Subaru w kłopocie. Nie wiedziało, że łamie prawo

Kolejna motoryzacyjna afera zatacza coraz szersze kręgi. Po wykryciu nieprawidłowości dotyczących kontroli jakości w japońskich fabrykach Nissana, do podobnych praktyk przyznało się również Subaru.

Prezes Subaru Yasuyuki Yoshinaga na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej przyznał, że firma stosowała podobne rozwiązania, co Nissan. Yoshinaga wyznał, że proces kontroli jakości nie zmienił się znacząco od blisko 30 lat, a firma nie zdawała sobie sprawy, że nie spełnia on wymogów japońskich władz.

Przypomnijmy, że chodzi wyłącznie o samochody sprzedawane na japońskim rynku. Zgodnie z obowiązującymi w Japonii przepisami, wytwarzane w lokalnych fabrykach pojazdy muszą przejść procedurę rejestracji w resorcie transportu. Wiąże się ona ze specjalną kontrolą jakości, którą wykonywać mogą jedynie inspektorzy posiadający wydane przez władze uprawnienia.

Reklama

W przypadku Nissana i Subaru proceder polegać miał na poświadczaniu nieprawdy przez pracowników. Pod protokołami odbioru podpisywali się inspektorzy z uprawnieniami, mimo że w rzeczywistości kontroli jakości dokonywali szeregowi pracownicy. W przypadku Subaru chodzi o fabrykę w prefekturze Gunma, w której tego typu praktyki dotyczyć miały wszystkich trzech linii produkcyjnych. Zdaniem władz firmy nielegalne praktyki zarzucono zaraz po ich wykryciu - 3 października.

Oświadczenie szefa Subaru momentalnie odbiło się na notowaniach japońskiego producenta. Na giełdzie w Tokio notowania Subaru spadły o 2,6 proc. Władze producenta rozważają ogłoszenie akcji serwisowej, która - wg wstępnych wyliczeń - objąć może 250 tys. sprzedanych w Japonii pojazdów. Koszt akcji szacowany jest na około 5 mld jenów, czyli ok 44 mln dolarów.

Ujawniona przez dziennikarzy afera dotycząca kontroli jakości poskutkowała już zawieszeniem produkcji w japońskich fabrykach Nissana. Marka zobowiązała się również wezwać do serwisów na szczegółową inspekcję około 1,2 mln sprzedanych w Kraju Kwitnącej Wiśni pojazdów!

To kolejny cios dla producentów z Japonii. Ich wizerunek skutecznie nadszarpnęła już sprawa wadliwych poduszek powietrznych firmy Takata, okrzyknięta mianem "największej w historii motoryzacji akcji serwisowej". W zeszłym roku potężną wizerunkową wpadkę zaliczyło też Mitsubishi, które przyznało się do fałszowania rzeczywistych wyników zużycia paliwa części swoich modeli.

W ostatnim czasie na jaw wyszła również afera z udziałem światowego potentata w produkcji stali - Kobe Steel. W początku października lokalne media informowały o fałszowaniu wyników badań jakościowych oferowanych przez Kobe Steel produktów. Fałszerstwa dotyczyć miały 193 tys. ton różnej maści produktów z aluminium i 2 200 ton miedzi. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że oferta Kobe Steel obejmuje m.in. odkuwki czy odlewy stosowane powszechnie w lotnictwie, kolejnictwie, a nawet przemyśle kosmicznym.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy