"Mechanik" marzy o helikopterze

Rozmowa z Mieczysławem "Mechanikiem" Jureckim, basistą, gitarzystą, kompozytorem i aranżerem.

- Od kiedy jeździ Pan samochodem?

- Dokładnie nie pamiętam, ale to już dwadzieścia kilka lat.

- Pierwsze i następne Pana samochody to...

- ...niezapomniany fiat 126p (horror!), potem równie niezapomniany fiat 125p (dramat połączony z bezradnością!), następnie volkswagen variant, renault 18 GTD, opel kadett, ford scorpio, peugeot 806 ("czołówka" z Jelczem - nie z mojej winy, ale auto do kasacji).

- A teraz jeździ Pan...

- Aktualnie mam dwa auta: pugeota 406 - benzynowa wersja dwulitrowa z turbiną i chevroleta lumina z benzynowym silnikiem 3,1, którym wożę instrumenty na koncerty. Żeby nie zbankrutować, auto to wyposażone jest również w instalację gazową, której używam, gdy się nie spieszę. Żona jeździ nissanem almerą.

Reklama

- A o jakim samochodzie Pan marzy?

- Z uwagi na warunki drogowe w naszym kraju najczęściej marzę o helikopterze.

- Chciałbym zapytać o najdziwniejszą przygodę, jaka zdarzyła się Panu podczas jazdy autem.

- W 1985 roku wyrobem samochodopodobnym o nazwie fiat 125p przebyłem drogę spod granicy francuskiej do Polski na dwóch działających cylindrach i trzech działających biegach (nieprzekraczalna prędkość 30 km/godz., pod górę 10 km/godz.). Z krótkimi przerwami na wielokrotną własnoręczną reanimację tego żelastwa jechałem trzy dni i dwie noce bez spania, a policja niemiecka co chwilę nakazywała mi zjeżdżać z autostrady na boczne drogi, ponieważ palący się olej silnikowy w moim cudzie techniki wytwarzał za pośrednictwem rury wydechowej kosmiczną ilość dymu i ograniczał widoczność innym użytkownikom autobahnu.

Chciałem zepchnąć ten czar czterech kółek do rowu i pójść na piechotę, ale w Polsce istniał przepis mówiący, że jeżeli nie wrócę do ojczyzny tym środkiem lokomocji, to będę musiał zapłacić 150 proc. wartości auta.

- A jak ocenia Pan swoje umiejętności za kierownicą?

- Jestem doświadczonym kierowcą, a ponieważ niejedno widziałem na drodze, więc często rezygnuję z podejmowania ryzyka i wolę przyjechać do domu dwie minuty później, niż znaleźć się w szpitalu lub na cmentarzu.

- Czy Polacy są, według Pana, dobrymi kierowcami?

- Polacy szarżują! Zwłaszcza posiadacze starych i w miarę szybkich aut. W zależności od regionu kraju zjeżdżają na pobocze, ustępując miejsca szybszemu pojazdowi lub nie (np. na trasie Warszawa - Lublin zjeżdżają na pobocze, lecz na trasie Rzeszów - Kraków jadą środkiem). Piesi przy oznakowanych przejściach często muszą długo czekać, aż któryś kierowca łaskawie się zatrzyma i pozwoli im przejść. W Niemczech to nie do pomyślenia!

- Czy, Pana zdaniem, kobiety są dobrymi kierowcami?

- Płeć w tej sprawie nie ma znaczenia. Tak jak wśród mężczyzn, tak i pośród kobiet są bardzo dobrzy kierowcy, jak i kierowcy, którym wydaje się, że są dobrzy.

- A co Pana najbardziej drażni podczas jazdy autem?

- Dziurawe drogi, koleiny, kałuże i błoto - to zdecydowanie polska specjalność. Denerwujące są sytuacje, gdy poza terenem zabudowanym równa, prosta i widoczna po horyzont droga poprzedzona jest znakiem ograniczenia prędkości do 60 lub 70 km/godz. i zakazem wyprzedzania. Przyznaję, że nie wytrzymuję wówczas i łamię te nieuzasadnione ograniczenia. Sposób oznakowania miejscowości i informacje na drogowskazach to często sytuacje przygotowane prawdopodobnie na wypadek wojny, żeby wróg się zgubił, rozpłakał i wrócił do domu! Np. chcąc z Lublina dostać się do Kielc, widzimy odpowiedni drogowskaz i wszystko jest w porządku aż do Kraśnika, w którym z drogowskazów znikają Kielce, a w zamian pojawia się Opatów. Żaden Niemiec czy Francuz nie ma szans w Kraśniku znaleźć drogi na Kielce (zwłaszcza że u siebie każdy zjazd ma trzykrotnie obwieszczany olbrzymimi tablicami).

- Co Pan sądzi o wzrastającej agresji na polskich drogach?

- Co roku ogromnie wzrasta liczba aut jeżdżących po drogach o fatalnej jakości. Wzrasta tempo życia i pośpiech, w jakim załatwia się większość spraw. Nasze drogi tego nie ułatwiają. Nie jest jeszcze tak jak na Manhattanie pod koniec tygodnia, gdy wszyscy naraz chcą opuścić wyspę (sam kilkakrotnie stałem tam w gigantycznym korku), i zdarzało się, że czekając kilka godzin w upale na możliwość przejechania paru metrów, kierowcy mniej wytrzymali psychicznie strzelali do siebie. Niemniej wszelkie utrudnienia (np. policjanci "kierujący" ruchem, "roboty drogowe" bez robotników, "ruch wahadłowy" ze zmianą świateł co 10 minut, "objazd" 20 km itd.) powodują w końcu agresję, chyba że ktoś potrafi spokojnie powiedzieć o każdej z tych sytuacji, że to "przeznaczenie".

- Po naszych drogach coraz więcej jeździ nietrzeźwych kierowców. To ogromny problem.

- W tym wypadku tak jak w każdej innej dziedzinie powinna być stosowana zasada, że skoro nie pomaga tłumaczenie, to należy zaostrzyć kary. Samochód, którym jedzie pijany, to narzędzie przestępstwa, więc powinien być rekwirowany. Pijany za kierownicą to zagrożenie dla bezpieczeństwa, zdrowia i życia, więc nietrzeźwy kierowca powinien prawo jazdy mieć zabrane na zawsze. Wystarczająco niebezpiecznie jest na wąskich, dziurawych i krzywych polskich drogach, abyśmy mogli sobie pozwolić na dodatkowe zagrożenie ze strony pijanych kierowców.

Porozmawiaj na Forum.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mechanika | kierowcy | Fiat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy