Martyna i Jarek po dniu ósmym

Ósmy dzień Rajdu Arras-Dakar był drugą częścią rozpoczętego wczoraj, ponad 1500-kilometrowego maratonu z Ouarzazate przez Tan Tan do Zouerat. Postój na biwaku w Tan Tan, przeznaczony na serwis, odpoczynek i posiłek trwał niecałe sześć godzin. Nic więc dziwnego, że na starcie załogi nie wyglądały na wypoczęte. Czekała na nie niemal 740-kilometrowa trasa, ponad połowę której stanowił odcinek specjalny.

Martyna Wojciechowska: - Nocny postój był bardzo krótki i na dobrą sprawę sama nie wiem, czy bardziej podczas niego odpoczęliśmy, czy bardziej rozbił nas psychicznie. Jeszcze po ciemku, bardzo wczesnym rankiem musieliśmy wyruszyć na trasę. Jakoś wstałam, ale czułam się fatalnie. Byłam tak wykończona, że przez większą część drogi dojazdowej do odcinka specjalnego prowadził Jarek. Ja starałam się zebrać siły, chwilami zapadając w lekką drzemkę. Mogliśmy sobie na to pozwolić, ponieważ w tym czasie Jarek nie potrzebował pilota. Drogę wyraźnie wyznaczały płonące gęsto ogniska, a przejazd nadzorowały siły ONZ, wojsko i policja. Te daleko idące środki ostrożności podjęto oczywiście z powodu wszechobecnych w tych rejonach pól minowych. Przejazd po ciemku, bez pomocy miejscowych służb, byłby zbyt ryzykowny. Pod koniec dojazdówki doszłam do siebie i wróciłam za kierownicę.

Reklama

Jarosław Kazberuk: - Dzisiejszy odcinek, oczywiście w kategoriach tej morderczej imprezy, był raczej nietrudny. Bardzo szybki i łatwy nawigacyjnie. Cała jazda opierała się bardziej o wskazania GPS-u niż o książkę drogową. Żeby jednak nie było zbyt pięknie, od pewnego czasu regularnie szwankuje nam auto. Dziś, podobnie jak wczoraj, z zupełnie niezrozumiałych powodów dwukrotnie zatrzymało się na odcinku, nie dając się uruchomić. Po jakimś czasie, jak gdyby nigdy nic, nasza Toyota odpalała i mogliśmy jechać dalej. Oba te postoje kosztowały nas nie tylko mnóstwo nerwów, ale też kilkanaście minut straty. Jakby tego było mało, nasz samochód cały czas nie osiąga pełnej mocy. Na dzisiejszym odcinku można było śmiało podróżować z prędkościami dochodzącymi do 150 kilometrów na godzinę. Nasza Toyota maksymalnie wyciągała 120. Najgorsze jest to, że jak dotychczas, również serwis nie jest w stanie odnaleźć przyczyny naszych problemów.

Martyna Wojciechowska: - Przeżyliśmy dziś naprawdę niespotykane zdarzenie. Jadąc w skupieniu, starając się trzymać pasa trasy oczyszczonego z min, w pewnym momencie usłyszeliśmy w wewnątrz samochodu głośną eksplozję. Przez moment serce mi stanęło, a przed oczami pociemniało. Na szczęście nie była to mina ? wybuchł pojemnik ze sprzężonym powietrzem do szybkiego pompowania kół.

Jarosław Kazberuk: - Mimo tych kilku nieprzyjemnych momentów i kolejnego kapcia, dzisiejszy odcinek był jednym z lżejszych. Jutro za to czekają na nas pierwsze poważne zmagania z wydmami. Najbardziej obawiam się, jak trudy ich forsowania wytrzyma nasz samochód. Mam nadzieję, że nie zawiedzie.

Martyna Wojciechowska: - Czuję się już skrajnie wyczerpana. Ktoś, kto tego nie przeżył, nawet nie może zdawać sobie sprawy z tego, co przeżywają zawodnicy startujący w tym rajdzie. Określenie spartańskie warunki nabiera tu zupełnie nowego wymiaru. Jesteśmy ciągle niewyspani i potwornie zmęczeni fizycznie. Od dwóch dni nie było nawet szansy na wzięcie prysznica. Nasza pozycja startowa powodowała też problemy ze zdobyciem prowiantu. Wyjeżdżając na trasę, czy przyjeżdżając na biwak, skazani jesteśmy praktycznie na jedzenie resztek, po tych, którzy startują wcześniej.

Martyna i Jarek uzyskali na odcinku specjalnym 53 rezultat, do najszybszej załogi tracąc 1:16:20. W klasyfikacji generalnej awansowali na 66 pozycję. Dziewiąty etap z Zouerat do Atar, będzie jednym z najkrótszych w imprezie ? złoży się na niego 383-kilometrowa próba sportowa i zaledwie 13 kilometrów drogi dojazdowej.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: serwis | odcinek | Martyna Wojciechowska | jarek | martyna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy