Autogiełdy to promocja złodziejstwa!

Jeździłam autem, traktowałam go jak przedmiot codziennego użytku, dbałam o terminowe przeglądy, czasem go myłam (ale nie przesadnie, przyznaję ze wstydem) - ot, taka sobie symbioza kobiety i jej auta.

Odkąd napisałam pierwszy list do Interii motoryzacja w szerokim jej pojęciu wdarła się w moje życie.

Bo i dyskusja o lewym pasie, problem parkowania, kierunkowskazów - tematy z życia codziennego kierowcy.

Nie spotkało mnie do tej pory jednak żadne drastyczne zdarzenie - ot raz, mała kolizja z zagapionym kierowcą, parę sytuacji na drodze mrożących krew w żyłach, ale zawsze wychodziłam obronną ręką...

I tak było do ubiegłego piątku, do godziny 3 w nocy.

Natarczywy dźwięk domofonu wyrwał mnie z głębokiego snu (a mojego psa nie - oto, jak świat schodzi na psy;-)) Domofon o trzeciej w nocy musi budzić niepokój i ten niepokój obudził mnie.

Reklama

Dzwonił sąsiad z mało przyjemną o tej porze wiadomością o włamaniu do mojego auta.

Tak naprawdę żadna pora nie jest dobra na tego typu wiadomości, ale gdybym otrzymała ją w dzień byłabym przynajmniej ubrana...

W każdym razie moje auto krzyczało rozpaczliwie, błyskało światełkami, a ja spałam... Oto ile są warte alarmy samochodowe.

Cóż ten nieszczęsny złodziej chciał ukraść? Pewnie radio. Niestety, wmontowane na stałe nie dało się wyszarpać. Co ukradł? Moje ukochane płyty - poświęciłabym drugą szybę, żeby je odzyskać.

Gdzie ja teraz dostanę Children of Sanchez Chucka Mangione czy Offramp Pata Metheny'ego... Gdzie mój Marsalis, Jarret, o Turnale nie wspomnę...

Wszystkie moje ukochane płyty, które umilały mi pobyty w korkach, które przenosiły mnie w inny świat - uprzejmych kierowców i bez złodziei!

Na marginesie dodam, że zginęły mi również: okulary przeciwsłoneczne od Armaniego, cudowny błyszczyk do ust Diora, niezawodny w użyciu na czerwonym świetle, instrukcja obsługi auta (to fatalna strata, nie zdążyłam jej jeszcze przeczytać...), ładowarka do Nokii, odświeżacz powietrza o zapachu świeżej bryzy, w dodatku na wpół zużyty, mój piękny kaszmirowy szal w kolorze śliwkowym porzucony beztrosko na przednim siedzeniu... Złodzieju! Niech no ja Cię w tym szalu zobaczę...

Moi doświadczeni koledzy uświadomili mi, że powinnam się cieszyć, że straty są takie małe.

Jednocześnie jeden z nich w celach poglądowych zabrał mnie na giełdę samochodową.

No cóż, przeżyłam szok!

Daję sobie uciąć moją prawą rękę, a dołożę jeszcze i zgrabną nogę, że 80% towaru na giełdzie pochodzi z kradzieży.

Prawa rynku są nieubłagane - rzecz droga nie może być tania - a ileż może być okazji, że synek wyprzedaje swoje części samochodowe na operację dla chorej mamusi...

Ludzie, otwórzcie swoje oczy szeroko zamknięte - giełda to promocja złodziejstwa, oszustwa i szeroko pojętej przestępczości!

Chodziłam i oczom nie wierzyłam - gdzie jest policja? Gdzie zakupy kontrolowane, tajni agenci itp.?

Dlaczego nie ma obowiązku udokumentowania pochodzenia sprzedawanego towaru?

Rozumiem, że ktoś sprzedaje jeden komplet kołpaków do forda, ale jeżeli takich kompletów posiada kilkanaście i do różnych marek samochodów, za 1/4 ich ceny z serwisów firmowych, to istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że jest to efekt li i jedynie nocnej wycieczki na jedno z osiedli.

Wśród tych prowizorycznych stoisk z "gorącym" towarem snują się tłumy kupujących - nie wytrzymałam i zapytałam pewnego pana w kapeluszu, czy nie ma podejrzenia, że nabywana przez niego część do toyoty pochodzi z kradzieży.

Wiecie, co powiedział? Że wie, że to kradzione, ale jest tanie, a w serwisie nie będzie przepłacał.

W naszym chorym kraju liczy się tanio i okazja - zawsze ta krótkowzroczna polityka Polaków prowadziła kraj na manowce.

Nie wypleni się złodziejstwa, jeżeli będzie na nie społeczne przyzwolenie. Kupując na giełdzie u złodziei i paserów takie przyzwolenie dajemy. Póki będzie istniał popyt, będą i kradzieże.

A to ma przecież przełożenie choćby na coraz wyższe stawki ubezpieczeniowe (osobiście zgrzytałam zębami nie dalej jak trzy tygodnie temu ubezpieczając nowe auto), na coraz wyższe ceny części w serwisach - jakoś muszą się ratować, skoro większość Polaków woli kupować tanio na giełdach części kradzione...

A giełdę naprawdę można uzdrowić, bo przecież handlują tam też ludzie uczciwi. Wystarczy stworzyć wymóg posiadania historii każdego sprzedawanego przedmiotu - czy to faktury, czy umowy sprzedaży z poprzednim właścicielem.

I nawet jeżeli stworzy to pole do kolejnych fałszerstw i nadużyć, bo przecież "Polak potrafi", to na pewno wyeliminuje część sprzedających - zwłaszcza takich sprytnych chłopaczków, co to w nocy ściągają kołpaki z nie swoich aut, w dzień je sprzedają, a wieczorami za to balują.

Ciekawa jestem opinii czytelników na temat giełdy i sposobów na wyeliminowanie z niej złodziei.

Tradycyjnie i uprzejmie proszę o nieużywanie w moim kierunku wyzwisk- naprawdę codziennie patrzę uważnie w lustro i nie widzę tam ani krowy, ani głupiej baby...;-)) Licencja

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Auta | promocja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy