Bezpieczniej na drogach. Dzięki policji?

18 zabitych, 253 rannych - to bilans sylwestra, Nowego Roku i drugiego stycznia na polskich drogach. Było dużo spokojniej i bezpieczniej niż się spodziewano.

Wczoraj nie zginął nikt, co jest wydarzeniem jeżeli nie precedensowym, to z pewnością bardzo rzadkim. Policja przypisuje ten sukces oczywiście sobie. Zwiększonej liczbie patroli i wzmożonej pracy prewencyjnej. Czy rzeczywiście?

Apele o ostrożną jazdę słyszymy w telewizji przed każdymi świętami i każdym długim weekendem. Nie są też niczym nowym organizowane z tej okazji przez policję specjalne akcje. "Znicz", "Choinka", "Wakacje", "Majówka" itd. Skutki tych wysiłków bywają różne. Na ogół mizerne. Aż tu proszę - tylko 18 zabitych. I to w odrębnych wypadkach, mało spektakularnych, więc nie wzbudzających większych emocji w opinii publicznej.

Reklama

W rzeczywistości, mniejszą niż oczekiwaną liczbę ofiar zawdzięczamy najprawdopodobniej dwóm okolicznościom. Po pierwsze, tłokowi na drogach. Kiedy jedzie się zderzak w zderzak, jak to było na przykład przez długie godziny na zakopiance, łatwo o kolizję, lecz groźny wypadek raczej nam nie zagraża. Z punktu widzenia bezpieczeństwa ruchu idealną sytuacją, do której w naszych miastach mamy zresztą blisko, są zatem totalne korki. Złośliwi mogą powiedzieć, że faktycznie, do ich powstawania często przyczyniają się funkcjonariusze drogówki, ale my przecież złośliwi nie jesteśmy...

Drugą, kto wie czy nie ważniejszą przyczyną spadku liczby wypadków były warunki, panujące na drogach. Śnieg, gołoledź, błoto, mgła, wcześnie zapadające ciemności sprawiają, że zdecydowana większość kierowców zdejmuje nogę z gazu i jeździ ostrożniej. Nie ma to nic wspólnego z jakimikolwiek kampaniami uświadamiającymi, lecz po prostu z instynktem samozachowawczym. Jeżeli już doszukiwać się tu czyjejś zasługi, to przecież nie policji, ale służb odpowiedzialnych za utrzymanie szlaków komunikacyjnych. Im to bowiem "zawdzięczamy" wszechobecność zimowych "spowalniaczy" na drogach.

Trudno też wykluczyć, że wyjątkowo mała liczba wypadków w okresie sylwestrowo-noworocznym to czysty przypadek. Przy następnej podobnej okazji statystyka może wrócić, niestety, do tragicznej normy. Kto wtedy będzie temu winien? Na pewno nie policja, dziś chwaląca się swoim rzekomym sukcesem, lecz, jak zwykle, kierowcy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy