Kobieca grupa nacisku

Przepadam za reklamami, w których używa się sloganów, iż jakiś samochód specjalnie nadaje się dla kobiet. Przy bliższym poznaniu okazuje się, że jest to na ogół auto małe, tandetne, na dodatek często jeszcze w jakimś szemranym landrynkowym kolorku.

Utarło się - z racjonalnych raczej powodów - że kobieta powinna jeździć autem mniejszym niż mężczyzna.

Nie wiem, skąd ta przedziwna opinia, gdyż inne rzeczy przeznaczone dla kobiet na ogół są większe niż dla płci przeciwnej: łazienka dla pani domu, jej sypialnia, szafa, tapczan na ogół są okazalsze od analogicznych przybytków czy przedmiotów przeznaczonych dla panów. Jedynie większe osobiste rzeczy używane w świecie mężczyzn to teczki, portfele i maszynki do golenia.

Jeżeli - jak zakładają twórcy dyskryminujących osądów - kobieta jest mniej uzdolniona technicznie i słabsza, to właśnie powinna jeździć samochodem wygodniejszym, czyli większym, a także sprawniejszym niż panowie, którzy ponoć ze wszystkimi przeciwnościami losu dają sobie radę, a więc lepiej tłamszą się w małym autku.

Reklama

Genezy zjawiska miniaturyzacji aut dla kobiet należy szukać w sknerstwie mężczyzn. Żona na ogół otrzymuje auto, które już albo znudziło się mężowi, albo wysłużyło się i nie odpowiada jego aspiracjom. Lokują więc bez zmrużenia oka swoje żony w starych "maluchach" wmawiając im, że są to dokładnie sprawdzone, zasłużone polskie autka, a więc jazda nimi to w ogóle wyróżnienie, szczególnie że stają się już zabytkami. O panu nie najlepiej świadczy, gdy sam porusza się okazałą gablotą, a swoją ślubną wraz z rodzonymi dziećmi przeflancowuje do autka, które mimo że jest sympatyczne, to nie ma sobie równego w nieodporności na drogowe kolizje. W zasadzie i kierowca, i pasażer pozostają tam w czasie zderzenia sam na sam z innym samochodem: nie chronią ich ani żadne strefy zgniotu, ani poduszki powietrzne. Pan mąż i ojciec akceptuje więc w podświadomości makabryczną ewentualność zapisaną być może gdzieś w przestworzach. W swojej opinii jest przecież dobrym mężem i ojcem, bo zapewnia rodzinie suplementarny pojazd, aby droga małżonka mogła samodzielnie dojeżdżać do pracy i odwozić dzieci do szkoły. Całe szczęście, że każda kobieta ma na ogół jakiegoś osobistego anioła stróża, który czuwa nad nią i nad jej potomstwem. Być może także jej umiejętności bezkolizyjnej jazdy są tak dobre, że udaje jej się unikać dramatycznych drogowych sytuacji, w które statystycznie uwikłanych jest więcej mężczyzn niż kobiet.

Jaki więc samochód można uznać za typowo damski? Jak już pisałam, nie chodzi o to, by był w pastelowych kolorkach, maluśki i słodziuśki, z gadżecikami w środku. Nie chodzi też o samochód reklamowany jako przyjazny środowisku, bo - jako żywo - nie słyszałam jeszcze nigdy o egzemplarzu, który nawiązałby bliższe relacje z naturą. Nawet trudno tutaj jako w pełni ekologiczny polecać samochód obrośnięty trawą, jaki kiedyś eksponowano na salonie genewskim. Dla kobiet po prostu nadaje się przestronny samochód z dobrymi przyspieszeniami, hamulcami i tym wszystkim, co jest potrzebne do sprawnej jazdy. Na ogół także dla pań bardziej stosowny jest pojazd o gabarytach vana niż mikrusa. Bo to właśnie kobiety częściej przewożą dzieci, zwierzęta, kosze zakupów niż ich mężowie. Dla trójki spokojnych lub dwójki ruchliwych dzieci, lub jeden pies najlepszy jest duży samochód właśnie typu dużego vana. Ja osobiście najlepiej czuję się w multipli, bo nie tylko jest dostosowana do moich nieco ponadnormatywnych parametrów, ale można w niej także przewozić wszystkich krewnych i znajomych królika. Jest także w stanie sprostać wielości innych przeznaczeń, od biesiadowania do spania, nie wyłączając innych funkcji rekreacyjnych.

Nie są w nim potrzebne tuziny przeróżnych przycisków, bo nimi raczej posługują się panowie. W autach dla kobiet pewnie przydałaby się mechaniczna sekretarka przypominająca, że są niedomknięte drzwi bądź podająca, na ile kilometrów starczy nam jeszcze benzyny. Ale to w zasadzie wszystko, co z nowoczesnych urządzeń ponadstandardowych mogłoby się przydać.

Natomiast z myślą o paniach można by nieco zmienić koncepcje wyposażenia. Tak więc przednie siedzenie fotela pasażera mogłoby być na zawiasach uchylane w prawą stronę tak, żeby w środku powstał schowek na przyzwoitych rozmiarów torebkę. Jest to tym bardziej celowe, iż obecnie grasują bandziorzy specjalizujący się w kradzieży torebek leżących na siedzeniach. Druga innowacja mogłaby dotyczyć urządzenia małego, wpuszczanego w półkę pod przednią szybą kuferka kosmetyczki vis-a`-vis z prawej ręki kierowcy. W otwieranym wieczku puzderka winno znajdować się lusterko, aby w czasie jazdy, zerkając do niego prawie na wysokości wzroku, można było bezkonfliktowo poprawić makijaż, nie tracąc z pola widzenia niczego, co dzieje się na drodze. Lusterko umieszczone w zasłonce przeciwsłonecznej podsufitki - jak to ma miejsce dotychczas - służy wyłącznie do oglądania czoła i górnej partii głowy, a więc może być ono interesujące i funkcjonalne wyłącznie dla panów obserwujących postępy swojej łysiny czołowej, natomiast dla kobiet do makijażu jest w ogóle nie przydatne.

Być może panie mają więcej uwag ode mnie na temat wnętrza samochodu. Chętnie upowszechnię ciekawe pomysły. Mogłybyśmy stworzyć grupę nacisku. Może w ten sposób udałoby się nam coś wywalczyć w tym automobilowym świecie mężczyzn, gdzie nikt nas nie pyta o zdanie na temat przedmiotu, który używamy codziennie. hjj

Porozmawiaj na Forum.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy