Traktat o mocy i rozumie

Posiadacze wymarzonych czterech kółek z czasem dojrzewają do myśli ich udoskonalenia. Dla niektórych ta chwila przychodzi wcześniej, dla innych później, a dla jeszcze innych - może nie nadejść nigdy. Jednak dla przeciętnego Polaka, udręczonego psychicznie przez ciężarówki, znudzonego jazdą w szpalerach aut po wąskich drogach, chwila ta przychodzi szybko. Jedynie brak dostępu do rzetelnych informacji o możliwościach modyfikacji powstrzymuje wielu z nas, kierowców, przed krokiem w kierunku poprawy swojego bezpieczeństwa. W Polsce na drogach potrzebne są mocne nerwy i mocne auta - inaczej niż na przykład w Niemczech.

Tam do swobodnego przemieszczania się wystarczy samochód o niedużej mocy - zwykle z silnikiem Diesla - o dużej elastyczności i przyzwoitych osiągach, pozwalających komfortowo podróżować po autostradach. Jazda po zwykłych drogach też nie nastręcza trudności, stąd przeciętne auta u naszych zachodnich sąsiadów zwykle nie są mocniejsze od tych używanych w Polsce - nie muszą być zaganiane do szarż na krótkich, zdatnych do wyprzedzania odcinkach dróg, więc moc nie jest aż tak istotna. Nie bez znaczenia jest też różnica w kulturze i dyscyplinie jazdy. Ponadto swoje trzy grosze dokładają (czy też raczej - ujmują) opłaty związane z samochodem, zależne właśnie od jego mocy.

Reklama

W Polsce kierowcy sfrustrowani długą jazdą po zatłoczonych szosach wyprzedzają nagminnie, dosłownie ryzykując życiem - nie zawsze swoim. Bardzo często przeceniają możliwości swoich silników, co, niestety, wpływa niekorzystnie na statystyki wypadków. Sieć nowych autostrad, mogąca poprawić sytuację, pozostaje wciąż w sferze projektów. W tej sytuacji można próbować poprawiać swoje bezpieczeństwo przez zwiększanie osiągów samochodu. Skrócenie czasu wyprzedzania przy zachowaniu odrobiny zdrowego rozsądku - przyśpiesza podróż, zmniejsza wysiłek kierowcy i niepotrzebną na drodze agresję.

Być może taka teoria nie brzmi dobrze w sytuacji, gdy wciąż jeszcze duża część pojazdów na naszych drogach jest w złym stanie technicznym i raczej wymaga remontu generalnego lub złomowania. Sam tuning silnika nie jest rozsądną propozycją dla użytkowników takich pojazdów - w skutkach może przynieść spore kłopoty, a niekiedy nieszczęście. Jednak jednoczesna poprawa osiągów, ewentualnie trakcji, hamulców i innych elementów bezpieczeństwa biernego w samochodzie sprawnym technicznie, w pełnym tego słowa rozumieniu, z pewnością może pomóc w zwiększeniu bezpieczeństwa przynajmniej tej części pojazdów. Można oczywiście poprzestać na modnym ostatnio "spojlerze ze stopem", czyli możliwie ogromnym kawałku plastiku przykręconym do pokrywy bagażnika, ze świecącą na czerwono linią żaróweczek, z których zwykle co druga nie działa już po tygodniu od instalacji. Rzeczony spojler skutecznie zresztą spowalnia każde auto, stawiając powietrzu opór niczym spadochron hamujący myśliwiec. Można też zakleić sobie szyby oraz zamalować kierunkowskazy na czarno - od razu auto przypomina pewną drewnianą skrzynię, szczególnie po zamknięciu wieka...

Osobnym dokuczliwym problemem dla wszystkich normalnych kierowców, a szczególnie dla tych traktujących tuning jako niezbędną, sensowną modyfikację usprawniającą samochód, jest fakt, że w niektórych autach jeżdżą kierowcy normalni inaczej. Spora grupa domorosłych ścigantów traktuje drogi jak tor wyścigowy, a innych użytkowników jak rozstawione na nim szykany. W przypadku takich samozwańczych "królów szos" można mieć spore wątpliwości, czy auto ze zwiększonym momentem i mocą zderzy się na drodze z rozsądkiem, czy też przejedzie obok i pozostawi go daleko w tyle.

Tomasz Pirowski V - Tech tuning

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Auta | kierowcy | auto | tuning
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy