytanie, dlaczego podchodząc do naszego samochodu ów policjant wyciągnął broń. Naszym zdaniem w zupełności wystarczyłaby policyjna legitymacja.

Sprawa zakończyła się happy-endem. Policjant za swój błąd uznał to, że przy próbie zatrzymania naszego samochodu nie założył koguta, my przyznaliśmy się, że niepotrzebnie odjechaliśmy ze skrzyżowania w momencie, kiedy funkcjonariusz podszedł do naszego samochodu z legitymacją i pistoletem. Mogliśmy bowiem być uznani, za groźnego przestępcę i np... zastrzeleni przy próbie ucieczki.

Po co opisujemy to zdarzenie? Ku przestrodze kierowców a także... policjantów w cywilu. Ci pierwsi powinni w sposób absolutny przestrzegać przepisów ruchu drogowego, a ci drudzy nie wyciągać przy tak błahych sytuacjach broni.

A do Was mamy prośbę. Napiszcie komentarz do tego zdarzenia. Czy waszym zdaniem policjant zachował się właściwie wyciągając broń? Czy na naszym miejscu zatrzymalibyście się na widok auta z przyciemnionymi szybami, bez żadnych policyjnych emblematów, za kierownicą którego siedział agresywnie zachowujący się kierowca? Czekamy na wasze opinie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: czerwone światło | reporterzy | zdarzenie | kierowca | reporter | policja | pistolet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy