Też chciałbyś klasyka?

Zastanawialiście się kiedyś jak wiele bylibyście w stanie zapłacić za pachnącego świeżością forda capri, opla mantę lub inny samochodowy klasyk z minionej epoki?

Zakładając, że nie trafiliście do naszego serwisu przez przypadek - pewnie sporo. W czasie, gdy projektowane przez księgowych samochody stały się plastikowymi, bezdusznymi jeździdełkami z niezliczoną ilością składanych w Chinach elektronicznych gadżetów, brakuje pięknych i surowych aut dla prawdziwych facetów, którzy nie chowają się za poduszkami powietrznymi i odróżniają jeszcze nadsterowność od nadciśnienia.

Taki stan rzeczy zauważają powoli producenci, którzy starają się właśnie opanować tę rynkową lukę. Dla przykładu w BMW Welt uruchomiono specjalną komórkę, która zajmuje się odrestaurowywaniem starych, będących w prywatnych rękach klasyków, z pełnym poszanowaniem dokumentacji technicznej.

Niedawno informowaliśmy też, że niewielka firma HMC zbudowała ogromne coupe o nazwie hidalgo, którego nadwozie wzorowane jest na przedwojennych bugatti atlantic czy largo. Wyposażone we współczesne rozwiązania techniczne auto wyceniono na - bagatela 1,23 mln zł.

Reklama

Na tęsknocie za "starymi dobrymi czasami" postanowiły też zarobić inne, mniejsze firmy, będące obecnie w posiadaniu marek, które kilkadziesiąt lat temu wyznaczały kierunki rozwoju motoryzacji.

Dla przykładu, grupa angielskich pasjonatów, którzy są obecnie właścicielem legendarnej, przedwojennej marki Alvis, postanowiła "wznowić" produkcję modelu 4,3 l., którego ostatni egzemplarz zjechał z linii montażowej w... 1940 roku. Samochód - z uwagi na wymagania homologacyjne - doposażony zostanie w kilka współczesnych gadżetów (bezpieczna, łamana kolumna kierownicza, wtrysk paliwa, współczesne oświetlenie) ale auto w dużej mierze opierać ma się na oryginalnych planach. Wg producenta, cena oscylować ma w okolicach 170 tys. funtów. Wprawdzie to mniej niż w przypadku leciwych oryginałów, ale na wydatek 850 tys. zł i tak pozwolić będą sobie mogli nieliczni.

W przypadku Alvisa trudno przypuszczać, by marka znów odniosła spektakularny sukces. Pamięć większość "aktywnych" motoryzacyjnych maniaków nie sięga bowiem aż tak daleko. Rzecz ma się jednak zupełnie inaczej, jeśli chodzi o samochody, o których - dorastając - marzyło współczesne pokolenie rekinów biznesu. Przykładem tego typu pojazdu jest brytyjski jensen interceptor, który wraca właśnie na rynek po niemal 34-letnim okresie niebytu!

Produkująca karoserie firma Jensen powstała przed II Wojną Światową, w 1934 roku. W latach pięćdziesiątych fabryka zajęła się produkcją kompletnych pojazdów wyposażanych w jednostki napędowe produkcji Chryslera i Lotusa. Interceptor, który wraca właśnie do produkcji, powstał w 1966 roku.

Stylowe, dwudrzwiowe coupe z ogromną, giętą tylną szybą wyposażone było w silnik V8 Chryslera o mocy 383 KM (później 440 KM). Napęd przenoszony, za pomocą czterobiegowej ręcznej lub trzybiegowej automatycznej skrzyni trafiał na tylną oś. Na bazie interceprota, w 1966 roku Jensen zbudował też model FF - pierwszy "seryjnie produkowany" (powstało 320 sztuk) GT z napędem na cztery koła.

Jensen International Automotive wraca do łask dzięki zastrzykowi gotówki, jaką zainwestował w firmę Charles Dunstone - założyciel Carphone Warehouse - jednej z największych sieci komórkowych w Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Nowy insterceptor S, podobnie jak historyczny FF wyposażony zostanie w napęd na cztery koła oraz silnik 6,2 V8. Ten ostatni, o mocy 429 KM pochodzić ma ze stajni Chryslera. Napęd przenoszony będzie za pośrednictwem czterostopniowego automatu, zawieszenie opierać ma się o rozwiązania znane ze starszych modeli marki Jaguar. W stosunku do oryginału zmieni się też układ hamulcowy - za jego opracowanie odpowiada firma AP Racing.

Auto, którego nadwozie wyglądać ma dokładnie tak, jak przeszło trzydzieści lat temu - w stosunku do oryginału - schudnie niemal 400 kg. Dzięki temu nowy-stary interceptor S przyspieszać ma do 100 km/h w mniej niż 5 sekund. Prędkość maksymalna oscylować ma w okolicach 250 km/h.

Miłośnicy klasycznych angielskich aut, po złożeniu zamówienia, będą musieli poczekać około 4 miesięcy, aż samochód zostanie zbudowany. Cena podstawowej wersji startuje z pułapu 105 tys. funtów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto | firma
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy