Samochód to nie ogórek

Harmonizacja cen w ramach Unii Europejskiej a co za tym idzie podwyżki w „branży” samochodowej wciąż wzbudzają emocje. Poniżej bardzo interesujący list naszego Czytelnika, który postanowił podzielić się swoimi uwagami.

Warto przeczytać...

Ostatnie zmiany na rodzimym rynku motoryzacyjnym przetaczają się jak burza, po której nikt nie wie, co zostanie. Niestety jak to z kataklizmami bywa; raczej nic dobrego. Na pierwszego maja rząd przygotował nam „prezent” w postaci zmiany ustawy o VAT. Wydaje się jednak, że w dłuższej perspektywie bardziej może nas dotknąć europejska wspólna polityka w zakresie sprzedaży samochodów. Temu chciałem właśnie poświęcić parę słów.

Jak wszyscy wiemy Komisja Europejska dąży do liberalizacji rynku motoryzacyjnego, co jednocześnie oznacza harmonizację cen na terenie UE. Termin ostatni często wykorzystywany w różnych publikacjach, rzadziej rozumiany przez ich odbiorców. Powiedzmy sobie jasno, że Komisja Europejska nie ma bezpośredniego wpływu na ceny ustalane przez producentów samochodów, tak jak nie może narzucać ujednolicenia w Unii cen np. ogórków. Te reguluje wolny rynek. Tyle, że urzędnicy dobrze wiedzą, że samochód to nie ogórek. Przecież nawet po 10 kg tego warzywa nikt nie będzie jechał za granice. Z samochodem jest już inaczej. I właśnie tu pojawia się problem (dla producentów, a nie urzędników).

Reklama

Otóż gwarancja na samochód sprzedany w jakimkolwiek kraju UE musi być respektowana na całym jej terenie. Oznacza to, że Niemiec, który kupi w Polsce samochód o 20% taniej niż w RFN, będzie miał takie same prawa gwarancji jakby kupił samochód w swoim kraju. Jednak wiadomo, że koszt napraw gwarancyjnych w ASO jest w Niemczech o wiele wyższy niż w Polscy. To jest właśnie jeden z powodów różnicy cen samochodów w krajach UE.

Koszt prowadzenia serwisu ASO zależy od wielu zmiennych takich jak: koszt zatrudnienia pracownika, koszt budowy lub wynajmu salonu i serwisu, cena ziemi, na której znajduje się stacja, koszt transportu części zamiennych, cena wody, prądu i innych mediów, wysokość obciążeń podatkowych oraz innych

Większość powyższych składowych kosztów prowadzenia stacji jest w krajach starej Piętnastki wyższa (czasem znacząco niż w Polsce). Stąd też producent ustala wyższą marżę na samochody sprzedawane w krajach o wyższych kosztach prowadzenia działalności. Jej wysokość powinna być zależna od lokalnego rynku, tak jak jest chociażby z żywnością, która generalnie jest tańsza na wsi niż w mieście.

Całkowita liberalizacja rynku motoryzacyjnego, forsowana przez Komisję Europejską, rozszerza de facto ten lokalny rynek na teren całej Unii. Aby producenci nie tracili na kosztach serwisu gwarancyjnego samochodów sprzedanych w krajach z niższą marżą, a naprawianych, za pieniądze producenta, tam gdzie koszty są wysokie, będą dążyć do uśrednienia cen, za jaki sprzedają samochody salonom w całej Europie.

Chyba nie trzeba tłumaczyć nikomu, że odbędzie się to ze szkodą dla nas, bo skoro rynek niemiecki jest kilku lub nawet kilkunastokrotnie większy od polskiego (zresztą, włoski, francuski i angielski też), to okazuje się, że utrata 1% klientów w którymś z tych krajów będzie bardziej dotkliwa niż 10 - 15% spadek sprzedaży w Polsce.

Urzędnicy unijni nie przejmują się różnicami w zarobkach obywateli krajów UE i kosztach prowadzenia działalności gospodarczej tylko idą w zaparte. Za 1,5 roku wejdą w życie przepisy pozwalające dilerom otwierać salony w różnych krajach UE, więc z pewnością do tego czasu ceny się wyrównają! Polityka Unii jest o tyle niezrozumiała ze deregulując jedne rynki nadal reguluje inne, np. rolnictwo. Nie ma, więc przeszkód w tym by poczekać z liberalizacją do czasu, choć częściowego zrównania średniego statusu majątkowego wszystkich obywateli UE.

Czy my możemy jakoś zapobiec tej szalejącej drożyźnie? Raczej będzie ciężko. Pokazuje to przykład Belgii, do której jeszcze niedawno masowo po tańsze auta przyjeżdżali Brytyjczycy. Aby temu zapobiec producenci podnieśli ceny w Belgii (w dłuższym okresie o 30%), a po drugiej stronie kanału La`Manche nieznacznie obniżyli. Bogaty zarobił, biedny stracił.

Zakazywanie sprzedaży samochodów obywatelom obcych krajów też nie jest wyjściem. Tak robił Volkswagen zakazując włoskim dilerom sprzedaży tańszych aut Niemcom. Skończyło się to karą nałożoną przez Komisję Europejską i wyrównaniem cen.

Teoretycznie można by żądać od dilerów w Polsce rabatów, których Ci nie musieliby udzielać obcokrajowcom. Jednak diler może jedynie opuścić swoją marżę, natomiast ta producencka pozostaje stała, a to głównie ona obecnie rośnie, więc tu raczej rozwiązania nie znajdziemy.

Gdyby szukać rozwiązań na siłę można by wprowadzić opłatę za serwis gwarancyjny na terenie innego państwa, niż kraj zakupu. Byłaby ona rożna dla każdej pary krajów i ustalana przez producenta. Jednak na takie rozwiązanie raczej Komisja Europejska się nie zgodzi, a nasi politycy z pewnością tego tematu nie podejmą.

Cóż, więc zostaje. Brać kredyt teraz i kupować póki nas stać na to, bo jak tak dalej pójdzie to wszyscy będziemy za parę lat kupować tylko używane auta z Niemiec i to w cenie dzisiejszych nowych!

Zobacz ostatnie wydanie naszego biuletynu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Komisja Europejska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy