Kupiłeś używany? Zostałeś oszukany!

Siedmioletni ford mondeo z silnikiem Diesla na jednej z aukcji internetowych za blisko 19 tys. zł. Komis sprzedający auto zapewnia, że samochód jest w stanie idealnym i ma ponad 150 tys. km przebiegu, udokumentowane książką serwisową.

Zdecydowana większość potencjalnych nabywców uzna to za dowód uczciwości sprzedawcy i będzie pewna historii auta. Jak się okazuje - niesłusznie.

Dwa tygodnie wcześniej ten sam Ford sprzedawany był na innej aukcji, ale nie przez komis, tylko przez prywatnego właściciela. Miał cenę niższą o 3 200 zł, przebieg wyższy o 28 tys. km i nie miał książki serwisowej.

Recydywiści

Historia z mondeo, jaką na naszych łamach opisał jeden z internautów, to nie przypadek. - Takie numery są na porządku dziennym - mówi nam mechanik pracujący m.in. dla handlarzy samochodami.

- Cofnięcie licznika analogowego to drobiazg. Robię to w każdym aucie przygotowywanym do sprzedaży. Książka serwisowa z pieczątkami dodaje wiarygodności. Można ukryć to, że auto było "bite", uwiarygodnić przebieg i wyciągnąć większą kasę od klienta - mówi fachowiec.

Reklama

Tego typu nadużycia są na porządku dziennym. Na aukcjach i w komisach roi się od leciwych samochodów, które mają zaskakująco niskie przebiegi, rzekomo potwierdzone książkami serwisowymi i jeszcze - według zapewnień sprzedawcy - do ostatniego kilometra serwisowane były w ASO.

Jednym słowem - Polak potrafi!

Ciąg dalszy na następnej stronie

Już nie tylko przekręcić licznik czy zadbać o "bezwypadkowość" konkretnego egzemplarza, ale także doskonale fałszować pieczątki i podpisy. Aby się przekonać się o tym, jak jest to proste, postanowiliśmy sami podrobić książkę serwisową Volkswagena. Nową, niewypełnioną książkę można kupić na aukcji internetowej, a pieczątki niemieckiego ASO zamówić w specjalnym punkcie lub zrobić samemu.

W internetowym serwisie aukcyjnym za 50 zł kupiliśmy książkę serwisową VW (mogliśmy wybierać wśród kilkudziesięciu marek). Pieczątki zamówiliśmy w specjalistycznych punktach, co nie wzbudziło niczyich podejrzeń. Naklejkę na drugą stronę książki z zakodowanymi danymi pojazdu wydrukowaliśmy na zwykłej drukarce.

Po wbiciu pieczątek, podrobieniu podpisów, dat przeglądów i przebiegów staliśmy się "właścicielami" książki bezwypadkowego volkswagena passata z 1997 r., ostatnio serwisowanego w czerwcu 2007 r. przy przebiegu zaledwie 76 tys. km.

Fachowiec nie pozna

Ciąg dalszy na następnej stronie

Jak na auto 10-letnie, liczba przejechanych kilometrów może mało wiarygodna, ale podrobiona w ten sposób książka okazała się nie do odróżnienia od oryginalnej - nawet dla specjalisty z serwisu Volkswagena. - Pieczątki, naklejka, wypełnione rubryki z wpisanymi przebiegami - wszystko wygląda bardzo wiarygodnie - ocenia Mariusz Kaliński, kierownik autoryzowanego serwisu VW w Warszawie. Gdybyśmy mieli taki samochód, cofnięcie licznika do "udokumentowanego" przebiegu nie byłoby problemem. Istnieje wiele firm zajmujących się "korektą wskazań" liczników. I jest to całkowicie zgodne z prawem. - Przestępstwem jest dopiero sprzedaż takiego auta.

Niestety, w praktyce trudno udowodnić, kto cofnął licznik i że zrobił to w celu oszustwa, zwłaszcza jeżeli auto przeszło przez ręce wielu pośredników. Tak samo trudno udowodnić sfałszowanie książki serwisowej, choć to też przestępstwo, za które grozi do 5 lat więzienia - mówi komisarz Marcin Szyndler z Komendy Głównej Policji.

Najlepszym sposobem na sprawdzenie auta wydaje się wizyta w ASO. Usługa ta kosztuje zazwyczaj ok. 150 zł. Niestety, w serwisie nie dowiemy się wszystkiego o samochodzie. Przykładowo w volkswagenie dopiero od września do użytku zostanie oddana baza historii przeglądów i przebytych napraw aut tej firmy.

- Jeżeli samochód był wprowadzony do bazy danych w Niemczech, to możemy sprawdzić, czy wpisane w książce naprawy rzeczywiście zostały przeprowadzone. Niestety, nie możemy podawać informacji dotyczących przebiegu pojazdu - twierdzi Mariusz Kaliński. Okazuje się, że jeżeli chcemy ujawnienia informacji na temat tego, czy licznik był cofany, musimy złożyć oficjalny wniosek u importera VW. Informacji dotyczących przeglądów i przebiegu auta z zagranicy nie uzyskamy w Oplu.

Strzeż się "okazji"

Ciąg dalszy na następnej stronie

Jeżeli damy się nabrać i o oszustwie dowiemy się dopiero po kupnie auta, nie jesteśmy zupełnie bezbronni. Kupując auto np. w komisie, możemy skorzystać z przepisów o sprzedaży konsumenckiej.

- Jeżeli okaże się, że dokumenty, stan faktyczny czy przebieg auta zostały sfałszowane i możemy to udowodnić, należy złożyć u sprzedawcy oświadczenie o odstąpieniu od umowy w związku z wprowadzeniem w błąd - mówi Małgorzata Rothert, miejski rzecznik konsumentów w Warszawie. - Umowę uznaje się za nieważną i sprzedawca powinien zwrócić pieniądze. Jeżeli tego nie zrobi, pozostaje droga sądowa i zgłoszenie oszustwa na policję - dodaje rzecznik.

Droga sądowa może być żmudna, a policyjne śledztwo wcale nie musi się zakończyć postawieniem zarzutów oszustowi. Najlepszym wyjściem jest... unikanie wątpliwych "okazji", których pełno w ogłoszeniach. Auta, które w 10 lat przejechały tylko 150 tys. km, nawet jeżeli mają to udokumentowane w książce serwisowej, powinny budzić podejrzenia.

Jak pokazaliśmy, sfałszować książkę serwisową może bez problemu każdy, lepiej więc dłużej poszukać i dokładniej sprawdzić auto przed kupnem, niż później ponosić finansowe konsekwencje pochopnego wyboru. Tekst: S. Rokita, T. Korniejew

tygodnik "Motor"
Dowiedz się więcej na temat: oszukane | używana | oszukać | wizyta | Volkswagen | sprzedawcy | Ford | oszukany | książki | auto | Auta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy